Reklama

Polański musi wrócić do USA

Sąd w Los Angeles orzekł, że Roman Polański nie może być osądzony zaocznie i musi wrócić do USA, aby sprawa jego oskarżenia o gwałt na 13-latce została ostatecznie zakończona.

Na przesłuchaniu sędzia Peter Espinoza odrzucił wniosek obrońców słynnego reżysera, żeby wyrok został wydany pod jego nieobecność.

"Pan Polański musi się oddać w ręce wymiaru sprawiedliwości" - oświadczył.

Podtrzymał tym samym swoje wcześniejsze orzeczenie, że zaoczne osądzenie Polańskiego jest niemożliwe, wydane w odpowiedzi na grudniową sugestię sądu apelacyjnego w Kalifornii, iż wyrok mógłby zostać wydany pod nieobecność oskarżonego.

Polański przebywa obecnie w areszcie domowym w swojej posiadłości w Szwajcarii.

Reklama

Jego adwokaci Chad Hummel i Bart Dalton powiedzieli po przesłuchaniu, że obrona planuje odwołanie się od decyzji sędziego do stanowego sądu apelacyjnego.

Hummel argumentował w sądzie, że wyrok powinien być ograniczony do 42 dni, które Polański spędził w więzieniu w Kalifornii już w 1978 r., poddany przymusowym badaniom psychiatrycznym.

Adwokaci twierdzą, że w sprawie naruszono normy prawne, ponieważ prowadzący ją początkowo sędzia Laurence J. Rittenband, złamał umowę zawartą z ówczesnym adwokatem Polańskiego. Zgodnie z nią, kara miała się ograniczyć do wspomnianych 42 dni aresztu, ale sędzia - dziś już nieżyjący - później zapowiedział, że ma zamiar wydać surowszy wyrok.

Kiedy wiadomość o tym dotarła do Polańskiego, zbiegł on z USA przed wydaniem wyroku. W rezultacie, poza oskarżeniem o gwałt, ciąży na nim także zarzut ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości.

Mecenas Hummel powiedział w sądzie, że jego klient zbiegł z USA i nie wrócił tam, gdyż "nie ufa" amerykańskiemu systemowi sprawiedliwości.

Przesłuchanie, które odbyło się 22 stycznia miało dość burzliwy przebieg - adwokaci Polańskiego kilkakrotnie wdawali się w potyczki słowne z prokuratorem Davidem Walgrenem i sędzią.

Walgren nazywał Polańskiego: "ten zbieg", "zbrodniarz" i "gwałciciel dzieci". Sędzia w pewnym momencie upomniał go, żeby nie zaogniał debaty.

Hummel oskarżył prokuratora, że wprowadził w błąd władze szwajcarskie, kiedy we wniosku o ekstradycję ukrył kluczowe - zdaniem mecenasa - informacje o sprawie, dotyczące wspomnianych naruszeń norm postępowania karnego w 1978 r.

Wniosek obrońców o zaoczne osądzenie Polańskiego, poparła także jego ofiara, Samantha Geimer. Za pośrednictwem swego adwokata, Lawrence'a Silvera, zwróciła się ona do sądu, o zaprzestanie starań o ekstradycję reżysera.

Geimer dawno już wybaczyła Polańskiemu i zaapelowała, by umorzono jego sprawę. Obawia się bowiem, że ewentualny proces w Los Angeles zrujnowałby jej prywatność.

Mecenas Silver argumentuje, że prokuratorzy w Los Angeles, którzy wszczęli postępowanie ekstradycyjne, naruszyli konstytucję stanu Kalifornia, która mówi, że w sprawie ekstradycji przestępców, prokuratura powinna się skonsultować uprzednio z ich ofiarami, czego nie zrobiono.

Prowadzący sprawę Polańskiego prokurator okręgowy David Walgren zaprzecza temu; twierdzi, że władze proponowały adwokatom przedyskutowanie sprawy, ale oferty te zostały zignorowane.

Profesor prawa na Uniwersytecie Południowej Kalifornii Michael Brennan powiedział przed piątkowym orzeczeniem sądu, że należy się raczej spodziewać, iż sędzia Espinoza nie zgodzi się na wydanie wyroku zaocznie.

Polańskiego oskarżono o to, że w 1977 r. w willi Jacka Nicholsona podał 13-letniej Samancie narkotyk Quaalude i dokonał na niej gwałtu. Reżyser tłumaczył, że seks odbył się za jej zgodą, ale w Kalifornii stosunek z osobą małoletnią uznawany jest za tzw. gwałt w prawnym znaczeniu.

Na wniosek prokuratury w Los Angeles Polańskiego aresztowano w Szwajcarii we wrześniu ub.r., przetrzymywano w więzieniu przez dwa miesiące, a potem przewieziono do jego rezydencji w górach, gdzie przebywa w areszcie domowym.

Władze szwajcarskie rozpatrują wniosek amerykańskiej prokuratury o ekstradycję.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Roman Polański
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy