48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Reklama

Joanna Łapińska: To nie jest prosty festiwal do poprowadzenia

- Buduję Gdynię otwartą, buduję taki festiwal, w którym jest miejsce dla bardzo wielu środowisk, dla różnych filmów, dla wielu twórców. Chciałabym, żeby Gdynia tak była postrzegana - powiedziała w rozmowie z Interią Joanna Łapińska, nowa dyrektorka artystyczna Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. - To jest nasza wspólna impreza. Trzeba zawalczyć o rzeczy, które są dla nas ważne - dodała. Czego możemy spodziewać się po tegorocznej edycji festiwalu?

- Buduję Gdynię otwartą, buduję taki festiwal, w którym jest miejsce dla bardzo wielu środowisk, dla różnych filmów, dla wielu twórców. Chciałabym, żeby Gdynia tak była postrzegana - powiedziała w rozmowie z Interią Joanna Łapińska, nowa dyrektorka artystyczna Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. - To jest nasza wspólna impreza. Trzeba zawalczyć o rzeczy, które są dla nas ważne - dodała. Czego możemy spodziewać się po tegorocznej edycji festiwalu?
Joanna Łapińska - dyrektorka artystyczna Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, fot. Sławomir Pultyn /materiały prasowe

Anna Kempys, Interia: Jest pani pierwszą kobietą w historii festiwalu w Gdyni na stanowisku dyrektora artystycznego. Jakie to ma dla pani znaczenie? Czuje pani, że tworzy historię?

Joanna Łapińska: - Tak, dokładnie takich słów użyła moja przyjaciółka w momencie, w którym już było wiadomo, że wygrałam konkurs. Chwilę przed otrzymaniem nominacji napisała w SMS-ie: "Tworzymy historię". Dla mnie ma to duże znaczenie symboliczne - naprawdę najwyższy czas, żeby program tego festiwalu przygotowywała kobieta. Widzę to też szerzej i chciałabym, żeby to wybrzmiało i zostało podkreślone. Jestem pierwszą kobietą na tym stanowisku, ale festiwal w Gdyni od lat przygotowuje silny zespół, którego dużą część stanowią wspaniałe, doświadczone kobiety. One przygotowują ten festiwal, dają od siebie naprawdę bardzo dużo i tworzą charakter tej imprezy. Tego wszystkiego doświadczają potem osoby pojawiające się na festiwalu w Gdyni.

Reklama

Czy decyzja o startowaniu na to stanowisko była trudna? Powiedziała pani niedawno, że już trzy lata temu była zachęcana do wzięcia udziału w konkursie, ale wtedy pani się nie zdecydowała. Dlaczego teraz pani się zgodziła?

- To nie była łatwa decyzja. Również dlatego, że każda inna impreza filmowa, przy której pracowałam, jest całkiem inaczej zarządzana, pozwala na dużo prostszy proces decyzyjny. Tutaj pracuję ramię w ramię z Komitetem Organizacyjnym i nawet jeżeli rolę dyrektorki artystycznej środowisko widzi dość szeroko, to tak naprawdę jest ona bardzo mocno osadzona w regulaminie tej imprezy. Na wiele rzeczy nie mam wpływu, decyzje są "wydyskutowane" z Komitetem Organizacyjnym albo wręcz "zastane". Sama bym się na to nie zdecydowała, ale w pewnym momencie otrzymałam pierwszy telefon, a wkrótce potem zaczęły dzwonić kolejne osoby. Poczułam, że mam poparcie dużej części środowiska i to było rozstrzygające na etapie podejmowania przeze mnie tej decyzji. Poczułam, że jeśli wygram konkurs, to będzie dokładnie taki festiwal, jakim ja go widzę, czyli bardzo mocno osadzony w potrzebach branży, w świecie filmowym i łączący to środowisko. Nie wyobrażam sobie Gdyni, która miałaby się odbywać bez poparcia branży filmowej. To jest nasza wspólna impreza.

