"Eter" [recenzja]: Wiara w widza
Niektórzy twórcy zdają się kręcić jeden film przez całe życie. Wobec Krzysztofa Zanussiego byłby to zarzut bardzo na wyrost, niemniej coś jest na rzeczy. Twórca "Iluminacji" często powraca do konkretnych tematów (relacja nauki i religii) czy stosunków między postaciami (dobry i naiwny uczeń oraz chcący go złamać cyniczny mistrz). Tak też jest w wypadku "Eteru". Niby Europa przed pierwszą wojną światową, eksperymenty naukowe, wątki paranormalne - a mimo to pozostaje wrażenie, że Zanussi mówił o tym już wiele razy. Niestety, często w lepszych filmach.
Głównym bohaterem "Eteru" jest Doktor (Jacek Poniedziałek). W pierwszej scenie filmu niechcący zabija on młodą dziewczynę, odurzając ją zbyt dużą dawką tytułowej substancji. Cudem oszczędzony na chwilę przed stryczkiem, ucieka z zesłania i chroni się w austro-węgierskiej jednostce wojskowej. Tam, za przychylnością Komendanta (Andrzej Chyra), Doktor może eksperymentować nad wpływem eteru na człowieka. Planuje usunąć ból i cierpienia, a później zapewnić ludziom nieśmiertelność.
Zafascynowany swymi badaniami Doktor to uczony znany z innych filmów Zanussiego. Bezsprzecznie wierzący w naukę, do kwestii duchowych podchodzący z pogardą. Wyróżnia go brak jakichkolwiek poszukiwań w sferze religijnej, gdy w laboratorium nie otrzymuje odpowiedzi, oraz wpisanie go od pierwszej sceny w kategorię antybohatera (tragicznie zakończona próba gwałtu). W kreacji postaci pomaga także Poniedziałek, naznaczający Doktora rysem szaleńca, dla którego granica między nauką i obsesją praktycznie nie istnieje.
Znajome są także jego relacje z innymi postaciami. Przede wszystkim z Tarasem (Ostap Vakuliuk), prostym chłopcem, którego bierze sobie za ucznia. Naiwny młodzieniec jest wpatrzony w Doktora jak w świętego i gotów jest dla niego ponieść wszelkie poświęcenia (nie tylko w kwestii badań nad bólem). Od razu przypominają się chociażby "Barwy ochronne" z ideowym pojedynkiem między Magistrem i Docentem oraz późniejsze filmy Zanussiego (na szczęście w "Eterze" relacje między bohaterami nie są tak przerysowane jak w "Uroku wszetecznym" czy "Obcym ciele"). Zresztą nawet język, jakim posługują się bohaterowie - z obowiązkowym zwrotem "panie kolego" - przypomina ten z nagrodzonego Złotym Lwem arcydzieła z 1976 roku.
Niestety, chociaż reżyser wraca do znanych tropów, wydźwięk jego filmu pozostaje niezmieniony. Wielu udowodniło, że mając podobny punkt wyjścia, można stworzyć różne dzieła (między innymi Woody Allen w "Zbrodniach i wykroczeniach" oraz "Wszystko gra"). Zanussi zmienia czas akcji, imiona postaci, ale nie potrafi pójść w innym kierunku. "Eter", chociaż zrealizowany z typową dla twórcy dbałością, zdaje się miejscami filmem sprzed kilku dekad. Niemniej za sprawą kolejnych eksperymentów Doktora reżyserowi udaje się porwać widzów, z ciekawością wypatrują, czy uda mu się osiągnąć sukces, czy Taras w końcu zbuntuje się przeciwko swojemu mistrzowi.
I wtedy następuje finał, a wtórność staje się najmniejszym problemem "Eteru". Ostatnie kilka minut stanowią "historię tajną" - dopowiedzenie do wybranych scen. Zanussiemu brakuje wiary w widza. Znajdujące się w "jawnej" części filmu nawiązania metafizyczne są dosyć oczywiste i czasem niemal nachalne. Na pewno nie potrzebują dodatkowego objaśnienia. Umieszczając na końcu swojego filmu owe rozwinięcie, reżyser niepotrzebnie mu szkodzi i zaniża wartość dzieła o kilka klas. Szkoda. Gdyby nie one, końcowa ocena byłaby o przynajmniej dwa oczka wyższa.
4/10
"Eter", reż. Krzysztof Zanussi, Polska 2018, dystrybutor: Next Film, polska premiera: 30 listopada 2018 roku.