Tomasz Raczek: Wajda był poetą kina
- Andrzej Wajda miał bardzo intensywną osobowość oraz jedną cechę, której brakuje współczesnym twórcom, dzielność - powiedział krytyk filmowy Tomasz Raczek. Jego zdaniem po śmierci reżysera "polskie kino weszło w długi okres żałoby".
- Wielkość Wajdy polegała na tym, że budował on swoimi filmami tożsamość Polaków żyjących w drugiej połowie XX w. oraz pierwszej połowie XXI w. Już jego pierwsze obrazy z lat 50. "Pokolenie", "Kanał", "Popiół i diament" pokazują nie tylko ważny moment historyczny, ale świat przedstawiony w sposób poetycki - podkreślił Raczek.
Krytyk filmowy określa reżysera mianem poety kina. - Był kimś więcej niż reżyserem. Miał zdolność stosowania w filmie metafory właściwej dla poetów i malarzy. W "Popiele i diamencie" skoncentrował prawdę o losach Polaków po II wojnie światowej, którzy żyli na granicy wojny i granicy pokoju, który nie przynosił wolności - wyjaśnił.
Zdaniem Raczka wszystkie filmy Wajdy "zawierały element próby wyrażenia tego, co najważniejsze w naszej rzeczywistości, tożsamości, myśleniu i czuciu". W jego opinii "Ziemia obiecana" jest najwybitniejszym polskim filmem, jaki kiedykolwiek powstał, Raczek określa je mianem "działa pomnikowego".
Jak zaznacza krytyk, Wajda nie bał się nigdy trudnych tematów. - Chciał wyrazić historię Polski, choć było to bardzo trudne, prawie niemożliwe. W przypadku filmu "Katyń" najpierw blokowano mu pracę ze względów politycznych, potem miał problemy w realizacji. Uważał stworzenie tego obrazu za swoją misję i dlatego udało mu się to zrobić - przypomniał Raczek.
- Wajda był niezależny i charyzmatyczny. Miał bardzo intensywną osobowość, miał w sobie dzielność i odwagę do walki o własną tożsamość. Żeby dzisiaj tworzyć, nie wystarczy być wrażliwym, ale nie należy ulegać słabościom. On mówił sobie: nie poddam się, jestem silniejszy niż wszystkie przeciwieństwa - dodaje.
- W równym stopniu był reżyserem filmowym co wrażliwym człowiekiem, gotowym zawsze do dialogu. Nie był skupiony wyłącznie na swojej twórczości, podejmował się dokumentowania prac innych. Stworzył film na temat "Umarłej klasy" Tadeusza Kantora, a ostatnie dzieło "Powidoki" to wyciągnięcie z lamusa niesłusznie zapomnianego malarza Władysława Strzemińskiego. Wajda potrafił podarować swój talent innemu twórcy - zaznaczył.
Raczek przypomniał również, że Wajda był wybitnym reżyserem teatralnym. - Nie byłbym teatrologiem z wykształcenia, gdyby nie to, że w młodości chodziłem w zachwyceniu oglądać "Noc listopadową" Stanisława Wyspiańskiego w jego reżyserii w Starym Teatrze w Krakowie, a potem "Biesy" Fiodora Dostojewskiego. On był wielkim we wszystkim, co robił. Wchodził na wyższy poziom, bo nie znał granic swojej twórczości. Był odniesieniem w myśleniu innych. On odszedł i została dziura - podkreślił krytyk.
Według Tomasza Raczka polskie kino wraz ze śmiercią Wajdy weszło w okres długiej żałoby. - Będziemy musieli znaleźć następnego Wajdę, ponieważ żyć bez Wajdy nie sposób. Jego następca to ktoś, kto zostanie naszym sumieniem społecznym i narodowym. Dziś nie ma nikogo równie silnego. Widzę kandydata na tę rolę - to Wojciech Smarzowski, moim zdaniem po śmierci Wajdy najwybitniejszy polski reżyser. Ale musi on jeszcze odrobić lekcję. Nie wystarczy tylko tworzyć filmy, ale też należy funkcjonować w życiu społecznym - zaznacza.
Andrzej Wajda był wybitnym reżyserem filmowym i teatralnym. W takich obrazach jak "Kanał" i "Popiół i diament" reżyser dokonał rozrachunku z czasami drugiej wojny światowej. Współtworzył kino moralnego niepokoju. "Człowiekiem z marmuru" i "Człowiekiem z żelaza" pokazywał szarzyznę i patologię czasu PRL. Ekranizował także wielkie dzieła literackie jak "Popioły", "Wesele", "Panny z Wilka", czy "Pana Tadeusza". Wajda zmarł w niedzielę wieczorem. Miał 90 lat.