Czy była pani zaskoczona, że w konkursie wzięło udział tylko dwoje kandydatów? Dla porównania w 2020 roku o stanowisko dyrektora artystycznego festiwalu w Gdyni ubiegło się osiem osób. Dlaczego tak się stało, pani zdaniem?

- Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Oczywiście, że byłam zaskoczona. Szczególnie, że zanim te dwa finalne nazwiska zostały ogłoszone, krążyły też inne i wydawało się, że może jeszcze ta czy inna osoba się zdecyduje. Ostatecznie tylko dwoje kandydatów pojawiło się w konkursie. Bardzo dobrze to koresponduje z pytaniem, które pani zadała wcześniej - to nie jest łatwa decyzja. To nie jest też prosty festiwal do poprowadzenia w tej roli. Myślę, że te osoby, które się zastanawiały i finalnie się nie zdecydowały, też miały to w głowie. Wszyscy widzimy jak dużo emocji, również tych niełatwych, wzbudza Gdynia, a my prowadząc ten festiwal, też ich doświadczamy.

Mówi pani, że to nie jest łatwy festiwal. Doskonale mógł się o tym przekonać przedwcześnie odwołany poprzedni dyrektor artystyczny tego festiwalu Tomasz Kolankiewicz, który w udzielanych w kwietniu wywiadach mówił, że przez trzy lata swojej kadencji walczył o odpolitycznienie imprezy. Opowiadał również o napięciach we współpracy z Komitetem Organizacyjnym, który próbował wchodzić w jego kompetencje i podważał jego decyzje. Czy nie obawia się pani nacisków z różnych stron?

- Te naciski nie towarzyszyły tylko edycjom, które prowadził - zresztą świetnie - Tomek Kolankiewicz. Były też wcześniej. Powinniśmy być tego świadomi w momencie, kiedy dołączamy do tej imprezy. Ona od wielu lat wygląda tak, jak opisywał Tomek. To środowisko, w którym  musimy wykazać się dużą dyplomacją, ale też umiejętnością pójścia na kompromis. A z drugiej strony trzeba też zawalczyć o rzeczy, które są dla nas ważne. Czy uda się kiedykolwiek ten festiwal odpolitycznić? Myślę, że takie pytania stawiają sobie też inne, również te najważniejsze festiwale na świecie, do których polityka w przeróżnej formule się przedostaje. Obawiam się, że to jest bardzo mało prawdopodobne.

- Jak ja widzę swoją rolę? Buduję Gdynię otwartą, buduję taki festiwal, w którym jest miejsce dla bardzo wielu środowisk, dla różnych filmów, dla wielu twórców. Chciałabym, żeby Gdynia tak była postrzegana.

Jest pani bardzo dobrze znana w środowisku filmowym w Polsce. Przez wiele lat była pani dyrektorką Nowych Horyzontów, potem dyrektorką programową festiwalu Transatlantyk, jest pani programerką, ekspertką, członkinią Europejskiej Akademii Filmowej. "Laureatka była bardzo dobrze przygotowana, przekonała nas wszystkich i wygrała jednogłośnie" - powiedział Filip Bajon, komentując pani wybór na dyrektorkę artystyczną festiwalu. Dostała pani wielki kredyt zaufania. Czuje pani wsparcie?

- Jednogłośna decyzja komisji konkursowej oczywiście ogromnie mnie ucieszyła i była kolejnym potwierdzeniem, że to jak ja widzę Gdynię, pokrywa się z tym, jak widzą ją osoby z różnych stron branży filmowej. To daje mi spokój ducha, że będziemy przy tym festiwalu razem i że idziemy w dobrą stronę.

Jakiego festiwalu należy się spodziewać po nowej dyrektorce artystycznej? Została pani powołana dość późno, bo trzy miesiące przed festiwalem. Na ile to będzie pani Gdynia?

