Matka (Dorota Kolak) chce porzucić niemowlę, ale wraca. Nie jest wzorcową matką, ale się stara. Alojz (Dawid Ogrodnik) nie jest wzorcowym mężem i ojcem, ale się stara. Najczęściej jednak zwycięża wódczany instynkt.
Alojz, górnik Alojz (Dawid Ogrodnik), czasami staje się potworem dla swojej żony Anny (Małgorzata Gorol), dla rodziny. Nerwy na postronku, złość zwielokrotniona i bunt krzywdzonej kobiety. Sytuacja wydaje się dramaturgicznie opanowana. I wtedy wydarza się coś, co na zawsze odmieni życie filmowej rodziny. Alojz bohater - zasłużył na ten tytuł, ponieważ uratował życie kolegi w kopalni, ale równolegle Alojz looser - ratując cudze, zwichnął własne życie. Teraz Anna jest górą, to ona decyduje o losie męża. Nie będzie to jednak zemsta skrzywdzonej, to nie ten film.
W kategorii najbardziej wyeksploatowanych tematów przez polskie kino, ciężki los górnika i ciężki los pogórniczego Śląska znalazłby się zapewne na podium.
Lista tytułów na ten temat jest tak długa, że nie ma sensu nawet zaczynać wyliczankę. Filmy o Śląsku znacząco się różnią (w roku ubiegłym, na festiwalu w Gdyni, mieliśmy przecież znakomite "Strzępy" Beaty Dzianowicz), zasadniczo jednak wyglądają podobnie. I w niewielkim stopniu przypominają Śląsk, który znam, w którym zawsze czuję się dobrze i, pomimo smogu, staram się oddychać pełną piersią.
W skrócie: filmowy obraz kopalnianego Śląska - od "Barbórki" Pieprzycy, "Benka" Glińskiego, po "Żelazny most" Monika Jordan-Młodzianowskiej, o dokumentach i telewizyjnych seriach dokumentalnych nie wspominając - zazwyczaj wygląda podobnie. Powidoki wizualne z filmów Kutza, zwłaszcza w scenach domowych, czułych, czasami ckliwych. Mitologia ziemi, co ciekawe i znamienne, w dużym stopniu wymyślona przez kino, przez Kutza właśnie, o czym arcyciekawie pisał niedawno Zbigniew Rokita w nagrodzonym NIKE reportażu "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku". Dalej, kopalnie z reguły zamknięte, lub zamykane, brudne, usmolone twarze górników, zmarnowane żony i wrzeszczące umorusane dzieciaki, familoki i pradawne rytuały. I jeszcze wóda, lekki, wszechobecny rausz.
"Jedna dusza" Łukasza Karwowskiego jest filmem szczęśliwie rozdartym pomiędzy dwoma światami. Z jednej strony, schemat najbardziej typowego Śląska, jaki dostajemy w filmowym obrazku od lat, z drugiej, próba przełamania stereotypu w wydaniu osobowościowym.
I jeszcze aktorzy: jeżeli ma się na planie Dawida Ogrodnika, Tomasza Schuchardta, a na dodatek Dorotę Kolak i Małgorzatę Gorol, to nie może być źle. I źle nie jest, chociaż wątpliwości sporo. Łukasz Karwowski, reżyser, którego wolę pamiętać ze znakomitego, debiutanckiego "Listopada", niż z późniejszych dokonań, powraca tym filmem z długiej podróży: do tematów i poszukiwań, które niegdyś fascynowały go jako filmowca. Sprawa człowieka, komplikacje wewnątrz jednostki, próba pokazania chropowatego charakteru, po to, żeby ów charakter zmiękczyć, albo chociaż pokazać, że może być bardziej ludzki.
Taki właśnie jest Alojz Ogrodnika. Nieciekawy typ. Jest mężem, rodzicem, ale wciąż razem z najlepszym kumplem (Tomasz Schuchardt w kolejnej popisowej, świetnie zagranej roli), udają dzieciaków, którym wolno wszystko. Wóda nie jest problemem. To inni mają kłopot, nie ja, nie my. Alkohol to nawet nie znieczulacz, po prostu życie. Piła, wciąż jeszcze popija mamusia, piją wszyscy, to dlaczego on miałby funkcjonować inaczej?
