Marek Koterski: Bez ściemy!
Jednym z bohaterów tegorocznej edycji festiwalu Dwa Brzegi był Marek Koterski, który po pokazie swoich filmów dokumentalnych spotkał się w Kazimierzu Dolnym z publicznością. - Nigdy nie zawiodłem się na swoich widzach - przyznał reżyser "Dnia świra".
Zapowiadając obecność Marka Koterskiego na festiwalu Dwa Brzegi, dyrektor imprezy Grażyna Torbicka zauważyła, że publiczność zawsze była dla twórcy "Nic śmiesznego" priorytetem.
- Bierzecie państwo udział w jedynym spotkaniu z panem Markiem na tym festiwalu - podkreśliła rangę wydarzenia Torbicka dodając, że reżyser tradycyjnie nie zgodził się na spotkania z dziennikarzami.
Zanim Koterski spotkał się z widzami, festiwalowa publiczność mogła obejrzeć trzy krótkie dokumenty artysty z początków jego kariery. Dwa z nich - "Ech" oraz "Przyczyny narkomanii" to realizacje Wytwórni Filmów Oświatowych, trzeci film "V Międzynarodowy Festiwal Teatrów Studenckich" jest dokumentalną impresją z tytułowej imprezy.
O tym, jak żywotne pozostają nieznane szerzej dokumenty Koterskiego najlepiej zaświadcza fakt, że rozmowę z artystą zdominowała właśnie tematyka poruszana w tych dziełach. Sam artysta przyznał zresztą na początku spotkania, że wzruszenie ścisnęło go za serce, kiedy czekając na spotkanie z widzami trafił na fragment swego starego dokumentu. - Dawno tego nie oglądałem. Przyznam się państwu jednak, że mam wrażenie, że to najlepsze rzeczy, jakie nakręciłem w życiu. Myślę sobie, że teraz nie byłbym już w stanie zrobić tak dobrych filmów - powiedział artysta.
Podczas spotkania Koterski podkreślił, że najważniejszy w jego twórczości jest szacunek dla widza. Wyczula na to także swoich aktorów. - Jedną z podstawowych zasad w mojej pracy z aktorem jest to, że musi on grać traktując widza na co najmniej takim poziomie jak siebie samego. Wierzę wtedy w 100 procentach, że widz to doceni oraz zrewanżuje się uwagą i uznaniem - powiedział Koterski dodając, że stara się też "zawsze bronić swoich postaci, jakkolwiek złe by one nie były".
Artysta przyznał, że ze strony "profesjonalistów" spotkało go wiele rozczarowań.
Kiedy zrealizował swój fabularny debiut "Dom wariatów" dwaj "wspaniali profesorowie w szkole filmowej, wielkie nazwiska" nie zostawili na filmie suchej nitki.
- "Dom wariatów" dostał od nich dwóję, nie uznano go za debiut, dostał jedną kopię, zakaz plakatu i zakaz rozpowszechniania poza systemem DKF-ów - z goryczą przyznał Koterski. - "Życie wewnętrzne dostało zaś 3-, dopiero jak dostałem nagrodę za reżyserię w Gdyni, to podwyższono mi ocenę na 4 - dodał.
Koterski podkreślił, że nigdy nie zawiódł się jednak na swoich widzach. - Myślę, że to z tego powodu, że nigdy nie fundowałem widzowi ściemy, zawsze traktowałem go na takim samym poziomie jak siebie samego. Wierzyłem, że jeżeli tylko ja rozumiem, o co mi chodzi, to widz też sobie poradzi - podkreślił Koterski.
Wyjaśnił też, jak stara się uniknąć w swej sztuce banału.
- Jesteśmy jak krople w beczce wody. Staram się pamiętać wyłącznie o tym, że posiadam jaką taką wiedzę tylko o tej kropli, którą jestem. Jak tylko pycha zaczyna nieść mnie w tę stronę, żeby zacząć mówić o wszystkich innych kroplach, zaczynam gadać banały - powiedział.
Reżyser "Dnia świra" wspomniał również o tym, że wiele wyznaczników jego reżyserskiej indywidualności skrystalizowało się właśnie podczas pracy nad dokumentami.
Wspominając realizację "Przyczyn narkomanii" zwrócił uwagę na fakt, że w trakcie przygotowań do filmu spędził mnóstwo czasu na przepisywaniu wywiadów z narkomanami. - Zrozumiałem wtedy, że mowa mówiona a mowa pisana to są zupełnie różne języki - przyznał Koterski upatrując w tym doświadczeniu początków oryginalnej składni języka bohaterów swych późniejszych fabularnych filmów.
- Nasyciłem się wypowiedziami narkomanów, kiedy spisywałem te 2 tysiące stron. Nabiłem sobie głowę inną strukturą mowy - przyznał Koterski.
Jak dodał - ze spisanych wypowiedzi narkomanów, "ze wszystkimi zająknięciami, przejęzyczeniami, wszystkimi 'y', 'e', 'ą' - napisał sztukę "Społeczność" (zrealizowaną później w Teatrze Telewizji, kazimierska widownia miała możliwość obejrzenia spektaklu).
- Jak to zobaczyli w wydawnictwie, to dostali szału. Wybitny dramaturg ocenił, że to się nie nadaję na sztukę; stwierdził, że tego, co zapisałem, nie da wypowiedzieć - przypomniał Koterski.
Twórca "Dnia świra" przyznał się również do bardziej prozaicznej inspiracji językotwórczej. - Czasem zdarza mi się błąd na komputerze, chcę go poprawić, ale wtedy sobie myślę: "A zostaw go" - zaśmiał się.
Podsumowując posługiwanie się specyficznym językiem w swych scenariuszach wspomniał słowa związanego z teatrem Grotowskiego Ludwika Flaszena - Każda technika uprawiana do granic ludzkiej możliwości przeradza się w mistykę - zacytował Flaszena Koterski. - Ja w to wierzę - dodał.
Twórca filmu "Baby są jakieś inne" przyznał kazimierskiej publiczności, że "nigdy nie czuł się specjalnie utalentowany". - Ze 100-stronicowego scenariusza zostaje mi zawsze około 900 stron odpadków, wyrzuconych scen. Najpierw piszę porywem serca, językiem emocji i odczuć, a potem tylko sczesuję - zaznaczył dodając, że niektórzy reżyserzy proponują mu czasem przejęcie "900-stronicowych odpadków" celem realizacji własnego filmu.
Koterski nie ma skrystalizowanych planów filmowych.
- Nigdy nie wiem po skończeniu jakiegoś filmu, czy nakręcę kiedykolwiek następny. To nie jest kokieteria, ja naprawdę tego nie wiem. Realizacja filmu kosztuje mnie zawsze mnóstwo sił i energii. Jak kończę pracę nad danym filmem, wszystko co myślę, to uciec, zaszyć się gdzieś, schować w kącie, na pustkowiu - wyjawił.
Próbkę swego poczucia humoru zaprezentował pod koniec spotkania, kiedy zwracając się do siedzącej wśród widowni żony, pomylił ją z inną kobietą. - Tutaj jestem - zaczęła machać do niego z innego miejsca małżonka. Zaskoczony Koterski ze zrezygnowaniem spuentował: - Baby są jednak jakieś inne.