Reklama

Cannes 2023: Polska koprodukcja otrzyma Złotą Palmę?

Tegoroczna edycja festiwalu w Cannes minęła już półmetek. Za nami też projekcje dwóch filmów, które choć nie rywalizowały o Złotą Palmę, wzbudzały na Lazurowym Wybrzeżu największe emocje. Mowa oczywiście o nowym filmie Martina Scorsese i produkcji Jamesa Mangolda, który wziął się za bary z przygodami Indiany Jonesa. Wszystko, można by rzec, wróciło do normy, a w biurze prasowym oraz innych canneńskich przestrzeniach coraz więcej dyskutuje się o faworytach do głównych nagród i możliwych scenariuszach na końcowe rozstrzygnięcie.

Przez długi czas moim mocnym kandydatem do końcowego triumfu był film, który zainaugurował tegoroczny konkurs, czyli "Monster" Hirokazu Koreedy. Japończyk to jeden z ulubieńców canneńskiej imprezy, co patrząc na jego kolejne filmy, wydaje się całkowicie zrozumiałe. Miał on zresztą okazję poznać już słodki smak zwycięstwa, kiedy w 2018 roku odebrał Złotą Palmę za "Złodziejaszki". I choć jego nowy film jest dla mnie jednym z najlepszych jakie zobaczyłem w tegorocznym konkursie, przybył mu mocny konkurent.

Reklama

"Strefa interesów": Wyjątkowe spojrzenie na temat Holokaustu

"Strefie interesów" w reżyserii Brytyjczyka Jonathana Glazera w naszym kraju głośno było już od dawna. I to z kilku powodów. Raz, że to polska koprodukcja (z Wielką Brytanią i USA), dwa - że niemal w całości film nakręcony został w Polsce, przy znacznym udziale rodzimych twórców, z producentką Ewą Puszczyńską i operatorem Łukaszem Żalem na czele. Wreszcie sam temat, jakim jest wyjątkowe, co można stwierdzić już po projekcji, spojrzenie na temat Holokaustu. Trudno w kontekście "Strefy interesów" nie pomyśleć o nagrodzonym przed ośmioma laty w Cannes "Synu Szawła" (2015) László Nemesa czy wybitnym literackim świadectwie Holokaustu, jakim był napisany przez jego rodaka Imre Kertésza "Los utracony".

Inspiracją dla filmu Glazera była inna książka, zmarłego przed kilkoma dniami Martina Amisa. Brytyjski reżyser nieco inaczej rozłożył jednak akcenty, koncentrując się przede wszystkim na rodzinnym życiu Rudolfa Hössa, komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Choć może nawet bardziej przerażającą postacią jest jego żona Hedwiga, w której rolę wciela się Sandra Hüller. Obserwujemy letnią sielankę i prozaiczne problemy dnia codziennego, podczas gdy za murem rozgrywa się piekło. Do nas dociera ono niemal wyłącznie za pośrednictwa dźwięku, wzmocnionego przez soundtrack autorstwa angielskiej kompozytorki Mici Levi.

"Strefa interesów": Polska koprodukcja faworytem do Złotej Palmy

Ten kontrast, związany z naszą wiedzą o Holokauście, a tym, w co wpatrujemy się na ekranie, uderza chyba najbardziej. Kiedy rozmawiałem z zaprzyjaźnioną francuską dziennikarką, przekonywała, że film zrobił na niej na tyle duże wrażenie, iż niemal natychmiast musiała zobaczyć go raz jeszcze. A to, w tak "napakowanym" filmami programie, jak ten w Cannes, zwłaszcza w kontekście dziennikarzy, którzy biegają cały czas od seansów do wywiadów, w zasadzie się nie zdarza. Choć pojawiły się też głosy opozycyjne. Kolega z Niemiec przekonywał, że film Glazera, skądinąd reżysera tak różnych tematycznie i gatunkowo produkcji jak "Sexy Beast" (2000) czy "Pod skórą" (2013), jest pusty i niepotrzebny. To jednak pojedyncze opinie, bo "Strefa interesów" zajmuje wysokie miejsce w dziennikarskim rankingu w wydawanym przy okazji festiwalu magazynie "Screen". 

Choć przed nami jeszcze kilka mocnych konkursowych tytułów, coraz głośniej mówi się o tym, że film Glazera może być głównym kandydatem do tegorocznej Złotej Palmy. Zwłaszcza, ze przewodniczący jury Szwed Ruben Östlund, mówił na początku festiwalu o potrzebie realizacji kina ważnego, zaangażowanego, społecznie istotnego. A taka właśnie jest "Strefa interesów".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cannes 2023 | Strefa interesów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy