Bruno Dumont: Filozof z kamerą
Twórczość Bruno Dumonta, jednego z najważniejszych współczesnych twórców kina autorskiego, pozostaje praktycznie nieznana polskiej widowni.
O doniosłości filmowej twórczości 52-letniego Bruno Dumonta najlepiej świadczy recepcja jego filmów na festiwalu w Cannes. Za swój debiut "Życie Jezusa" (1997) otrzymał Honorowe Wyróżnienie jury przyznającego Złotą Kamerę - nagrodę dla najlepszego debiutu festiwalu w Cannes. Pierwszy film Dumonta przyniósł mu także przyznawaną w ramach Europejskich Nagród Filmowych Prix Fassbinder dla odkrycia roku.
Kolejny film reżysera - "Ludzkość" (1999) - zaowocował Wielką Nagrodą Jury festiwalu w Cannes; Złote Palmy dla najlepszych aktorów otrzymali zaś występujący w "Ludzkości" Emmanuel Schotté i Séverine Caneele. Tym samym wyróżnieniem uhonorowano jego czwarty obraz "Flandria" (2006). W dotychczasowej historii imprezy podobny wyczyn udał się tylko jednemu twórcy - Andriejowi Tarkowskiemu.
W 2003 roku Dumont nakręcił swój najbardziej kontrowersyjny obraz, egzystencjalny horror "Twnetynine Palms". Trafiający na ekrany polskich kin "Hadewijch" (2009) jest jego piątym filmem.
Bohaterami filmów Bruno Dumonta są zwyczajni ludzie. Freddy - protagonista debiutanckiego "Życia Jezusa" to prowadzący monotonne życie w małej francuskiej miejscowości Bailleul bezrobotny 20-latek, który zakochuje się w kasjerce Marie. Kolejny film Dumonta - "Ludzkość" to opowieść o 30-letnim policjancie śledczym Pharaonie de Winter, który prowadząc sprawę gwałtu na pewnej dziewczynie, zadurza się pracownicy miejscowej fabryki o imieniu Domino.
Reżyser podkreśla, że jego bohaterowie często skonfrontowani zostają wyłącznie z naturą i własnymi emocjami. Dlatego tak ważne są dla niego lokacje jego filmów: pierwsza dwa obrazy Dumont zrealizował w rodzinnej miejscowości Bailleul. Tytuł czwartego obrazu reżysera "Flandria" to zaś nawiązanie do krainy, z której pochodzi. Pozwala to Dumontowi na uzyskanie niezwykłego realizmu opowiadanych historii. Ale nie ma w jego filmach nic ze społecznego klimatu brytyjskich twórców pokroju Kena Loacha. Jeśli już szukać jakichś współczesnych asocjacji, najbliżej będzie filmom Dumonta do twórczości innych ulubieńców Cannes - braci Dardenne.
Zobacz zwiastun "Życia Jezusa":
O tym, że nie o pokazanie trudnych warunków życia we francuskiej wiosce chodzi Dumontowi w jego kręconych we Flandrii filmach, najlepiej zaświadcza jego własna deklaracja, rodzaj artystycznego motto. Kręcenie filmów Dumont porównuje do poszukiwania "słodkiego światła", ukrytego w każdym z ludzi, mimo brzydoty i brutalności współczesnego świata. Czy nie podobny zamiar przyświecał następcy Dumonta jako zdobywcy Wyróżnienia jury Złotej Kamery w Cannes - Carlosowi Reygadasowi, kiedy ten tytułował swój ostatni film "Ciche światło"?
W biografii francuskiego reżysera doniosłe miejsce zajmuje filozofia. Zanim zaczął realizować filmy, był Dumont nauczycielem filozofii w liceum. Kino odkrywał dla siebie stopniowo, rzemiosła uczył się, realizując filmy reklamowe. "Kręciłem cukierki, traktory, szynkę, cegły, węgiel ... Oto w jaki sposób uczyłem się kina". Po latach przyzna, że studenci szkół filmowych właśnie w taki sposób - poprzez uważna obserwację detali - powinni uczyć się kina.
"Filozofia jest intelektualną dyscypliną. Posługuje się pojęciami, podczas gdy kino opiera się na ruchu, polega na uchwyceniu na ekranie 'bycia'. Odkryłem, że kręcąc, na przykład, płynący w polu potok, rejestruję właśnie to 'bycie'. Kino jest łatwiejsze do zrozumienia, mniej skomplikowane, mniej intelektualne. Kiedy pracuję na planie, odnoszę się do ludzkiej kondycji bądź natury rzeczy z siłą niemożliwą do osiągnięcia na poziomie filozoficznych pojęć. Kino jest bardziej dostępne i jednocześnie niezwykle głębokie. Filozofia, wprost przeciwnie, jest niezwykle skomplikowana" - tak Dumont tłumaczy różnicę między filozofią a kinem.