- To będzie w dużej mierze Gdynia "zastana". Rzeczywiście dość późno dołączyłam do zespołu, a to jest festiwal bardzo mocno prowadzony przez regulamin, więc wiele rzeczy zostało nazwanych już przed moim przyjściem. Chociażby jeśli chodzi o zestaw konkursów, które w tym roku prezentujemy, czyli Konkurs Główny, Konkurs Filmów Mikrobudżetowych i Konkurs Filmów Krótkometrażowych. W przyszłości widziałabym jednak je trochę inaczej. Moją pracę zobaczą państwo oczywiście przy selekcji tych konkursów, ale najwyraźniej widać mnie w tym roku przy okazji sekcji pozakonkursowych.

- Na konkurs zgłaszałam koncepcję festiwalu pod hasłem "Gdynia filmowców". Tak też buduję program - bardzo bym chciała, żebyśmy czuli, że jesteśmy tam grupą. Zapraszam filmowców do brania udziału w festiwalu w często zaskakujących rolach czy może mniej oczywistych. Widzę ich także jako prowadzących spotkania po filmach i kuratorów sekcji. Zaprosiłam pięcioro filmowców, każdy z nich wybrał jeden ważny dla siebie polski film i tak powstała sekcja Mistrzowska Piątka. W Gdyni kuratorzy-bohaterowie tej sekcji będą opowiadać po seansach, dlaczego akurat te tytuły wybrali, co w tych filmach ich zainspirowało, dlaczego są dla nich ważne.

- To wszystko pokazuje kolejną myśl, która przyświecała mi na etapie budowania programu - próbę nowego spojrzenia na kino, szczególnie klasyczne. Przyjrzałam się frekwencji na tych filmach w poprzednich edycjach festiwalu i nie były one bardzo licznie frekwentowane. To jest również mój cel na kolejne lata - pokazać klasykę jako rzecz ciągle niezwykle świeżą, bardzo inspirującą, żywą tkankę naszej kinematografii. W związku z tym chcę budować tę część festiwalu przez pewną "eventowość". Przykładowo, jeśli przywołuję w tym roku postać Waleriana Borowczyka w stulecie jego urodzin, nie powtarzam tego, co już się wokół tego artysty wydarzyło przy okazji innych imprez w Polsce, tylko wybieram jeden element, który najmniej wybrzmiał i zapraszam do dyskusji osoby, które są nieoczywiste. Pokażemy jedyny długi metraż, jaki Walerian Borowczyk zrealizował w Polsce, czyli "Dzieje grzechu" - wielkie wydarzenie w momencie swojej polskiej premiery, 8 milionów widzów w kinach. To dość wierna adaptacja powieści Stefana Żeromskiego. O filmie będą rozmawiać Kuba Mikurda, który jeden ze swoich dokumentów - świetny - poświęcił właśnie Walerianowi Borowczykowi, a towarzyszyć mu będą Dorota Masłowska oraz Agnieszka Szydłowska. Szukamy nowego podejścia, zaskoczenia widza, popatrzenia z innej strony, zaciekawienia szczególnie tych, którzy z jakiegoś powodu do tej pory klasykę na festiwalu w Gdyni omijali.

Czy możemy już zdradzić, kto znalazł się Mistrzowskiej Piątce, o której pani mówiła?

- Oczywiście! Filmy do Mistrzowskiej Piątki w tym roku wybierali: Ewa Puszczyńska, Agnieszka Smoczyńska, Jan P. Matuszyński, Filip Bajon i tegoroczny laureat Platynowych Lwów Allan Starski.

Co jeszcze czeka nas w sekcjach pozakonkursowych?

- Tegoroczne Platynowe Lwy trafiają do Allana Starskiego - wybitnego scenografa. Przy tej okazji przygotowaliśmy program wydarzeń towarzyszących wręczeniu tej nagrody. Oprócz pokazu filmu, przy którym laureat pracował i udziału Allana Starskiego w Mistrzowskiej Piątce, w Gdyni będzie można obejrzeć wystawę jego projektów. To bardzo mi bliskie smakowanie kina wszystkimi zmysłami. Będzie można podejrzeć, w jaki sposób Allan Starski pracuje, jak buduje to, co nas zachwyca w końcowym efekcie na ekranie. Jest to twórca niezwykle świadomy, o wspaniałej wyobraźni. Ta wystawa dużo dodaje, jeśli chodzi o spotkanie z Allanem Starskim. Generalnie "spotkanie" jest dla mnie również słowem-kluczem przy okazji budowania wydarzeń gdyńskich. Zapraszam też na Masterclass z Allanem Starskim, które poprowadzi Paweł Edelman. Wracamy tu do mojej koncepcji, w której na festiwalu zobaczymy filmowców w różnych rolach.

