Berlinale: Kogo obchodzi "Świteź"?
Podczas Berlinale miała miejsce premiera animowanego filmu Kamila Polaka "Świeteź", będącego adaptacją ballady Adama Mickiewicza
"I ty, zuchwały, i twoja gromada / Wraz byście poszli w głębinie / Lecz że to kraj był twojego pradziada / Że w tobie nasza krew płynie / Choć godna kary jest ciekawość pusta / Lecz żeście z Bogiem poczęli / Bóg wam przez moje opowiada usta / Dzieje tej cudnej topieli"
Długość samego utworu wymusiło niejako ograniczenie metrażu do 21 minut. Jeśli zadają sobie państwo pytanie, ile trwać mogła realizacja takiego materiału, to odpowiedź brzmi - siedem lat. Liczba tak samo imponująca, jak kolejne, które przytoczyć można w kontekście "Świtezi". Dwieście dwadzieścia trzy - to liczba ujęć, dwadzieścia sześć tysięcy siedemset czterdzieści sześć - klatek. Tytaniczne przedsięwzięcie pochłaniające cały czas autora i długie godziny pracy ekipy, liczącej w porywach ponad sto osób. Prawdziwie epicka krótka animacja.
Kamil Polak, reżyser, który porwał się na adaptację romantycznej polskiej ballady, jest absolwentem ASP. I to widać niemal w każdej z ponad dwudziestu tysięcy klatek. Każda z osobna prezentuje się jako imponujący melanż różnorodnych malarskich tradycji ze wskazaniem na XIX-wieczne malarstwo polskie i estetykę ikony. Wprawne oko wychwyci jednak znacznie więcej cytatów, jak choćby nawiązania do obrazów Paolo Ucello.
Wszystko to przestaje dziwić, jeśli uświadomimy sobie nie tylko rozpiętość czasu, w jakiej powstawał film, ale fakt, iż niektóre klatki tworzone były jako pełnoformatowe obrazy. Ich wewnętrzna dynamika i symbolika jest wręcz przytłaczająca. I trudna do wychwycenia w czasie projekcji.
Wydaje się bowiem, że twórców cechuje podobna pycha, co bohatera "Świtezi". Zuchwałość wypominana przez kobietę wynurzającą się z jeziora. Z jej ust wprost pada napomnienie, że jedynie pochodzenie chroni widza przed "pójściem w głębinę". Sęk w tym, że restrykcja poczyniona przez postać z ballady - że tylko ciekawość "początych z Bogiem" zostanie zaspokojona - jest samospełniającą się przepowiednią. Polacy sprawili sobie olśniewającą wizualnie adaptację ballady wieszcza, możemy puszczać ją sobie w kółko i robić stop-klatki.
Reżyser mówi, że kierowała nim nostalgia za światem, który zniknął, światem przypominanym przez Mickiewicza. Ta rzeczywistość to spełnienie wielkiego panslawistycznego snu, z Polską jako "Chrystusem narodów". Węgrzy mają swój sen o wielkich Węgrzech, Turcy o Imperium Otomańskim, ale ich tęsknoty za światową dominacją obchodzą nas dokładnie tak samo, co nasze kogokolwiek poza Polską. Nie jest to zarzut do samego filmu, który jest po prostu imponującym wyzwaniem plastycznym i dramaturgicznym.
Zobacz zwiastun animacji "Świteź":
Odtworzenie "Świtezi" na ekranie zasługuje na oklaski w takim samym stopniu jak odwzorowanie rytmiki tekstu w obrazie. Tylko jakoś nie widzę w tym filmie potencjału do światowej dominacji, podobnie jak nie widzę go w Rzeczypospolitej. Wydaje mi się, że trochę za mocno pompujemy nasze oczekiwania. Cieszmy się pracą niezwykle uzdolnionego Kamila, nomen omen, Polaka, nie zapominając o całym nacjonalistycznym, do bólu patetycznym ładunku, jaki niesie z sobą ta adaptacja. U nas łezka kręci się w oku, u innych może to trącić nachalną propagandą, jak nie przymierzając "Iwan Groźny" Siergieja Eisensteina - film wirtuozerski i nachalnie deklaratywny.
Rzecz jasna, przedstawiciele mediów dzielili się z reżyserem podobnymi obawami, które ten wydawał się po części podzielać. Jego zdanie na tę kwestię podobno ulega jednak zmianie wraz z pozytywnymi sygnałami zza granicy. Na razie przyznał się do otrzymania takowego. Z Teheranu.
Patrząc na tekst źródłowy można to zrozumieć:
"Bóg nas obroni: dziś nad miastem we śnie / Widziałam jego anioła / Okrążył Świteź miecza błyskawicą / I nakrył złotymi pióry / I rzekł mi: "Póki męże za granicą, Ja bronię żony i córy"
Jak broni się żon i cór w Iranie pokazywał w swojej twórczości Jafar Panahi, niedoszły tegoroczny przewodniczący berlińskiego jury. Dziś siedzi w więzieniu w Teheranie. Nie jestem jednak pewien, czy właśnie o to chodziło Adamowi Mickiewiczowi. Dlatego uważałbym z tezami o uniwersalności ballad naszego wieszcza.
Stanisław Liguziński, Berlin