Zobacz zwiastun filmu "Ludzkość":
Francuski twórca, mimo iż wśród mistrzów stawia włoskich reżyserów: Roberto Rosseliniego i Pier Paolo Passoliniego, jest duchowym spadkobiercą innego francuskiego artysty osobnego - Roberta Bressona. Z autorem "Na los szczęścia, Baltazarze" łączy go niechęć do pracy z profesjonalnymi aktorami. Wszyscy aktorzy Dumonta to naturszczycy. Artysta zastrzega bowiem, że bardziej interesuje go tajemnica i piękno, tkwiące w poszczególnym człowieku, niż warsztatowa biegłość aktora. W jego sposobie pracy z aktorem więcej jest religijnego obrzędu, niż tradycyjnie rozumianego odtwarzania zadanych ról..
"Jestem niezwykle zainteresowany wszelkimi formami mistycyzmu. Uważam, że mistycyzm jest niezwykle kinematograficzny. Kiedy wkraczasz na terem mistyki, zaczynasz zajmować się rzeczami, które nie mają nic wspólnego z logiką, z umysłem. Zaczynasz zbliżać się do momentu ekstazy. Kiedy szybko kręcę film, wydaje mi się, że przechodzę na stronę nielogicznego. To doświadczenie, które niekoniecznie trzeba rozumieć" - ujawnia Dumont, zastrzegając przy tym, że jest niewierzący. Tak jak odtwórczyni głównej roli w jego przedostatnim filmie "Hadewijch" - Julie Sokolowiski.
Przeczytaj recenzję filmu "Hadewijch" na stronach INTERIA.PL!
Dumont przyznaje, że ascetyczna postawa bohaterki jego najnowszego filmu - Celine jest studentką teologii, która zostaje postulantką w katolickim klasztorze - jest bliska definicji tego, kim jest reżyser filmowy.
Zobacz zwiastun filmu "Hadewijch":
"Zabroniłem jej spać i jeść przed rozpoczęciem zdjęć. Wybrałem też takie a nie inne parametry obrazu, żeby ograniczyć kadr tylko do tego, co esencjonalne. Każdy film kręcę używając wyłącznie dźwięku mono.Te ograniczenia to rodzaj pozbywania się tego, co zbędne. To trochę niezwykłe, kręcić film o religijnej ekstazie z aktorką, która w ogóle nie wierzy w Boga. Im więcej takich paradoksów, tym większa korzyść dla filmu" - zwierza się Dumont.
Stale obecna w jego filmowej twórczości jest fizyczność ludzkiego ciała.
"Interesuje mnie obecne w pismach mistyków fizyczne doświadczenie obecności Boga. Hadewijch [średniowieczna flamandzka mistyczka, której imie przybiera w zakonie Celine]. również pisała o kontakcie z ciałem Chrystusa i o przyjemności, jaką jej ciało z tego kontaktu czerpie. Mistycy są zdolni doświadczać nieskończoności poprzez własną fizyczność. Odmawiają sobie pokarmu. Nie pozwalają na sen. Ich ciała potrafią dotknąć sacrum" - tłumaczy Dumont.
Francuski reżyser woli, aby jego bohaterowie wyrażali emocje przy użyciu ciała, nie słów.
"Kino jest cielesne i emocjonalne. Musi się odnawiać pośród zwyczajnych ludzi, którzy nie mówią zbyt wiele, lecz doświadczają niezwykłej intensywności radości, cierpienia, współczucia. Mówienie nie jest istotne. Ważne są tylko emocje" - twierdzi Dumont.
Te towarzyszą każdej z kolejnych premier francuskiego reżysera.
- - - - - - - - - - - - - - - -
24 lutego na ekranach polskich kin zadebiutował ostatni film Dumonta "Poza szatanem". Wydmy, bagna, rozlewisko rzeki. Wioska, gdzieś w okolicach Boulogne-sur-Mer, na francuskim wybrzeżu Kanału La Manche. W szałasie na wydmach mieszka mężczyzna (znany z "Flandrii" i "Hadewijch" David Dewaele). Chodzi po okolicy, pali ognisko, poluje. Od czasu do czasu klęka, zastyga w modlitewnej pozie, wpatruje się w horyzont. Towarzyszy mu dziewczyna z wioski, którą zdaje się chronić. Nie stroni przy tym od drastycznych środków. Z tą samą kamienną twarzą dokonuje aktów przemocy i czyni cuda. Czy jest postacią anielską czy demoniczną? Wcieleniem zła, które zamieszkuje okolicę, czy przeciwnie - tym, który może je pokonać?
W recenzji filmu na stronach INTERIA.PL Stanisław Liguziński pisał: "Nieuważny widz przerzucając fotki pochodzące z nadchodzących premier kinowych możne wziąć 'Poza szatanem' za plebejsko-arthouse'ową wersję 'Dziewczyny z tatuażem'. Jakkolwiek absurdalnie nie brzmiałoby takie porównanie dla tych, którzy widzieli już najnowszy film Dumonta, odnoszę wrażenie, że podobieństwa pomiędzy filmami nie kończą się jedynie na stylizacji Alexandry Lemâtre i Rooney Mary".
Obraz trafił do kin w ramach inicjatywy Nowe Horyzonty Tournée, prezentującej szerokiej publiczności najlepsze filmy festiwalu Nowe Horyzonty 2011. INTERIA.PL jest patronem medialnym Nowe Horyzonty Tournée.