Reklama

Festiwal Filmowy w Gdyni: Aktorski tercet doskonały

"Ostatnia Rodzina" Jana P. Matuszyńskiego to najlepszy z filmów walczących o Złote Lwy w Gdyni. Ekranowa historia Zdzisława, Tomasza i Zofii Beksińskich musi przynieść odtwórcom głównych ról nagrody aktorskie.

"Ostatnia Rodzina" Jana P. Matuszyńskiego to najlepszy z filmów walczących o Złote Lwy w Gdyni. Ekranowa historia Zdzisława, Tomasza i Zofii Beksińskich musi przynieść odtwórcom głównych ról nagrody aktorskie.
Dawid Ogrodnik jako Tomasz Beksiński, Aleksandra Konieczna w roli Zofii oraz Andrzej Seweryn jako Zdzisław /materiały dystrybutora

Zaskakujące, jak wiele rzeczy, które zobaczymy w tym filmie, już wiemy; widz, który jest po lekturze książki Magdaleny Grzebałkowskiej "Beksińscy. Portret podwójny" lub miał możliwość zapoznania się z amatorskimi nagraniami VHS Zdzisława Beksińskiego, odnajdzie w scenariuszu Roberta Bolesto wiele znajomych motywów (choć sam tekst Bolesto powstał, zanim ukazała się książka Grzebałkowskiej). Zdzisław Beksiński łapczywie jedzący mocno pieprzne posiłki, nieustanne spożycie przez malarza i jego syna coca-coli, namiętne kolekcjonowanie płyt winylowych. Te niuanse zostały subtelnie wplecione w strukturę scenariusza.

Reklama

"Ostatnia Rodzina" jest jednak w głównej mierze przede wszystkim arcydziełem imitacji. Debiutujący w kinie fabularnym Jan P. Matuszyński (autor nagradzanego dokumentu HBO "Deep Love") zdecydował się na wierną rekreację niepowtarzalnego uniwersum Beksińskich. W jego filmie znajdziemy odtworzone w skali 1:1 nagrania z prywatnego rodzinnego archiwum (Zdzisław Beksiński przez całe życie dokumentował codzienne życie rodziny przy użyciu kamery VHS). Także dialogi, które słyszymy w filmie, w dużej mierze są transkrypcją domowych nagrań Beksińskich. Twórcy "Ostatniej Rodziny" mieli tu do dyspozycji imponujący materiał wyjściowy - jak przyznał Matuszyński, Beksińscy pozostają chyba najlepiej udokumentowaną rodziną w historii.

Osobną kwestią pozostaje sprawa kreacji aktorskich. Andrzej Seweryn jako Zdzisław, Dawid Ogrodnik jako Tomasz Beksiński i nieustępująca im Aleksandra Konieczna w roli Zofii - cała trójka upodabnia się do swych bohaterów w procesie genialnej mimikry: poczynając od głosu, poprzez strój, sylwetkę i sposób poruszania się - metamorfoza Seweryna, Ogrodnika i Koniecznej odbywa się tu w hollywoodzko doskonały sposób. Najbardziej szarżuje Ogrodnik w roli Tomka - jego kreacja wyróżnia się tu na tle reszty, wydaje się najmniej zniuansowana, zbyt mocno podkręcona; reżyser przyznał, że wybór aktora do roli Tomasza Beksińskiego był najbardziej oczywisty, także ze względu na pewne fizyczne podobieństwo; Ogrodnik okazał się jednak zwyczajnie najlepszy ze wszystkich aktorów przymierzanych do tej roli.

Klasą samą dla siebie jest jednak w "Ostatniej Rodzinie" momentami trudny do rozpoznania Andrzej Seweryn. Jego rola zawiera wiele emocjonalnych półcieni, dyskretnych niuansów wzbogacających egzystencjalny pejzaż jego bohatera. Nie ustępuje mu ani na krok cicha bohaterka tego filmu Aleksandra Konieczna. To wielka zasługa scenopisarsko-reżyserskiego duetu, że udało im się wyciągnąć z cienia Zofię Beksińską i uczynić z niej pełnoprawną i przy okazji najbardziej dramatyczną postacią rodzinnej historii. Aktorskie laury dla Seweryna i Koniecznej to chyba w Gdyni kwestia bezdyskusyjna; pytanie tylko, czy odtwórczyni roli Zofii Koniecznej otrzyma statuetkę za pierwszy czy drugi plan (w związku z brakiem głównych kobiecych kreacji w tegorocznym konkursie stawiam na pierwszoplanowe wyróżnienie).

Tym, czym zaskakuje "Ostatnia Rodzina" jest prostota i skromność, z jaką została zrealizowana. Wierności faktom towarzyszy tu staranna selekcja przeogromnego materiału wyjściowego; układanka Bolesto i Matuszyńskiego zwyczajnie działa, choć film obdarzony jest rodzajem emocjonalnego chłodu; tragicznym wydarzeniom z życia rodziny przyglądamy się bowiem z zachowaniem odpowiedniego dystansu.

Polską premierę miał również w Gdyni fabularny debiut cenionego dokumentalisty Grzegorza Zaricznego. Jego "Fale" to kontynuacja tematu podjętego przez reżysera w dokumentalnym "Love, love". Główne role w historii o dwóch dziewczynach z Nowej Huty praktykujących w zakładzie fryzjerskim zagrały amatorki - Anna Kęsek i Katarzyna Kopeć były bowiem bohaterkami "Love, love".

"Fale" to rozwinięcie tematyki tamtego dzieła: przyglądamy się bliskiej relacji łączącej obie dziewczyny, wnikamy w ich skomplikowane sytuacje rodzinne (w roli ojca jednej dziewczyn zobaczymy Tomasza Schimscheinera, matkę drugiej gra Beata Schimscheiner). Widać jednak wyraźnie, że Zaricznemu trudno oddzielić dokumentalne doświadczenie od fabularnej przygody. Najlepszy tego przykład znajdziemy w sytuacyjnych przerywnikach; reżyser pokazuje nam wtedy podpatrzone na ulicy zabawne scenki z psami i ich właścicielami.

Również w kreacjach Kęsek i Kopeć dostrzeżemy wyraźnie brak aktorskiego obycia. Zwłaszcza ta pierwsza często sprawia wrażenie, jakby kamerą ją zwyczajnie peszyła. Kwestie, które miały być naturalne, sprawiają przez to wrażenie spreparowanych i nieautentycznych. O wiele lepiej radzi sobie Katarzyna Kopeć. Wydaje się jednak, jakby fabularny potencjał "Fal" zamykał się w 30-minutowym metrażu; być może lepiej dla Zaricznego byłoby, gdyby rozpoczął przygodę z fabułą od ambitnej krótkometrażówki.

Widzom Festiwalu Filmowego w Gdyni pozostały do obejrzenia już tylko 2 konkursowe filmy. Przygotować muszą się jednak na ekstremalne emocje - zarówno "Wołyń" Wojtka Smarzowskiego, jak i "Plac zabaw" Bartosza M. Kowalskiego zapowiedziane są w programie imprezy z ostrzeżeniem dotyczącym występowania w tych obrazach drastycznych scen.

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy