Do trzech razy sztuka? W przypadku Macieja Bochniaka ta maksyma się sprawdziła. Po ciekawym i odważnym stylistycznie, ale jednak niespełnionym "Disco Polo" i przestrzelonej "Magnezji" Bochniak nakręcił w końcu film, który dowodzi, że ma rękę do gatunkowego kina. "Freestyle" to brutalne kino akcji po polsku, które ostatnio Netflix szczególnie mocno wziął na widelec. Bliżej mu jednak do "Dnia matki" niż seryjnych akcyjniaków z Piotrem Witkowskim.
"Freestyle" nie jest jednak kolejnym obrazem polskich blokowisk, wykluczeniu, biedzie i rapie. Filmowe biografie Paktofoniki ("Jesteś Bogiem") i Tomka Chady ("Proceder"), rapowy musical "Inni ludzie" czy w końcu "Zadra" i czołowi raperzy na ścieżkach dźwiękowych polskich filmów (m.in. Białas i Lanek w "Bożym Ciele", Kukon w "Johnnym", PRO8L3M i Sarius w "Furiozie" czy O.S.T.R. w "Psy 3" i "Pileckim") to dowód na coraz mocniejszą symbiozę polskiego rapu z kinem.
Rap we "Freestyle" jest tłem. Wyrazistym i mocnym, ale tłem do gangsterskiej opowieści w stylu wczesnego Guya Ritchiego. Bochniak ze scenarzystą Sławomirem Shutym budują świat z ekscentrycznymi i zdumiewająco głupimi gangusami, wulgarnym ulicznym językiem, obrazową przemocą i pechowym bohaterem, który przez głupi błąd jest z każdą kolejną minutą coraz mocniej wciągany w brutalny świat bandziorów. Krakowskie porachunki, polsko-słowacki przekręt i rap’n’roll w jednym.
Diego (Maciej Musiałowski) i Mąka (Michał Sikorski) rozwijają marzenia o zrobieniu kariery na rapowej scenie. Diego zerwał z dillowaniem i chce zarabiać już tylko dzięki rymom i bitom, ale wiecznie najarany hazardzista Mąka kradnie ze studia nagraniowego mikrofon. Diego jeszcze ten jeden raz chce iść na skróty i namówiony przez kuriozalnego słowackiego (sic!) gangstera, wyglądającego swoją drogą krindżowo jak Gary Oldman w "Prawdziwym romansie" duetu Scott/Tarantino, wchodzi w deal z dwoma kilogramami kokainy w kieszeni. Jak można się spodziewać, transakcja nie pójdzie po myśli rapera, który wpadnie w sam środek świata, o którym nie chciałby nawet rymować.
We "Freestyle" dobrze napisane dialogi rymują się z uliczną rzeczywistością, a wszystko jest wiarygodnie zagrane. Bochniak pokazał w zaskakująco dobrej polskiej wersji "The Office", że potrafi pokazać różnych wariatów i ekscentryków, balansując na granicy przerysowania i bez popadania w efekciarstwo. W "Magnezji" docisnął pedał gazu zbyt mocno, ale we "Freestyle" robi to ze smakiem i umiarem.
Ciekawe są tutaj wybory obsadowe. Musiałowski wpadał już w gangsterskie tarapaty w "Kryptonimie Polska" i ma dobrze przećwiczony schemat zagubionego chłopaka w nie swoim świecie. Jego Diego był co prawda dilerem, ale z bandziorami na wysokim szczeblu zdegenerowania codziennie się nie stykał. Dobrze wypada do tego na scenie i widzę go w jakimś filmowym hiphopowym tercecie z Fabijańskim i Gierszałem. Musiałowski otrzymuje do tego solidny suport od Sikorskiego i Nel Kaczmarek w roli jego ukochanej. Rozbroił mnie do tego kompozytor Paweł Mykietyn w roli starego krakowskiego gangstera z wąsem i widok słowackich gangusów, wyjętych niemal z cygańskich scen w kinie Kusturicy. No, ale Cyganie w końcu pojawili się w "Przekręcie", nieprawdaż?
"Freestyle" nie jest przełomem w kinie gangsterskim, ale na naszym podwórku wyróżnia się swoim własnym klimatem i językiem. Wyraziste zdjęcia Nowej Huty urodzonego w Krakowie Kajetana Plisa, odrobiona lekcja z "8. Mili", jak energetycznie pokazać hiphopowy koncert i brutalno-romantyczny finał dają przyjemny półtoragodzinny seans krwistej opowieści z krakowskich ulic ze słowackimi gangusami w tle. Netflixowa sensacja na wyższym niż zwykle biegu. W wolnym stylu!
6,5/10
"Freestyle" , reż. Maciej Bochniak, Polska 2023, dystrybutor: Netflix, premiera Netflix: 13 września 2023 roku.