Strzeżone osiedle niczym z reklamowego folderu dewelopera. Spokój i bezpieczeństwo gwarantują strażnicy przy bramie wjazdowej oraz otaczający modernistyczne wille wysoki płot, który ma odgradzać mieszkańców od problemów tzw. zwyczajnego świata. Stojące w garażach i na podjazdach suvy podkreślają aspiracyjne ambicje, żyjącej tu klasy średniej. Należą do niej bohaterowie "Dla waszego dobra" - małżeństwo czterdziestolatków z dwójką dorastających dzieci. Polscy millenialsi, którzy ciężko zapracowali na sukces. A dzięki koniunkturze pierwszych lat XXI wieku dziś piastują kierownicze stanowiska średniego szczebla w międzynarodowych korporacjach lub pozakładali własne firmy.
Poznajemy ich w momencie, gdy ich poukładanym życiem wstrząsa makabryczne zdarzenie. Podczas porannego rytuału szykowania się do wyjścia do pracy odkrywają powieszone na ganku truchło ukochanego psa. Kto i dlaczego zamordował zwierzę i co chciał im w ten sposób zakomunikować? To pytania które wstrząsają całą rodziną, ale nade wszystko zburzą, uznawane dotąd za pewnik, poczucie bezpieczeństwa.
Film Ireneusza Grzyba to opowieść o paranoi i strachu, które krok po kroku paraliżują rodzinne życie. Mąż (w tej roli Tomasz Schuchardt) po policyjnych ustaleniach decyduje się zamontować monitoring, a gdy kamery rejestrują kolejne niepokojące wydarzenia, willa zmienia się w bunkier. Czy uda się na powrót zapanować nad rzeczywistością, która wymknęła się spod kontroli?
To ciekawy punkt wyjścia, który w realiach hollywoodzkich mógłby stanowić początek budzącego grozę thrillera, a nawet horroru. W europejskich zaś - intrygującego rodzinnego dramatu z silnym wątkiem społecznym. Niestety, debiutujący reżyser nie podąża żadną z tych dróg, a raczej sprawia wrażenie zagubionego.
Dzierżącemu klucze do eleganckiej willi Schuchardtowi daleko do Jacka Nicholsona, który jako Jack Torrance terroryzował rodzinę w opustoszałym hotelu Overlook w "Lśnieniu" Stanleya Kubricka. Podobnie jak partnerującej mu w roli żony Klarze Williams do Sissy Spacek. Ekranowa opowieść ma mieć tu wymiar bardziej psychologiczny. Niczym w "Ukrytych" Michaela Haneke'ego. Nagrodzony blisko dwie dekady temu Złotą Palmą w Cannes obraz z Danielem Auteuilem i Juliette Binoche jawi się jako dość oczywista inspiracja. Tam życie cenionego telewizyjnego krytyka literackiego i jego rodziny zmieniło się w momencie, gdy otrzymał przesyłkę z nagraniem video swojego domu. A spiralę lęku głównego bohatera nakręca każda kolejna kaseta VHS, która przychodzi od tajemniczego prześladowcy. Precyzyjna konstrukcja scenariusza odkrywa zaś przed nami kolejne elementy układanki, której rozwiązanie kryje się głęboko w przeszłości.
Scenariuszowi "Dla waszego dobra" brak jednak tego typu precyzji i finezji. O ile da się w miarę uwiarygodnić psychologicznie irracjonalne zachowania głównego bohatera, to wewnątrzrodzinne relacje, a także apatyczność jego żony i nastoletnich dzieci, szeleszczą papierem. Pozbawione głębszego rysu psychologicznego postaci są zbyt jednowymiarowe i widzowi ciężko nawiązać z nimi jakąkolwiek emocjonalną wieź. Trudno więc, by ich historia trzymała nas przez 100 minut na krawędzi kinowego fotela. Ekranowej opowieści zwyczajnie brak napięcia o odpowiednim woltażu, które sprawiłoby że parę razem podskoczymy jak rażeni prądem.
Nade wszystko jednak film Ireneusza Grzyba wydaje się być dziełem spóźnionym. Dziś wszyscy mamy za sobą tygodnie izolacji w dobie pandemii i strachu, który towarzyszył nam powszechnie w początkowych tygodniach podczas wyjść na zakupy i kontaktów z innymi ludźmi. Tamten czas to swoista szczepionka na tego typu opowieści. Choć niewykluczone, że znajdą się tacy, którzy odczytają "Dla waszego dobra" jako metaforę lockdownów i wzmożonej kontroli społecznej. Będzie to jednak interpretacja zdecydowanie na wyrost.
4,5/10
"Dla waszego dobra", reż. Ireneusz Grzyb, Polska 2024.