Nowy film Rebekki Miller zainaugurował 73. edycję Berlinale. Komedia romantyczna na otwarcie najbardziej politycznie zaangażowanego ze wszystkich festiwali filmowych? Brzmi zaskakująco. Nawet jeżeli uderza ona w nieco poważniejsze tony, a tak w istocie jest, był to wybór raczej z gatunku tych nieoczywistych. Dla nas znaczący, bowiem w jedną z istotnych ról wciela się Joanna Kulig, robiąc kolejny ważny krok w swojej międzynarodowej karierze.
Joanna Kulig, mająca najwyraźniej szczęście do berlińskiej imprezy (tutaj premierę miał też produkowany przez Damiena Chazelle’a serial "The Eddy" z jej udziałem), w "Miłości bez ostrzeżenia" wcieliła się w rolę polskiej imigrantki, próbującej ułożyć sobie życie w Nowym Jorku. Większość czasu Magdalena spędza z szesnastoletnią córką i amerykańskim mężem, fanatykiem wojny secesyjnej oraz historycznych rekonstrukcji, a na życie zarabia, sprzątając domy lepiej sytuowanych rodzin w okolicy. No to mamy pierwszy zgrzyt. Stereotypy. Bo cóż innego może robić Polak za wielką wodą, jak nie pucować kafelki?
To w ogóle problem filmu Miller, bo niestety jest ich jeszcze kilka. W największym stopniu dotykają bohaterki granej przez Kulig, lecz odnoszą się również do postaci udręczonego artysty przeżywającego poważny kryzys twórczy (Peter Dinklage). Zmienia się jedynie profesja, tym razem jest to kompozytor operowy, ale ile razy już to widzieliśmy? Mam wrażenie, że z ekranową żoną bohatera, owładniętą manią czystości psychoterapeutką, w której postać wciela się Anne Hathaway, nie jest wcale lepiej.
Tak się składa, że rodziny te, co ciekawe w obu przypadkach patchworkowe, łączy więcej, niż mogłoby się wydawać. I to nie tylko za sprawą dorosłych, lecz również tych młodszych jej członków, w osobach Terezy (Harlow Jane), wspomnianej córki Magdaleny, oraz Juliana (Evan Ellison), syna bohaterki granej przez Anne Hathaway. To jeszcze nie wszystko. Ważną rolę dla fabuły, jak również przezwyciężenia wspomnianego kryzysu twórczego odegra Katrina (Marisa Tomei), będąca na co dzień kapitanem wodnego holownika.
Być może ten opis brzmi nieco chaotycznie, ale mam wrażenie, że taki właśnie w dużej mierze jest nowy film reżyserki "Planu Maggie" (2015). Jednych to pewnie zauroczy, przeniosą się na chwilę do Nowego Jorku i dadzą wciągnąć w ten zawiły świat, innych w pewnym momencie zacznie irytować. Stężenie przypadków, a chwilami absurdów, w przedstawianej przez Miller historii przypomina mi trochę ostatnie fabuły Woody'ego Allena, co również stanowić może dość nieoczywistą rekomendację. Wszak ten wybitny reżyser w przeszłości bywał w znacznie lepszej formie.
Niestety sama historia w "Miłości bez ostrzeżenia" nieco kuleje. To o tyle zaskakujące, że Rebecca Miller (notabene córka wybitnego amerykańskiego dramaturga Arthura Millera) jest nie tylko doświadczoną scenarzystką, lecz również cenioną pisarką. Do tego stopnia, że przed laty jej literacki debiut uznany został przez "Washington Post" za książkę roku.
Nie można natomiast odmówić jej nosa do aktorskich wyborów, zwłaszcza że "Miłość bez ostrzeżenia" nie opiera się na jednej wyrazistej roli, a jest raczej owocem pracy większego zespołu. A grupa to była doborowa i utalentowana. Począwszy od neurotycznego Petera Dinklage’a, przez pedantyczną Anne Hathaway, desperacko szukającą miłości Marisę Tomei, po realizującą swój amerykański sen Joannę Kulig. W jej przypadku akurat - dosłownie i w przenośni. Oby, także za sprawą roli w "Miłości bez ostrzeżenia", potrwał on jak najdłużej. Najlepiej w takim towarzystwie, ale z nieco lepszymi historiami do opowiedzenia.
5/10
"Miłość bez ostrzeżenia", reż. Rebecca Miller, USA 2023, dystrybutor: M2Films, premiera kinowa: 15 marca 2024 roku.