"Ziarno prawdy" [recenzja]: Anatomia zbrodni rytualnej
Borys Lankosz, twórca fenomenalnego "Rewersu" (2009), kolejny raz zagłębia się w arkana gatunku filmowego. Po realizacji czarnej komedii, sięga po jeden z najlepszych polskich kryminałów ostatnich lat - bestsellerowe "Ziarno prawdy" Zygmunta Miłoszewskiego.
W głównej roli obsadza Roberta Więckiewicza i wspólnie z autorem literackiego pierwowzoru ożywia na ekranie postać Teodora Szackiego - ikonicznego mizogina, wymiętego czterdziestolatka - przenikliwego prokuratora.
Borys Lankosz ma rękę do gatunków. "Rewers" wywołał ogromne poruszenie w polskiej kinematografii i jego reżyser stara się iść za ciosem. Udowadnia, że podstawą dobrego gatunkowego filmu jest świetny scenariusz i doskonale zarysowane tło obyczajowe. Pokazuje też, że nie tylko o stalinizmie, ale i o antysemityzmie można opowiadać dowcipnie i trafnie.
Gatunkowa konwencja pozwala reżyserowi dotykać czułych punktów na mapie Polski i rozdrapywać rany, które nie chcą się zabliźnić. Lankosz i Miłoszewski budzą demony, żyjące w społecznej świadomości i wpuszczają między nie wierzącego wyłącznie w rozsądek prokuratora Szackiego.
Kiedy wyszło na jaw, że Teo o białych włosach ma zagrać Robert Więckiewicz, wśród fanów powieści rozgorzały dyskusje na temat złej castingowej decyzji. Aktor, który wcielił już zarówno w Lecha Wałęsę, jak i Jerzego z "Pod Mocnym Aniołem" (2009) kolejny raz udowodnił, że nie da się go włożyć do szufladki i błędem byłoby sądzić, że jakiekolwiek aktorskie emploi ograniczy jego możliwości. Fizycznie Więckiewicz nie przypomina bohatera opisanego przez Miłoszewskiego, ale na jego twarzy rysuje się charakterystyczna dla Szackiego pozorna życiowa rezygnacja. I samotność.
"Zamiast rodziny - samotność. Zamiast miłości - samotność. Zamiast bliskości - samotność". Na rynku filmowym to nie czyni z niego oryginała, bo policjantów po przejściach, zsyłających się na dobrowolne wygnanie mamy na pęczki. Nieobecne we współczesnej polskiej kinematografii jest jednak dobre kino gatunkowe. Zepchnęliśmy go do getta pełnego tandetnych komedii romantycznych i nudnego kina o sensacyjnej proweniencji. Lankosz przywraca pamięć o tym, że kino gatunkowe to sztuka wymagająca perfekcji i talentu.
Powieść Miłoszewskiego - rozwijająca się wraz ze świetnie skonstruowanym wątkiem kryminalnym - jest wypełniona społecznymi obserwacjami różnej maści; bywa ironiczna, gorzka, czasem tragiczna. Pojawiają się w niej trzecioplanowe postaci i epizodyści, dający czytelnikowi chwilę oddechu chroniącego przed zachłyśnięciem się szybką akcją. W filmie wielu z nich brakuje, narracja nie traci jednak spójności. W porównaniu z książką, scenariusz upraszcza nieco pewne kwestie; tematy, który rozbijają się w powieści na kilka wątków w filmie znajdują odzwierciedlenie w pojedynczych epizodach, ale nie świadczy to o macoszym podejściu do literackiego materiału.
Film ma swoje ramy, a fabuła rządzi się konkretnymi prawami - Lankosz wie, że selekcja wątków ma prowadzić do pogłębienia historii, a nie rozmieniania jej na drobne. Niektórzy, przywiązani do powieści czytelnicy, mogą być rozczarowani pewnymi brakami; inni jednak z radością wypełnią luki własną wiedzą i oddadzą się przyjemności obcowania z ruchomym obrazem. Dzięki odpychająco chłodnym, sino-błękitnym kadrom okraszonym znakomitą muzyką Abla Korzeniowskiego Lankoszowi udało się oddać klimat powieści. Elektryczne dźwięki zestawione z kilkoma żywymi instrumentami budują efekt niepokoju, sugerują, że dzieje się coś złego, zagadka długo nie znajdzie swojego rozwiązania, a intryga kulminacji.
Tym, którzy nie znają powieści, śledzenie akcji na pewno będzie sprawiać ogromną przyjemność. Mamy w końcu w polskim kinie porządną zbrodnię! W pierwszej scenie znajdujemy nagie ciało kobiety z poderżniętym gardłem, w kolejnej widzimy małe miasto z pożydowską historią, słyszymy szerzące się plotki o zbrodni rytualnej, mamy kilku podejrzanych i kolejne trupy zarzynane jak zwierzęta podczas koszernego uboju. Ktoś bawi się żydowskim zwyczajem czy ktoś inny chce zmylić tropy?
Czy znający rozwiązanie zagadki będą mieli się czym zająć podczas seansu? Więckiewiczem. To raz. Żartami. To dwa. Lankosz umie wyważyć powagę i dowcip, a potem połączyć je w jeden mechanizm służący zainteresowaniu widza sandomierskim światem przedstawionym. Udało mu się wykorzystać to, co typowo polskie - lęki, stereotypy, złości, historie oraz lokacje - i nakręcić uniwersalny, rasowy film gatunkowy.
7/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Ziarno prawdy", reż. Borys Lankosz, Polska 2015, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 30 stycznia 2015 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!