Śląsk w "Jednej duszy" też wygląda jak pijany. Ciemny, ponury, na wiecznym kacu. Zimojesień, jesieniozima: jest wieczna. Ponuro, tanie żarówki, gubione szaliki, noc pod ziemią, w kopalni, noc za dnia. Flaszka tylko się błyszczy.
Skrzywdzona ofiara pamięta. W postaci żony zagranej przez Małgorzatę Gorol odnajdą się być może dziesiątki innych skrzywdzonych, poniżonych lub znieważonych cichych ofiar przemocy rodzinnej. Przemocy przenoszonej w spadku, w źle rozumianym genotypie - bo dziadek, bo ojciec, bo matka. Pili, piją, bili, biją.
Takim tropem podąża Anna, ale to droga na krótszy dystans. W końcu czara goryczy się przeleje. Raz, drugi, dziesiąty można wybaczyć - można, chociaż przecież nie można - ale kiedyś cierpliwość wreszcie się kończy. Współuzależniona decyduje się walczyć.
I to jest najciekawszy wątek tego niespełnionego jednak filmu, w przypadku którego dobrymi intencjami górnicze hałdy są wybrukowane. Kobieta - Małgorzata Gorol świetnie potrafi oddać te uczucia - decyduje się na zagranie va banque. Ma tego wszystkiego dosyć. Czuje wzrastającą siłę. To się nie dzieje nagle, chodzi o cały proces, proces uciemiężonej kobiety, która musi zawalczyć o swoje. Musi, żeby ocalić najpierw dzieciaki, potem dopiero siebie.
Szczerze mówiąc, wolałbym gdyby to była kulminacja. No, ale wtedy "Jedna dusza" byłaby zupełnie innym filmem. Fabuła dopiero się bowiem rozkręca. I wiele, z dosyć powierzchownych schematów scenariuszowych nie zostało nam niestety oszczędzonych.
Pilnuję się, żeby nie napisać zbyt wiele, nie zdradzić w recenzji za dużo. Chodzi bowiem o dramatyczną zamianę ról i przemianę osobowości. Wskutek zrządzenia losu, to kobieta, żona, Anna będzie w końcu decydowała o wszystkim. O mężu, jego walce o życie i transformacji osobowościowej; a skoro o transformacjach osobowościowych mowa, Dawid Ogrodnik po raz kolejny udowadnia, że w tego typu przemianach czuje się znakomicie. Ubezwłasnowolniony, pozbawiony atrybutów siły Alojz tę siłę zyskuje. Zaczyna drogę od instynktu do pogłębionej refleksji. Kim jestem? Ojcem, mężem, górnikiem? Po co tutaj jestem? Co zostawię i co dałem?
Pytanie są mocne, stawiane otwarcie, ale przekaz daleki jest od subtelności. To mnie razi. Film w efekcie okazuje się czymś w rodzaju szlachetnego plakatu z jasnym przekazem. Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć wszystko na nowo, nawet przy wszelkich możliwych przeciwnościach. Już to słyszeliśmy, już widzieliśmy. "Jedna dusza", dusza szlachetna, wielu innych nie zbawi.
"Kto nie umie pomóc / Niech milczy" - pisał Bertold Brecht w wydanych niedawno "Elegiach Bukowskich" w przekładzie Ryszarda Krynickiego.
Film Łukasza Karwowskiego staje się potwierdzeniem tej tezy. Film o śląskiej duszy i zmęczeniu śląską duszą, ale także o tym, że pomoc, pomoc bezinteresowna, bywa jałowa. Rzeczywista pomoc to dojrzewanie do świadomości i autoświadomości. Jak pomóc samemu sobie, jak wygrać z własnymi demonami? Wszyscy mogą chcieć dobrze, ale jeżeli chęć poprawy nie wychodzi od uzależnionego, wiele nie wskórają. "Milcz, jeżeli nie umiesz pomóc sobie".
Film Karwowskiego pokazuje ważne wątki, ma zaangażowaną obsadę, a jednak nie porusza. Forma i klasyczna struktura nie pomagają. Pomiędzy telewizyjnym serialem a kinem z lat dziewięćdziesiątych toczy się mefistofeliczna gra o duszę człowieka. A to przecież powinien być Dostojewski, pioruny i obietnica poranka.
6/10
"Jedna dusza", reż. Łukasz Karwowski, Polska 2023, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 24 listopada 2023 roku.