Reklama

Unde malum, czyli skąd się bierze zło?

"Biała wstążka", reż. Michael Haneke, Austria, Niemcy, Francja, Włochy 2009, Monolith Plus, premiera kinowa 20 listopada 2009 roku.

W 1960 roku grupa jasnowłosych dzieci sterroryzowała angielskie miasteczko Midwich, tytułową "Wioskę przeklętych", w 1984 w amerykańskiej miejscowości Gatlin młoda para natknęła się na niepokojących młodzieńców, którzy niespodziewanie wyłonili się z pola kukurydzy, w 2009, w wiosce położonej w północnych Niemczech miejscowy lekarz uległ wypadkowi. Jego koń wyłożył się na lince rozciągniętej pomiędzy dwoma drzewami. Chwilę po wypadku widziano miejscowe dzieci jak zwartą grupą, maszerują przez miasto.

Widziano je w roku 2009, ale maszerowały w zgoła innym czasie. Akcja filmu Michaela Hanekego rozpoczyna się bowiem w 1914 roku i znajduje swój finał z chwilą wybuchu pierwszej ze światowych wojen. Kto austriackiego reżysera zna i coś niecoś z jego filmografii widział poczuje się zapewne zaskoczony. Nie maszerującymi dziećmi i cieniem podejrzenia, który pada na nie już w pierwszej scenie, ale kostiumem. Haneke, bowiem nie zwykł stroić swoich bohaterów i konsekwentnie pracował na reputację moralisty epoki video. Zmienił się zatem entourage i zmieniło się nastawienie jury canneńskiego festiwalu, które uhonorowało wreszcie wybitnego filmowca. Tym, co zmianie nie uległo, jest natomiast interesujący go krąg tematyczny. Będzie więc o złu, winie, okrucieństwie i hipokryzji, oraz ich konsekwencjach i będzie na zimno.

Reklama

Z precyzją i bez sentymentu Haneke ponownie zabierze się do chirurgicznego rozpłatywania swojej ojczyzny, która jak zauważa Slavoj Żiżek, ufundowana jest na odmowie rozliczenia się z własnych win. Sekcja ta, może być szokująca o tyle, że przeprowadzana jest na ciężarnej pacjentce i dowodzi, że cokolwiek trawiło i uśmierciło matkę, kłębi się również w dziecku. Pęknięcie pomiędzy fasadową, surową religijnością i wychowaniem, a zżeranym rakiem hipokryzji zachowaniem dorosłych udziela dzieciom legitymacji do wcielenia się w boży bicz, z której te korzystać będą nader skwapliwie. Rygoryzm moralny i palące samoudręczenie wpisane w szerszą narrację o grzechu nakazują im wytrawić ogniem wątpliwości. Ze świadomością tego co słuszne wkraczają w 1914 rok i... nastoletniość, "nadzorując i karząc". Przez okopy Wielkiej Wojny przejdą bez szwanku i bez wątpliwości. W 1939 roku osiągną pozycje i stanowiska.

Albo i nie osiągną, bowiem Haneke - świadomy jak daleko zapuszcza się w swoich spekulacjach - wprowadza pomiędzy siebie, a swoich bohaterów narratora. Narratora z gruntu niewiarygodnego, pierdołowatego nauczyciela pochłoniętego podejrzanie niewinnym romansem, w chwili gdy miasteczkiem wstrząsają niewytłumaczalne tragedie. Austriacki reżyser nigdy nie był ślepy na specyfikę mediów, jako nośników kształtujących charakter treści. Pracując w materiale filmowym, piętnował video i telewizję, które dopełniały dzieła spustoszenia, w pozbawionych wychowawczego nadzoru dziecięcych umysłach. W "Białej Wstążce" rozciąga tę krytykę na swoje własne dzieło, sugerując byśmy go bezrefleksyjnie nie kupowali, ale nabrali analitycznego dystansu. O ten dystans i zasianie wątpliwości toczy się walka. Oby nie był to dystans sprzed kanapy i telewizora do sali kinowej i wątpliwość czy jest on wart pokonania.

8,5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Haneke
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy