"7 uczuć" [recenzja]: Sceny z życia dwunastolatka
Zwiastun najnowszego filmu Marka Koterskiego, ograniczający się do przytoczenia niemalże w całości jednej z jego scen, sugerował, że twórca "Dnia świra" opowie tym razem o teorii względności lub palcu w pupie. Nic bardziej mylnego. Koterski na główne źródło cierpień i neuroz w "7 uczuciach" wybiera przeżycia wieku wczesnonastoletniego (przede wszystkim te szkolne) - okresu, gdy protagonista musiał wyryć na pamięć dopływy Nilu i tablicę Mendelejewa, reżyserował teatrzyk na podstawie fragmentu "W pustyni i w puszczy", nabawił się pierwszych nerwic, zwątpił w siebie, znienawidził wszystko i przekonał się, że życie to nie bajka.
Chociaż bohaterowie filmu Koterskiego to w większości uczniowie piątej klasy podstawówki, we wszystkich wcielili się dorośli aktorzy. Tak oto dwunastoletni Adaś Miauczyński jest grany przez Michała Koterskiego, siedzi w ławce z Marcinem Dorocińskim, podkochuje się w swojej rówieśniczce (Katarzyna Figura) i boleje, że wszyscy wolą jego brata, Mikiego (Robert Więckiewicz). Traumy z okresu wczesnej nastoletniości tak bardzo naznaczyły jego egzystencję, że jako dorosły musi się on z nimi konfrontować podczas sesji u psychoterapeuty.
W "Dniu świra", najpopularniejszym dziele Koterskiego, kreowany przez Marka Kondrata Miauczyński kilkukrotnie wspomina o jednym ze swoich (wielu) największych lęków - sztafecie pokoleń, ciągłym powtarzaniu błędów swych rodziców. Z "7 uczuć" wynika, że dzieci nie mają jak prześcignąć starszych od siebie, ponieważ już od najmłodszych lat ich samoocena jest równana z ziemią. A to dyrektor szkoły powie, że jesteś debilem, to inny nauczyciel, że nie masz przyszłości, to matka nawrzeszczy jak dostanie wykaz ocen lub przyłapie na masturbacji, to koleżanka z klasy nie odwzajemni miłości. Nawet pies nie chce się przytulić, bo woli Mikiego.
Koterski bardzo szybko ogranicza swój film do serii skeczy, ukazujących monotonię szkolnej codzienności, ale przede wszystkim będących wyzwaniem dla dorosłych aktorów. Bohaterowie mówią i zachowują się jak dzieci, a wszystkie ich postępki są koncertowo zagrane - swoje sceny kradnie szczególnie Gabriela Muskała jako klasowa prymuska, która uczy się treści podręcznika na pamięć i dostaje ataku rozpaczy z zapowietrzeniem, gdy obok oceny bardzo dobrej pojawi się minus. Jest to niewątpliwie materiał na bardzo zabawną scenę. Ale nie na prawie dwugodzinny film.
Afabularną strukturę reżyser podkreśla obecnymi na początku wstawkami z offu w wykonaniu Krystyny Czubówny (podkładającej także głos niewidocznej psycholożce w niepotrzebnej klamrze filmu), stylizując całość na dokument z życia dwunastolatków. Ten łopatologiczny zabieg pojawia się o kilka razy za dużo, na szczęście Koterski w pewnej chwili zupełnie z niego rezygnuje. Wątpliwość budzi także rozpoczęcie historii dzieciństwa Adasia od traumatycznej historii z rannym psem, by nagle przejść do nostalgiczno-śmiesznych historii z piątej klasy podstawówki. Przy czym humor wydaje się jakby skierowany do lubujących się w kloacznych dowcipach dwunastolatków. A to kolega strzeli kupę przez nogawkę, to pojawi się próba zaspokojenia się oralnie - bo Aldo z ławki obok powiedział, że można. Wszystkie zagrane przez czołówkę polskich aktorów.
Koterski miał wiele możliwości, celował w wiwisekcję dzieciństwa jako początku rozpaczy, ale ostatecznie zdecydował się na "skeczowisko". Zabawne przez chwilę, męczące na dłuższą metę. Muskające kilka tematów, lecz pozbawione jasnego kierunku. Nie pomaga także syn reżysera w roli głównej, znacznie odstający od pojawiających się w drugoplanowych rolach wykonawców. Niestety, "7 uczuć" okazało się niemal tak dużym rozczarowaniem, co dzieciństwo dla Miauczyńskiego.
5/10
"7 uczuć", reż. Marek Koterski, Polska 2018, dystrybutor: Kino Świat, polska premiera: 12 października 2018 roku.