Reklama

To była bardzo słaba Gdynia

Werdykt jury w Gdyni "idealnie odpowiada miernej temperaturze tegorocznego festiwalu" - uważa Łukasz Maciejewski, współpracujący z magazynem "Film". Krytyk powiedział, że gdyby to on miał decydować, nagrodziłby całkiem inne filmy.

35. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni trwał od poniedziałku, zakończył się w sobotę. Złote Lwy zdobyła "Różyczka" Jana Kidawy-Błońskiego. Nagrodę dla najlepszego reżysera zdobył Feliks Falk - za film "Joanna". Nagroda Specjalna Jury została przyznana za film Janusza Majewskiego "Mała matura 1947".

- Uważam, że poziom tegorocznego festiwalu był naprawdę bardzo słaby - ocenił Maciejewski po zakończeniu sobotniej gali rozdania nagród.

- Nagrodzone zostały filmy, których ja - w swojej opinii - w ogóle nie umieściłbym w werdykcie. Filmy przyzwoite, dobrze zrobione. Ale wszystko w manierze lat siedemdziesiątych - czyli tego, czego ja akurat w kinie nie szukam - powiedział Maciejewski.

Reklama

"Rozczarowało mnie, że nie zwrócono uwagi na dojrzałość artystyczną filmu Jana Jakuba Kolskiego "Wenecja". Z kolei film "Matka Teresa od kotów" Pawła Sali wybijał się strukturą formalną, która różniła go na przykład od bardzo solennej, dobrze skrojonej propozycji Feliksa Falka - mówił krytyk.

- Gdybym to ja miał decydować, doceniłbym właśnie "Wenecję", "Matkę Teresą od kotów". A także "Erratum" Marka Lechkiego - powiedział Maciejewski. Za "przykre" uznał "niedostrzeżenie zupełnie w werdykcie filmu Doroty Kędzierzawskiej 'Jutro będzie lepiej'". - Ten film jest doskonały formalnie - zwrócił uwagę.

Łukasz Maciejewski skrytykował decyzję o nagrodzie dla Magdaleny Boczarskiej w kategorii najlepsza główna rola żeńska (za grę Boczarskiej w "Różyczce").

- Dziennikarze typowali do tej nagrody raczej Urszulę Grabowską, za jej rolę w filmie "Joanna". Ja byłem przekonany, że wygra właśnie Grabowska - powiedział Maciejewski.

- Przy całej sympatii dla urody Magdaleny Boczarskiej - to nie była rola na nagrodę - uważa krytyk.

Tegoroczny werdykt kompletnie nie celuje w przyszłość

Także Piotr Szygalski - współautor programu kulturalnego "Wstęp wolny" w TVP2 - przyznał, że dziwi go decyzja jury, jeśli chodzi o wiele kategorii.

- Tegoroczny werdykt kompletnie nie celuje w przyszłość - uważa Szygalski. - Wolałbym, by na tym festiwalu honorowano filmy proponujące coś nowego. Błędem jest nagradzanie rzeczy, które są wyłącznie dobrze zrobione - powiedział dziennikarz.

W jego ocenie, nie doceniono w Gdyni kilku oryginalnych produkcji, np. filmu "Matka Teresa od kotów" debiutanta Pawła Sali. - To nie jest film wybitny, lecz powinien zostać zauważony - uważa Szygalski.

Jak ocenił, tegoroczny laureat Złotych Lwów, obraz "Różyczka" Jana Kidawy-Błońskiego, to "kino absolutnie akademickie, z umiarkowanie udanymi kreacjami aktorów".

Dziennikarz ma wątpliwości co do nagrody w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa, którą przyznano Magdalenie Boczarskiej, odtwórczyni głównej roli w "Różyczce".

- Absolutnie szanuję to, co zrobiła Boczarska w "Różyczce". Jednak dużo ciekawszą rolę, wymagającą większego przygotowania stworzyła Urszula Grabowska w "Joannie" Feliksa Falka - powiedział Szygalski.

Falk wyreżyserował "Joannę" według własnego scenariusza i za ten scenariusz dostał w Gdyni nagrodę. Piotr Szygalski uważa, że na nagrodę w tej kategorii bardziej zasługiwał inny tekst - scenariusz filmu "Chrzest" Marcina Wrony, napisany przez trzy osoby: Grzegorza Jankowskiego, Grażynę Trelę i Dariusza Glazera.

- Przy całym szacunku dla Feliksa Falka, dla niebywałej solidności filmu "Joanna", nie mogę się z werdyktem zgodzić - powiedział Szygalski. W jego ocenie, "Joanna" to "propozycja wyjątkowo akademicka".

- Podsumowując, dziwi mnie decyzja jury, jeśli chodzi o wiele kategorii. Być może jednak ten werdykt to konsekwencja kompromisu, który musiał stworzyć się pomiędzy Alicją Bachledą-Curuś a Andrzejem Barańskim" - zastanawiał się Szygalski.

- Ten festiwal miał niższy poziom niż ubiegłoroczna edycja - podkreślił dziennikarz. - Nie było filmów takich jak "Rewers", "Dom zły", "Zero" czy "Wszystko, co kocham". Produkcje, które pokazano na tegorocznym festiwalu, nie odzwierciedlają jednak w pełni obecnej kondycji polskiego kina - uważa Szygalski.

W jego ocenie, tegoroczna edycja gdyńskiej imprezy była "festiwalem przejściowym". - Kilka filmów, które były planowane na ten rok, jeszcze nie powstało. Nie traktujmy więc tej edycji jako papierka lakmusowego - zaznaczył.

Według Szygalskiego, najlepsze pozycje w tegorocznym konkursie głównym w Gdyni to: "Chrzest" Marcina Wrony, "Erratum" Marka Lechkiego, "Matka Teresa od kotów" Pawła Sali.

Wygrały filmy konserwatywne

- Chyba jedynym filmem, który dostał nagrodę - a o którym ja myślałem, było "Erratum" Marka Lechkiego - opowiadał twórca i gospodarz programu telewizyjnego "Kinomaniak" w TV4 - Artur Pietras.

Zwrócił uwagę, że "pominięta została 'Wenecja' Jana Jakuba Kolskiego - oprócz nagrody za zdjęcia, które były fantastyczne".

- Wygrały filmy konserwatywne, zrobione w bardzo klasycznym stylu: "Joanna" i "Różyczka" - ocenił Artur Pietras.

- Oczekiwałem, że więcej nacisku w werdykcie zostanie położone na te filmy, które wzbudzały na festiwalu duże emocje, jak na przykład "Matka Teresa od kotów" Pawła Sali - powiedział.

Według Pietrasa, "te filmy, które dostały nagrody od jury w Gdyni, nie będą wzbudzały po festiwalu zbyt ożywionych dyskusji".

Twórcę "Kinomaniaka" cieszy natomiast nagroda ex aequo dla dwóch aktorów za najlepszą główną rolę męską: dla Wojciecha Zielińskiego i Tomasza Schuchardta, którzy wystąpili w filmie "Chrzest" Marcina Wrony.

- To pozytywne zaskoczenie. Debiutant, razem z chłopakiem, który do tej pory był mało znany w polskim kinie, dostali nagrody na tak dużym festiwalu - powiedział Pietras.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Łukasz | festiwal | krytyk | matka | nagrody | kotów | Gdynia | jury | film | filmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy