Reklama

Chaciński: Pomysł na festiwal działa!

- Festiwal ma być witryną dla naszych najlepszych dokonań. Ma być też miejscem bliskiego spotkania widzów z twórcami - powiedział Michał Chaciński, dyrektor artystyczny 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Połowa festiwalu już za nami. Jak ją pan ocenia?

Michał Chaciński: - Wydaje mi się, że jest dobrze. Nie mogę oceniać filmów, ale cieszy mnie to, że każdy z tytułów jest dobrym punktem wyjścia do dyskusji. Nie słyszałem jeszcze opinii, że o jakimś z tych filmów nie warto rozmawiać. Bardzo zależało mi na tym, żeby ten festiwal zbliżył filmowców i widzów, żeby dał możliwość do spotkań. Wynik tych spotkań przekracza moje oczekiwania. Na festiwalach różnie bywa, zwłaszcza kiedy organizuje się spotkania w trakcie pokazów. Okazało się jednak, że kiedy jest możliwość spotkania z Krzysztofem Zanussim czy z Andrzejem Wajdą i Januszem Morgensternem, to sale są pełne. Jesteśmy na półmetku festiwalu i bardzo się cieszę, ponieważ wygląda na to, że pomysł na festiwal działa.

Reklama

Jaki film był dotychczas największym wydarzeniem?

- Nie wolno mi tego powiedzieć. Wiem, że różne reakcje na filmy widoczne są także na konferencjach prasowych. Podczas niektórych jest burzliwie, a podczas innych panuje konsensus. To jest znak dobrego festiwalu. Filmy nie są takie same.

Czy jest coś, co będzie pan chciał dopracować podczas kolejnych edycji?

- W pewnej mierze traktowałem ten festiwal, jako eksperyment. Próbujemy różnych rzeczy i wiemy, które z naszych pomysłów działają lepiej, a które gorzej. Wiadomo że, jeśli festiwal odbywa się latem, trzeba unikać spotkań w godzinach, w których kino konkuruje z plażą. Spotkania mają zdecydowanie większą frekwencję koło godziny 17 lub 18. Wiedziałem, że pewne elementy zapewne trzeba będzie skorygować.

Spotkania "Masterclass" z największymi twórcami kina, to zupełna nowość na festiwalu. Sprawdza się?

- Tak. To pokazuje, że jest w nas głód spotkania z mistrzami. Są wśród nas twórcy, którzy mają na swoim koncie dziesiątki tytułów i których bogactwo wykracza daleko poza to, co możemy przeczytać w książce.

Czy żałuje pan, że nie przyjechał Roman Polański?

- Oczywiście. Pierwsze sygnały o tym, że spotkanie z Romanem Polańskim będzie cieszyć się ogromnym zainteresowaniem, mieliśmy już kilkanaście minut po tym, jak ogłosiliśmy to na konferencji prasowej. Miejmy nadzieję, że innym razem uda się spotkać. Ale już dziś widać, że nie od tego zależało to, czy festiwal będzie sukcesem.

Czy obserwując reakcje widzów na filmy, które nie weszły do konkursu głównego, myśli pan o tym, że można było zakwalifikować więcej filmów?

- To jest pytanie, które zadaję regularnie uczestnikom festiwalu. Po obejrzeniu wszystkich filmów pokazywanych na festiwalu, chętnie usłyszę, czego zdaniem uczestników festiwalu zabrakło w konkursie głównym i odwrotnie.

Nie zobaczymy już filmów komercyjnych na festiwalu?

- Absolutnie tak nie twierdzę. Bardzo boli mnie to, że w tym roku nie pojawił się film komercyjny, kompletnie zrywający z tym, co nazywamy kinem artystycznym. Jestem zwolennikiem tego typu kina. Chciałbym, żebyśmy realizowali świetne komedie, kryminały, horrory. W tym roku niestety nie wyszło, mam nadzieję, że przyszłym się uda. Gdynia nie ma być festiwalem, który zamyka pewnej części branży filmowej drogę na ekran. Festiwal ma być witryną dla naszych najlepszych dokonań. W momencie, w którym nasze kino komercyjne doskoczy do poziomu kina dramatycznego, byłoby znakomicie mieć tego typu filmy w konkursie głównym.

Rozmawiała: Dominika Gwit


Zobacz nasz raport specjalny GDYNIA 2011!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy