Reklama

"Róża": Nóż w wodzie, detonator w plecaku

"Róża", reż. Wojciech Smarzowski, Polska 2011, dystrybutor Monolith Films, premiera kinowa 3 lutego 2012 roku.

W tle najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego pobrzmiewają "Wilcze echa". Równie enigmatyczny, co heroiczny bohater stawia czoło masie szumowin, wyszarpujących sobie ochłapy i moszczących grzędy w powojennej rzeczywistości polskiej.

On jest prawy, silny i zna się na materiałach wybuchowych, ona jest damą w palącej potrzebie, a na imię jej Róża. Pozbawieni niemal wszystkiego, co miało dla nich znaczenie, nieuchronnie orbitują w swoim kierunku. W tle mazurskie lasy, jeziora, malownicze miasteczka i piękne gospodarstwo, stop... w tle lasy i czający się w nich rosyjscy żołdacy na smyczy NKWD, miasteczka, w których rozgrywana jest cyniczna polityczna gra, wymierzona w mniejszości etniczne, oraz gospodarstwo jako arena gwałtów i dojrzewającej śmierci.

Reklama

Rzeczywistością przedstawioną w "Róży" rządzi chaos - jedni są rozstrzeliwani, inni triumfują, kolejni się ukrywają. W potężnym powojennym tyglu gotują się niesnaski etniczne, różnice ideowe i najniższe ludzkie instynkty. Tadeusz (Marcin Dorociński) służy nam w tym rozgardiaszu za busolę. Wiemy, że ten facet po prostu MA rację i stoi po odpowiedniej stronie barykady, podobnie jak wiedzieliśmy to w przypadku Johna Wayne'a i Andrzeja Keniga (Gustaw Holoubek) w "Prawie i pięści". Powoli, z każdą kolejną minutą projekcji, zaczynamy zyskiwać orientację w skomplikowanym pejzażu byłych Prus Wschodnich.

Elementy przeszłości bohaterów, losy Armii Krajowej i Ludowej oraz, być może w największym stopniu - historia Mazurów, potomków polskich osadników z Mazowsza, którzy przez blisko sześć stuleci wykształcili odrębną etniczną tożsamość - wszystkie te informacje, jak i cała rzeczywistość wydają się organizować wokół postaci Tadeusza. To on jest nośnikiem nadziei na scalenie narodu i powstanie Państwa. Rewolwerowiec bez kapelusza, z przeszłością w AK.

Jednocześnie ani sam bohater, ani tym bardziej rzeczywistość, w której rozgrywa się akcja filmu, nie ma w sobie ani grama lukru. Warunki są spartańskie, choroby zabójcze i niestetyczne, śmierć bolesna i brutalna. Smarzowski ani na chwilę nie pozwala nam zapomnieć o fizjologii tego świata - pulsujących arteriach, nabrzmiałych prąciach, zapadłych policzkach i urywanych kończynach.Etos stojący za postawą Tadeusza ożywa, dzięki rozbryzgom płynów i pulsującemu rytmowi filmu. Ideały oblekają się w ciało.

"Róża" oferuje widzowi niewyeksploatowaną na polskich ekranach perspektywę na historię Polski. Już sam rejon nie przypomina sielankowej Doliny Issy, ani Wileńszczyzny Konwickiego z "Kroniki wypadków miłosnych", jednak to uczynienie tytułową bohaterką filmu przedstawicielki odrębnej etnicznie społeczności, na której skupia się agresja (symboliczna bądź rzeczywista) wszystkich rywalizujących stron jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Polska, jaką chciałby widzieć Tadeusz jest projektem dobrowolnie zrzeszonych małych ojczyzn, zróżnicowaną etnicznie unią, nie państwowością wpychaną do gardła i dopychaną kijem. W czasie, kiedy historia Polski opowiadana jest głównie z perspektywy Warszawy, "Róża" jest doskonałym łącznikiem pomiędzy jej oficjalną wersją, a wariantami lokalnymi.

A, że Smarzowski do spółki z Pawłem Laskowskim tnie swoje filmy jak nikt inny w Polsce, a Mikołaj Trzaska tym gwałtownym zrywom fantastycznie akompaniuje, to mamy do czynienia z niezwykle witalnym obrazem, który ma wszelkie predyspozycje by was przeżuć, połknąć i wypluć.

9/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: smarzowski | nóż | Nóż w wodzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy