Cannes 2021: Ari Folman pokazał animację o Annie Frank
- Mój film "Where Is Anne Frank?" to dziewczyńska opowieść o dojrzewaniu, której część rozgrywa się w czasie wojny. Najważniejsze było wykorzystanie historii Anne jako narzędzia ukazującego najmłodszym obecną sytuację na świecie - mówił PAP Ari Folman, którego film pokazano podczas festiwalu w Cannes.
W "Where is Anne Frank?" Ari Folman sięga do "Dziennika Anne Frank", który autorka pisała podczas niemieckiej, nazistowskiej okupacji Holandii, gdy jej rodzina wraz ze znajomymi Żydami przez ponad dwa lata ukrywała się w dawnej narzędziowni przy biurze jej ojca. Adresatką wpisów nastoletniej dziewczynki była Kitty, prawdopodobnie wyimaginowana przyjaciółką Anne. Izraelski reżyser ukazuje historię Anne Frank przez pryzmat współczesności. Główną bohaterką animacji czyni rudowłosą Kitty, która przyjeżdża do domu Anne w Amsterdamie, w którym właśnie otwarto muzeum jej pamięci. Dziewczynka nie wie, co stało się z jej przyjaciółką, ale wierzy, że ta wciąż żyje i usiłuje ją odnaleźć. Kiedy zabiera dziennik Anne ze szklanej gabloty, w budynku włącza się alarm. Do akcji wkracza policja, która rozwiesza w całym mieście plakaty informujące o kradzieży pamiętnika. Dla potencjalnego znalazcy przewidziano wysoką nagrodę. Uciekając przed policją, Kitty poznaje Petera, który kradnie portfele osobom zwiedzającym muzeum, a następnie oddaje pieniądze ubogim. Dziewczynka zaprzyjaźnia się także z przybyłymi do Amsterdamu uchodźcami, którym grozi deportacja.
Jak trafił pan na "Dziennik Anne Frank"?
Ari Folman: - Przeczytałem go po raz pierwszy jako czternastolatek, ponieważ był jedną z obowiązkowych szkolnych lektur. I szczerze mówiąc - choć dorastałem w rodzinie osób ocalonych z Holokaustu - nie pamiętam, jaki wpływ na mnie wywarł. Wydaje mi się, że książka Anne Frank odniosła taki sukces m.in. dlatego, że nie ma w niej przerażających opisów okrucieństwa, historii o głodzie, gettach, obozach. Kiedy sięgnąłem po nią ponownie, byłem totalnie zaskoczony jakością tej literatury. To prawdziwe dzieło sztuki. Nie chciałem jednak robić kolejnej adaptacji "Dziennika Anne Frank". Zamiast tego postawiłem na dziewczyński film o dojrzewaniu, którego część rozgrywa się w czasie wojny. Najważniejsze było dla mnie wykorzystanie tej historii jako narzędzia ukazującego najmłodszym widzom współczesną sytuację w Europie i - bardziej ogólnie - na świecie. Sądzę więc, że opowieść Anne Frank stała się punktem wyjścia dla tego filmu, nie jego esencją.
- Prace nad filmem rozpoczęły się w 2013 roku, ale napotkaliśmy po drodze wiele problemów. Nie potrafiłem przekonać dystrybutorów, że "Where is Anne Frank?" może być filmem o potencjale komercyjnym. Z pomocą przyszła mi dyrekcja Fundacji Anne Frank, która zaproponowała mi wydanie graficznej adaptacji dziennika. Mieliśmy już wówczas gotowy projekt. Nie wiązałem z tym specjalnych oczekiwań, ale zgodziłem się. Efekt okazał się zaskakujący. Adaptacja została przetłumaczona na 35 języków. To przyciągnęło z powrotem dystrybutorów i sprawiło, że wznowiliśmy realizację filmu.
Od czego zaczął pan tworzenie postaci?
- Po pierwsze, musiałem trochę odbrązowić Anne Frank. Dzisiaj jest ona uważana za ikonę, ale wówczas była nastolatką. Mądrą, zabawną, czasami złośliwą. Prowadziła celne obserwacje, znała mocne i słabe strony ludzi. Chciałem, żeby była postacią pełną wieloznaczności, jak każdy nastolatek. Tworząc Kitty, pracowaliśmy na podstawie jej opisu, który zostawiła Anne. Bardzo lubię tę postać, jej rude włosy. Uwielbiam też, kiedy ludzie mi mówią, że ją pokochali. Kitty stanowi alter ego Anne. Robi wszystko to, co chciałaby zrobić Anne, ale nie może, ponieważ żyje w czasach zniewolenia. Nawet kiedy Kitty chce wyjść na zewnątrz, żeby zobaczyć co się dzieje - tak naprawdę jest to potrzebą Anne, ponieważ Kitty nie istnieje w rzeczywistości. Anne wymyśla ją w swojej głowie, żeby pójść tam, gdzie pragnie. Z kolei Peter jest typem aktywisty. Kradnie portfele osobom zwiedzającym muzeum, żeby kupić żywność uchodźcom i nie dopuścić do odesłania ich. Kiedy Kitty zakochuje się w nim, sama także staje się aktywistką.
Jak zbudował pan wizualny charakter tej opowieści?
- Zwykle w tego typu filmach część rozgrywająca się współcześnie jest bardzo żywa, nasycona, barwna, a czasy wojenne ukazane są w wersji monochromatycznej, czarno-białej albo sepii. Tymczasem robiąc research do filmu, odkryłem, że Holokaust nie był w sepii. Tak może się wydawać, gdy się ogląda "Listę Schindlera", ale to nieprawda. Dlatego postanowiłem zrobić dokładnie odwrotnie. Pokazałem monochromatyczną, ponurą współczesność i bardzo żywą przeszłość, bo ona wywodzi się z kolorowej wyobraźni Anne.