- Warto podkreślić, że ten festiwal ma wiele elementów wypracowanych w poprzednich edycjach, które działają świetnie i sporo z nich zostanie, chociażby w postaci niektórych sekcji pozakonkursowych. Będziemy mieć sekcje Polonica i Filmy z Gdyni, do której tytuły wybrał dyrektor festiwalu Leszek Kopeć. Zostają z nami prezentacje dokumentów, organizowane z zaprzyjaźnionymi festiwalami. Krakowski Festiwal Filmowy prezentuje swoich zwycięzców na festiwalu w Gdyni od lat, w tym roku dołącza do niego Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity. Oczywiście zostaje z nami sekcja filmów dla najmłodszych Gdynia Dzieciom - program przygotowuje Stowarzyszenie Filmowców Polskich we współpracy z nami. Po raz drugi na festiwalu będziemy też przyznawać nagrodę Złotych Lwiątek - dla filmu dla młodych widzów, a laureata wybiorą oni sami.

Porozmawiajmy o Konkursie Głównym. Zgłoszono 60 filmów, z których pani wybrała 12, a 4 kolejne dołączył Komitet Organizacyjny. Których tytułów spośród 16 pani nie wybrała?

- Umówiliśmy się z innymi osobami, które pracują w Komitecie Organizacyjnym, że wzorem poprzednich lat nie rozdzielamy tych dwóch grup. Prezentujemy te filmy jako całą konkursową szesnastkę. Myślę, że to bardzo dobre rozwiązanie. To pozwala każdemu z tych filmów bez żadnych dodatkowych komentarzy i dyskusji wziąć udział w tej najważniejszej sekcji konkursowej festiwalu.

Czym pani się kierowała, wybierając filmy do konkursu?

- Chciałam pokazać, co obecnie dzieje się w polskim kinie. Jedno z zadań, które powinno być postawione przed Konkursem Głównym, to pokazać różne odcienie polskiego kina, pokazać gdzie się teraz dzieje najciekawiej, pokazać te filmy, które zrobiły na mnie największe wrażenie. To wszystko sprowadziło się - jakby to banalnie nie zabrzmiało - do słowa "różnorodność". Bo taki jest tegoroczny konkurs. Pokazujemy w jakie strony współczesne polskie kino idzie, zarówno jeżeli chodzi o język, jakim się posługuje, jak i tematykę. Nasi widzowie zobaczą w konkursie zarówno filmy posługujące się językiem bardziej komercyjnym, jak i filmy niezwykle osobiste, delikatne, arthousowe, często też o bardzo wyrazistej formie. Z drugiej strony pojawią się współczesne historie na tematy, o których dzisiaj wszyscy rozmawiamy. Jest też ciekawy zestaw filmów historycznych i to mam nadzieję, że widzowie i media odnotują i zobaczą jak różnorodne stylistycznie może być kino historyczne.

Czy coś panią zaskoczyło podczas oglądania filmów zgłoszonych do konkursów? Czy można postawić jakąś diagnozę, w którą stronę zwracają się polscy filmowcy, jakie tematy najbardziej ich interesują?

- Może nie zaskoczyło. Odnotowałabym jednak fakt, że wśród zgłoszeń było bardzo dużo kina gatunkowego. To jest trend, który już w ostatnich latach w kinie polskim widzieliśmy. Wiele z tych filmów przygotowywanych jest dla serwisów streamingowych. Na co też zwracam uwagę? Mamy dwa debiuty w tym roku, ale kolejne cztery w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych. I tutaj dochodzimy do zmiany, którą chciałabym przeprowadzić w kolejnych latach. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać inne osoby w Komitecie Organizacyjnym, żebyśmy pozwolili filmom mikrobudżetowym startować na równych prawach z innymi w Konkursie Głównym.

- O debiutach będziemy rozmawiać też podczas Gdynia Industry. Jesteśmy w ciekawym momencie, jeśli chodzi o debiuty w Polsce. Jest kilka programów, które są dedykowane takim filmom, z drugiej strony mamy regularną ścieżkę pozyskiwania finansowania na te produkcje. Z kolejnej strony serwisy streamingowe też są zainteresowanie wspieraniem młodych. Tym ciekawsza jest ta rozmowa: do czego każda z tych ścieżek prowadzi, co daje, jakie są plusy, jakie minusy. Filmy mikrobudżetowe oglądamy w Gdyni już od kilku lat, to są różnorodne zestawy - nie wszystkie filmy nas zachwycają, ale są wśród nich takie, które absolutnie widziałabym w Konkursie Głównym. I tych jest mi żal. Tego, że muszą się zamknąć w jedynej dla siebie możliwej sekcji, a nie idą dalej. Jeżeli udałoby się nam przeprowadzić taką zmianę, to tworzy się nam przestrzeń na jeszcze jedną sekcję festiwalu. 60 filmów zgłoszonych do Konkursu Głównego pokazuje, że trudno się zamknąć  w finalnej szesnastce. Kolejna sekcja byłaby dla mnie naturalnym przedłużeniem prezentacji polskiego kina. Oczywiście widzę ją jako sekcję konkursową. Użyłabym nawet tej samej nazwy, która już kilka lat na festiwalu funkcjonowała, czyli Inne Spojrzenie, które wprowadził Michał Oleszczyk. Inaczej jednak widziałabym profil tej sekcji. Michał sprofilował ten konkurs na filmy nowe, posługujące się odważnym, często eksperymentującym językiem filmowym. Ja bym to widziała jako canneńskie Un Certain Regard, od którego Michał zaczerpnął nazwę, czyli sekcję dopełniającą konkurs, nie zamykającą się na żaden styl, na żadną formę filmową, raczej prezentującą filmy szeroko i dopełniającą obraz kina polskiego danego roku.

Ciekawie zapowiada się również Konkurs Filmów Krótkometrażowych. Jakie filmy trafiły w tym roku do tego konkursu?

Wybrałam 25 tytułów spośród prawie 140 zgłoszonych. Co zobaczą widzowie w tym zestawie? Młodość, świeżość, refleksy tego, co zajmowało nas w ostatnich miesiącach, do tego kino osobiste, filmy delikatne i nastrojowe. Sama bardzo lubię oglądać krótką formę. Lubię odwagę młodych twórców, ich otwartość na różne stylistyki, eksperymentowanie z formą i gatunkiem. Wiem przy tym, że wchodzenie do świata filmu nie zawsze jest etapem prostym. Dlatego zamierzam wspierać młodych w Gdyni w każdy możliwy sposób. Dla nich i z nimi przygotowaliśmy wspomniany już tu panel o debiutach. Dla nich realizujemy program mentoringowy 1 na 1. Szukam ciągle nowych sposobów łączenia w Gdyni młodych z doświadczonymi kolegami. To dla mnie ważne, oczywiste działania, tak pracuję od lat, dlatego powstały chociażby Studio Nowe Horyzonty czy transatlantykowy Lodołamacz.

Pewnie sporo osób zastanawia się, dlaczego w tym roku nie ma w Gdyni dwóch nowych polskich filmów, które mają światową premierę na festiwalu w Wenecji, czyli "Zielonej granicy" Agnieszki Holland i "Kobiety z..." Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Może wyjaśnijmy.

- Żaden z tych filmów nie został zgłoszony na nasz festiwal. Za to wiem, że będą zgłaszane do konkursu w przyszłym roku. I bardzo mnie to cieszy.

Wiemy, że filmem otwarcia będzie "Doppelganger. Sobowtór" Jana Holoubka. Skąd taki wybór? Kto decyduje o tym, jaki film inauguruje festiwal?

