Camerimage: Walka o wolność i... jakość obrazu
Pokaz najnowszego filmu Steve'a McQueena "Zniewolony" był najważniejszą projekcją wczorajszego dnia na festiwalu Camerimage. "Zazwyczaj życzy się publiczności miłego seansu" - powiedział przed polską premierą obrazu operator Sean Bobbitt. "Tym razem jednak zabrzmiałoby to dość perwersyjnie" - dodał autor zdjęć do "Zniewolonego".
Steve McQueen, reżyser znanych z naszych ekranów z nagradzanych na międzynarodowych festiwalach "Wstydu" i "Głodu", tym razem zdecydował się na ekranizację wydanej w 1853 roku wstrząsającej autobiografii Solomona Northupa, przejmującego świadectwa wolnego czarnoskórego mężczyzny, który wskutek podstępu spędził ciężkie 12 lat jako niewolnik. Podejmując do dziś pozostający w USA w sferze tabu temat niewolnictwa, odwrotnie niż Quentin Tarantino, postanowił trzymać się faktów. "Zniewolony" jest bowiem wierną ekranizacją autobiografii Northupa; reżyser, wspólnie ze swoimi współpracownikami, dołożyli wszelkich starań, by nie tylko oddać na ekranie przejmujący dramat głównego bohatera, lecz również odtworzyć w najdrobniejszych detalach klimat Ameryki lat 40. XIX wieku.
Historia Northupa (w tej roli przekonujący Chiwetel Ejiofor) rozpoczyna się w miejscowości Saratoga, gdzie główny bohater prowadzi wraz z rodziną wygodne mieszczańskie życie, zarabiając jako stolarz i skrzypek. Kiedy ulega namowom dwóch szarlatanów, szukających na 2 tygodnie muzyka do swego obwoźnego show, i udaje się z mężczyznami w podróż do Waszyngtonu, nie spodziewa się, że po przybyciu do stolicy zamiast w hotelowym łóżku obudzi się w ciemnej celi skrępowany łańcuchami. Okazuje się, że podejrzani pracodawcy po upiciu Northupa sprzedali go handlarzom niewolników. Od tego momentu główny bohater "Zniewolonego" rozpoczyna 12-letnią walkę o wolność i zachowanie godności, stając się w tym czasie własnością paru plantatorów i doświadczając na własnej skórze powszechnej w ówczesnej Ameryce przejawów dyskryminacji rasowej.
McQueen po raz pierwszy w swej reżyserskiej karierze nie współpracował przy tworzeniu scenariusza, powierzając adaptację powieści Northupa Johnowi Ridleyowi (ma na koncie m.in. "Red Tails" George'a Lucasa). Historię "Zniewolonego" opowiada chronologicznie, robiąc wyjątek tylko na samym początku filmu, kiedy zapowiada wydarzenia z przyszłości. W ukazywaniu okrucieństwa "białych ludzi" wspólnie z operatorem Seanem Bobbittem sięgają po malarską spuściznę Goyi - w obrazie tortur, jakie przechodzi Northup i inni niewolnicy, nie ma już dokumentalnej chropowatości "Głodu" (gdzie grany przez Michaela Fassbendera bohater cierpiał w więzieniu fizyczne katusze). Nie znaczy to jednak, że twórcy "Zniewolonego" unikają bolesnych scen: zwłaszcza sekwencja chłosty Patsey, granej przez pochodząca z Kenii Lupitę Nyong'o, wywołuje wręcz fizyczną reakcję widowni.
Wydaje się jednak, że mimo wagi podjętego tematu, "Zniewolony" to najbardziej przystępny obraz w całej filmografii McQueena. Nobliwego charakteru przydaje mu z pewnością muzyka Hansa Zimmera oraz epicki charakter całości (w tym pewna doza zaskakującego melodramatyzmu). Brak tu jednak wizualnej brawury poprzednich filmów Brytyjczyka, tak jakby McQueen chciał swym wymagającym przecież filmem trafić do jak największej widowni. O sukcesie obrazu, w Stanach trafił do kin dopiero w ograniczonej dystrybucji, najlepiej świadczy fakt, że "Zniewolony" zyskał rekomendację wpływowych czarnoskórych muzyków: Kanye West i Sean Combs gorąco zachęcają "całe rodziny" do obejrzenia filmu McQueena. "Musicie go zobaczyć, żeby zrozumieć"; analitycy rynku wieszczą zaś "Zniewolonemu" kasową karierę na miarę " Pasji", czy "Listy Schindlera".
Ten obraz ma szansę stać się dla Ameryki tym, czym w Polsce stało się "Pokłosie" Pasikowskiego. Ci zaś, którzy lubią oglądać na ekranie hollywoodzkie gwiazdy, również nie powinni być rozczarowani: jak zwykle u McQueena szarżuje Michael Fassbender (w roli demonicznego plantatora Edwina Eppsa), ludzką twarz pokazuje Benedict Cumberbatch (jako broniący swego niewolnika William Ford), wisienką na torcie jest zaś epizod Brada Pitta (był jednym z producentów obrazu), który wciela się w postać wybawiciela Northupa, Kanadyjczyka Samuela Bassa.
W środę na Camerimage miał również miejsce inny niezwykły pokaz. Chodzi o projekcję trójwymiarowej wersji klasyka Tony'ego Scotta "Top Gun", której gośćmi byli operator filmu Jeffrey Kimball i odpowiedzialny za konwersję 3D Barry B. Sandrew. Jak ujawnił ten ostatni "Top Gun 3D" powstał przy ścisłej współpracy z nieżyjącym już reżyserem, zachowując oryginalną wizję Tony'ego Scotta (Sandrew przyznał, że wyraźna ziarnistość kopii 3D to efekt żądania Scotta, by pozostać wiernym analogowej jakości filmu). Trzeba przyznać, że niektóre momenty filmu w 3D robią piorunujące wrażenie, m.in. pamiętna sekwencja początkowa pokazująca przy zastosowaniu długich obiektywów szykujące się do startu samoloty. Jak ujawnił Sandrew, po konwersji zmieniła się również dynamika "Top Gun", nieznacznie wzmocniono tempo, poprawiono również jakość niektórych kadrów.
Największym sukcesem pokazu był jednak fakt, że odbył się on przy pełnej sali. Pewnie większość z nas zna "Top Gun" z telewizji, Camerimage jest jednak imprezą podkreślającą z całą mocą wagę i znaczenie doświadczenia kinowego obrazu. Dlatego festiwalowi jurorzy nie oglądają żadnego z konkursowych tytułów na płytach DVD (nierzadka praktyka na innych festiwalach filmowych), tylko na każdej z projekcji zasiadają w kinowych fotelach. O tym, jak ważnym elementem kinowego doświadczenia jest prawidłowy obraz, opowiedział po seansie "Top Gun 3D" Barry B. Sandrew, zwracając uwagę, że projekcja tego obrazu powinna być dwa razy jaśniejsza niż ta, którą właśnie obejrzeliśmy. Kiedy kilka godzin potem udałem się na seans klasyka Marcela Carne "Hotel du Nord", byłem pod tak wielkim wrażeniem wizualnego piękna realizmu poetyckiego, że nie przeszkadzała mi nawet niezbyt dobrej jakości kopia. Z seansu telewizyjnego sprzed lat pozostały mi mgliste wspomnienia. Projekcję na Camerimage zapamiętam z pewnością o wiele dłużej.
Tomasz Bielenia, Bydgoszcz
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!