Gdynia 2023: Bez tabu. Najbardziej szokujące sceny festiwalu
W zaprezentowanych w Konkursie Głównym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych tytułach nie brakuje scen, które są ambitnymi próbami przełamywania tradycyjnej estetyki i norm obyczajowych. Oto najciekawsze z tegorocznych przykładów ekranowej transgresji.
Film Sławomira Fabickiego "Lęk" to kameralny dramat na dwie aktorki. Twórca nominowanej do Oscara krótkometrażowej "Męskiej sprawy" zaprezentował w Gdyni kino drogi, którego dramaturgiczną osnową jest trudna relacja dwóch sióstr, a motywem przewodnim - śmiertelna choroba jednej z nich. To chyba pierwszy znany mi polski film fabularny podejmujący temat wspomaganego samobójstwa. Jest to do bólu szczere i niewygodne kino gwarantujące katartyczne emocje z Magdaleną Cielecką i Martą Nieradkiewicz w rolach z potencjałem na aktorskie Złote Lwy.
Jedną z kluczowych dla całego filmu sceną jest zaskakujący moment, w którym postać grana przez Martę Nieradkiewicz stymuluje seksualnie swoją siostrę (Cielecka). W tej próbie erotycznego zaspokojenia ukochanej osoby nie ma jednak nic z kazirodczego ekscesu, gest ten staje się raczej wyrazem miłości, dowodem siostrzanej solidarności. Żeby jednak ta scena zadziałała, żeby mogła wybrzmieć czysto i ujawnić swój głęboko humanistyczny wymiar, potrzebne były aktorki, które uwiarygodnią to ryzykowne scenariuszowo zbliżenie.
- Co by było, gdyby w tym filmie zagrały inne dziewczyny, inne siostry? Lepiej nie zadawać takich pytań, odpowiedź mogłaby być kłopotliwa. Na szczęście Fabicki się nie pomylił, a Cielecka z Nieradkiewicz nie pomyliły się również. To jest szczególny rodzaj współudziału w dziele filmowym. To się dzieje nieprzypadkowo. Lęk, tytułowy lęk sióstr jest pochodną wielu wcześniejszych uczuć, a Cielecka z Nieradkiewicz świetnie potrafią to oddać - pisał w recenzji dla Interii Łukasz Maciejewski.
Najodważniejszym obyczajowo filmem festiwalu jest zdecydowanie "Imago" w reżyserii Olgi Chajdas z główną rolą Leny Góry, która była także współautorką scenariusza i inicjatorką całego projektu. "Imago" to historia zbuntowanej dziewczyny, która w latach 80. w Trójmieście staje się częścią undergroundowej kultury. W inspirowanej biografią matki Leny Góry historii otrzymujemy barwną próbę rekonstrukcji działalności Gdańskiej Sceny Alternatywnej, która przesiąknięta była zapachem papierosowego dymu oraz aurą erotycznego wyzwolenia.
W poszukiwaniach własnej tożsamości bohaterka Leny Góry przeżywa również seksualne transgresje, czego kulminacją jest zmysłowo nakręcona scena orgii - jedyny moment w filmach z tegorocznego Konkursu Głównego pokazujący na ekranie seks grupowy.
Jest w aktorskiej kreacji Leny Góry rys szaleństwa i ekshibicjonizmu, który prowokuje mimowolne porównania z pamiętną "Szamanką" Andrzeja Żuławskiego z tytułową rolą Iwony Petry. Dawno nie mieliśmy w polskim kinie tak dzikiego, nieokiełznanego i nerwowego portretu kobiecości.
Jednym z najpoważniejszych kandydatów do nagrody w kategorii "najlepsza rola męska" jest w tym roku - niespodzianka? - Dawid Ogrodnik. W filmie "Jedna dusza" czterokrotny laureat festiwalu w Gdyni wciela się w postać zmagającego się z alkoholizmem górnika. Zanim jednak dochodzi do tragedii w kopalni, w wyniku której jego bohater zostanie sparaliżowany i będzie musiał poruszać się na wózku inwalidzkim, Ogrodnika oglądamy w scenie gwałtu na własnej żonie (Małgorzata Gorol).
Sfilmowane w realistyczny sposób zbliżenie to niezwykle istotny aspekt filmu Łukasza Karwowskiego. "Jak można zgwałcić żonę?" - mówi bohater Ogrodnika do swojej matki, kiedy żona oskarża go o seksualną napaść. I razem zaczynają śmiać się z absurdu tego oskarżenia. "Jedna dusza" staje jednak po stronie ofiar przemocy domowej, będąc ważnym głosem społecznej dyskusji ery MeToo.
Film Łukasza Karwowskiego przywraca także polskiemu kino wódkę jako nieodłączny element narodowej tożsamości, dając Dawidowi Ogrodnikowi pole do aktorskiego popisu. Ale w postaci alkoholików wcielają się także dwaj inni aktorzy, którzy stworzyli w Gdyni niezapomniane kreacje. Tomasz Schuchardt, partner Ogrodnika z "Jednej duszy", w "Doppelgangerze. Sobowtórze" Jana Holoubka przez cały film chodzi do warsztatu, gdzie ma schowaną na wszelki wypadek butelkę wódki. W końcu nie wytrzymuje a Schuchardt wreszcie dostaje zgodę na zwolnienie nogi z aktorskiego hamulca. Także aktorskie odkrycie festiwalu Artur Paczesny, odtwórca głównej roli w filmie "Tyle co nic", w końcu topi troski i żale w butelce okowity. Wódko, pozwól żyć. I zdobyć aktorską nagrodę na festiwalu w Gdyni.
Najbardziej zaskakującym (i być może także kuriozalnym) filmem tegorocznego festiwalu są "Sny pełne dymu" Doroty Kędzierzawskiej. To kameralna, metaforyczna przypowieść o Starym Lisie, dojrzałym mężczyźnie (Krzysztof Globisz), który więzi w swym domu młodą i atrakcyjną niedoszłą samobójczynię Pannę Crazy (Żaneta Łabudzka-Grzesiuk). Film, ilustrowany stworzonymi przez Globisza rysunkami i pełniącymi funkcję didaskaliów planszami informacyjnymi, jest w istocie długą rozmową między dwójką bohaterów.
Krzysztof Globisz wrócił już wcześniej po udarze na kinowy ekran w "Prawdziwym życiu aniołów", u Kędzierzawskiej dostaje jednak dla siebie cały film. Jego bohater to "stary zbok", jak określa go Panna Crazy, z trudem wypowiada słowa, często w chwilach niemocy posiłkując się najpopularniejszym polskim przekleństwem. W ustach Globisza ma ono wyzwalającą moc. Dotychczasowe jąkanie znika, głos staje się bardziej doniosły, bohater odzyskuje pewność siebie. Przeżywa też rodzaj duchowego katharsis.
"Nikt tak pięknie jak ty nie mówi k...a" - mówi w podziwem Panna Crazy. A Krzysztof Globisz w tej ekshibicjonistycznej kreacji pokazuje, że aktorstwo może mieć także niezwykłą terapeutyczną moc.