- To ja proponuję film otwarcia Komitetowi Organizacyjnemu, który musi ten wybór zatwierdzić. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo chciałam otworzyć nasz festiwal dokładnie tym filmem i ogromnie się cieszę, że twórcy przyjęli zaproszenie. Nieraz się słyszy, że najlepsze filmy na festiwalu pokazywane są pod koniec, czyli w czwartek lub piątek. My w tym roku zaczynamy mocno i wyraziście już od pierwszego dnia, od poniedziałku. Gdynia na pewno nie będzie dzieliła się na tę mniej interesującą na początku i bardziej interesującą na końcu.

Komitet Organizacyjny ma też wpływ na składy jurorskie, aczkolwiek to pani proponuje, kto w jury miałby się znaleźć. Kiedy poznamy jurorów? Jaki ma pani na to pomysł? Czy planuje pani, aby w którymś ze składów jury pojawiła się osoba nie z Polski?

- Składy poznamy 5 września w dniu konferencji prasowej. Myślę, że w tym momencie moją opowieść o składach jurorskich bym zakończyła. Bardzo chętnie będę komentowała składy jurorskie, kiedy będą już znane.

Gdynia Industry to niezwykle ważna dla środowiska filmowego w Polsce część festiwalu. Jaki jest plan na ten rok? Czy jest jakiś ważny temat, o którym szczególnie będzie się dyskutować?

- Program Gdynia Industry będzie w duże mierze powtarzał to, co udało się nam wypracować w poprzednich dwóch latach wtedy, kiedy ta sekcja była prowadzona przeze mnie. Tę rolę przejęła teraz Ola Salwa - kolejna świetna, bardzo doświadczona kobieta w branży. Obie z Olą zgodziłyśmy się, aby było to miejsce, gdzie dyskutujemy o najbardziej aktualnych, najważniejszych tematach, o których branża chce rozmawiać. Gdynia Industry składa się z trzech elementów. Jednym z nich są właśnie panele, debaty, rozmowy, które w Gdyni się toczą. Drugim elementem jest cykl spotkań mentoringowych "1 na 1", od kilku lat prowadzonych, do którego zapraszamy grono ekspertów i decydentów, nie tylko z polskiej branży filmowej. Poprzez formularz młodzi filmowcy mogą zapisywać się na indywidualne spotkania z tymi osobami. To program bardzo mocno nastawiony na to, żeby wspierać młodych. Trzecia grupa wydarzeń w ramach Gdynia Industry to wydarzenia networkingowe i to też jest bardzo ważna płaszczyzna tego festiwalu.

- Wszystkie tematy, które w tym roku poruszymy w ramach Gdynia Industry, zostały "przyniesione" z zewnątrz. Bardzo uważnie słuchamy, rozmawiamy i wybieramy te zagadnienia, o których branża filmowa chce w Gdyni rozmawiać. Przywołam dwa tematy. Jednym z nich będzie dystrybucja, ale bardzo szeroko rozumiana, nie ograniczona tylko do dystrybucji kinowej. To szerszy temat - jak obecnie w Polsce filmy są rozpowszechnianie. To temat, o którym branża już rozmawia, ale nie chcemy powtarzać tego, co zostało powiedziane. Chcemy zrobić kolejny krok. Bardzo nam w tej dyskusji będzie zależało, żeby oprócz nazwania stanu obecnego, pomyśleć o tym, gdzie my jako branża chcielibyśmy się znaleźć za kilka lat, czym możemy się inspirować. Gdynia Industry to też dobre miejsce, żeby naszym problemom przyglądać się z perspektywy doświadczeń naszych zagranicznych kolegów. Z tymi tematami mierzy się nie tylko nasza branża. Trzeba szukać dobrych praktyk, rozwiązań, które da się przenieść na polski rynek. Drugim tematem będą debiuty. Już o tym trochę rozmawiałyśmy przy okazji programu. To dobry moment, żeby się nad tym pochylić. Z jednej strony będziemy mówić, gdzie jesteśmy, jakie są możliwości, co każda z tych dróg daje, a z drugiej - wychodząc naprzeciw potrzebom zgłaszanym przez młodych twórców - będziemy rozmawiać o miękkich umiejętnościach, o tym, jak zbudować taką atmosferę w świecie filmowym, nie tylko na planie, żeby wszystkie osoby czuły się maksymalnie komfortowo, żeby to środowisko było bezpieczne.

