Wzięła ślub w Nowym Jorku
Joanna Greń lubi Amerykę i czasem marzy jej się kariera w Hollywood. Chciałaby zagrać u Woody'ego Allena i powygłupiać się w filmie Quentina Tarantino.
Malwina, którą gra w serialu "Barwy szczęścia" cierpi na poważną chorobę psychiczną. Na razie jest w stanie euforii, ale jak długo?
Artystka doskonale pamięta swój pierwszy dzień i pierwszą scenę na planie serialu TVP2, zaczynającą się od histerycznego płaczu.
"Była to bardzo trudna scena - moment przełomowy w życiu mojej bohaterki, która zastanawia się nad swoim życiem i przyszłością. Malwina była kompletnie rozbita. Naprawdę musiałam strasznie płakać, nie można było tego markować" - opowiada Greń
Teraz jej bohaterka jest natomiast w stanie totalnej euforii.
"Nie muszę płakać, ale jej radość nie jest przecież naturalna" - komentuje aktorka.
"Malwina cieszy się z rzeczy, które normalnych ludzi przerażają. Taki stan emocjonalny jest również trudny do pokazania. Kierując się logiką nie dałabym rady tego zagrać, bo ludzie chorzy są od nas inni. Przecież będąc w stanie chorobowej euforii zdradziła ojca mówiąc, że ma nową siostrzyczkę. Czy można wziąć jej to za złe? Na pewno nie, jej choroba została zdiagnozowana. Faza maniakalna Malwiny jeszcze potrwa. Póki co, będziemy ją oglądać roześmianą od ucha do ucha. Pozostałych członków rodziny już nie" - zdradza artystka.
Uśmiech nie znika w ostatnim czasie także z twarzy Greń.
"Ponad miesiąc byłam w Ameryce. Zwiedziłam San Francisco, Nowy Jork i, choć w Nowym Jorku byłam po raz drugi, nie mogę się już doczekać, żeby znowu tam pojechać i to przynajmniej na pół roku. To niezwykle fascynujące i wciągające miasto" - przekonuje.
Powód do radości jest tym większy, że w Nowym Jorku aktorka wyszła za mąż.
"Pierwsze dwa tygodnie pobytu w USA przeznaczyliśmy na zorganizowanie i dogranie szczegółów ceremonii ślubnej i wszystko udało się tak, jak sobie wymarzyliśmy. Rodzina została w Polsce, ale i tak byli szczęśliwi, że po dziesięciu latach wspólnego życia wreszcie się pobieramy. Przyjęli, więc nasz ślub z radością i lekką ulgą" - kończy artystka.