Czy dyrektorka artystyczna tak dużego festiwalu ma jeszcze czas, żeby oglądać coś innego niż polskie filmy? Jakie kino pani lubi jako widz?

- Lubię bardzo różnorodne kino. To jest coś, czego się o sobie nauczyłam przez wiele lat przy okazji pracy przy festiwalach filmowych. Zadaje mi pani jedno z najtrudniejszych pytań, jakie mogę usłyszeć. Odpowiedź jest nieprosta, niekonkretna. Bardzo lubię kino klasyczne z przeróżnych miejsc na świecie, z przeróżnych dziesięcioleci, bardzo lubię też kino współczesne. Mówię o sobie "widzka naiwna", czyli osoba, która odbiera filmy głównie swoimi emocjami. Oglądam filmy bardzo uważnie, jestem w stanie świadomie je rozkładać na elementy pierwsze i czymś się zachwycić lub nie, ale jeśli do tego wszystkiego nie dojdzie zachwyt, zauroczenie, zaskoczenie emocjonalne, to taki film ze mną bardzo blisko się nie spotka. Kino, które lubię jest różnorodne tematycznie i stylistycznie. Cały czas się też kina uczę i odkrywam tytuły, które potrafią mnie absolutnie zaskoczyć, ująć i zostać ze mną na długo.

Czy jest taki polski film, może sprzed lat, który leży pani głęboko w sercu i gdyby pani mogła, pokazałaby go widzom? Niekoniecznie na festiwalu w Gdyni, ale może...

- Jest bardzo dużo takich filmów, chociażby "Trzeba zabić tę miłość" - bardzo lubię ten film Janusza Morgensterna, bardzo lubię "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy. "Rękopis znaleziony w Saragossie" Hasa jest dla mnie niezwykle ważnym filmem - zachwytem nad nim bardzo bym chciała podzielić się z innymi. Ciągnie mnie w stronę Jerzego Kawalerowicza, "Noża w wodzie". Idźmy trochę dalej  - "Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego to dla mnie mocne kino. "Ucieczka z kina Wolność" Wojciecha Marczewskiego - wspaniały film. Lubię filmy Andrzeja Barańskiego - "Nad rzeką, której nie ma", "Dwa Księżyce" czy "Kobietę z prowincji". Lubię "Krzyk" Barbary Sass, "Krótki film o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego, "Matkę Królów" Janusza Zaorskiego i tak dalej... Mogłybyśmy tak długo!

Czego pani życzyć?

- Dobrych filmów!

To wystarczy?

- Tak! Myślę, że tak. Taka jest Gdynia, wybieram z tego, co w polskim kinie powstanie. Im ciekawsze filmy zostaną zrealizowane, tym Gdynia będzie dla nas większym przeżyciem. Tego nam wszystkim życzę! Żeby kino polskie miało się świetnie w kolejnych latach, żebyśmy mogli dyskutować o tym, że się w konkursowej szesnastce nie mieścimy i że jest jeszcze tyle innych wspaniałych filmów, które warto obejrzeć.

- Jedna rzecz nie wybrzmiała w naszej rozmowie, a to ważne. Festiwal w Gdyni ma wspaniałą publiczność. Większość seansów, szczególnie kina współczesnego, jest wyprzedana. Są tam widzowie, którzy kochają polskie kino, chcą oglądać polskie kino, więc niech to kino będzie najlepsze, niech się mu dzieje w kolejnych latach najciekawiej. Myślę, że wtedy ten festiwal będzie bardzo dobry.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Łapińska | Gdynia 2023
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama