"To była ręka Boga": Niepojęta kula [recenzja]

Kadr z filmu "To była ręka Boga" /Netflix /materiały prasowe

"Wieczorem ze zmęczenia mięknie światło" - pisał w wierszu "Popołudnie rośnie" Tomasz Różycki. O tym właśnie opowiada film Sorrentino. O wieczornym zmiękczeniu światła, w którym przegląda się zmęczona dojrzałość mężczyzny, filmowca, próbującego czegoś o sobie się dowiedzieć, coś sobie - i nam - wytłumaczyć. Skąd ta miękkość? Skąd zmęczenie? I kiedy to się zaczęło?

Skąd się wziąłem w kinie

Opowiadając o świecie, zawsze w jakimś stopniu mówi się o sobie. Wiedzą o tym muzycy, ludzie teatru, filmowcy. Autobiografizm Paola Sorrentino był dotąd mniej lub bardziej zawoalowany, chociaż oglądając na przykład "Wielkie piękno" nikt nie miał wątpliwości, że miłość Sorrentino do miasta, do Rzymu, jest afektem prywatnym, przeżytym i spełnionym. W filmie najnowszym, "To była ręka Boga", reżyser idzie jednak dalej. Opowiada o sobie bez niedomówień. Tak, to jest film o mnie - mówi reżyser. O mojej młodości, marzeniach, o tym, skąd się wziąłem w kinie.

Reklama

Mitologia młodości, lata osiemdziesiąte, tamten świat i ludzie. Było śmiesznie, może dlatego, że było także strasznie. Dzieciak przetwarza wszystko kompulsywnie, dojrzały mężczyzna po wieloletniej terapii, nazywanej życiem, nabiera dystansu. Bohaterowie filmu "To była ręka Boga" - rodzice, wujkowie, ciocie, rodzina i rówieśnicy reżysera, zostali tak właśnie sportretowani: czule, ale bez egzaltacji. To nie jest film o idylli dzieciństwa, to jest film o tragedii dzieciństwa, które bywało idyllą. Tragedia to nie tylko kłopoty w rodzinie, przede wszystkim konflikt w małżeństwie rodziców przyszłego reżysera, to także bardziej świadome niż po latach chcielibyśmy się przyznać, uczestnictwo w odejściach bliskich, pierwsze miłosne rozczarowania, intelektualne i filmowe odkrycia, tak intensywne, że zdawały się niemożliwe. Temperatura zmysłowej inicjacji, oddana w zdjęciach kolejny raz pracującej z Sorrentino operatorki, Darii D'Antonio, ma nie tylko erotyczny wymiar. Zmysłowy jest świat nastolatka, świat odbierany sensualnie, w którym linia pomiędzy łzami a ekstazą jest niemal niezauważalna. Dla wielbicieli kina Sorrentino, ważne są także jawne kody rozpoznawcze. Po seansie filmu "To była ręka Boga" nikt nie będzie miał wątpliwości, kto był pierwowzorem wszystkich zjawiskowych, posągowych piękności z jego filmów - to ciotka reżysera, grana przez Luisę Ranieri.

Wariacja na temat własnego życia

Film taki, jak "To była ręka Boga", można nakręcić tylko raz. Pięćdziesięcioletni Paolo Sorrentino, jedna z wizytówek kina włoskiego, mając na koncie wielkie sukcesy i kilka porażek, przygląda się sobie nastoletniemu. Bohater filmu ma szesnaście lat, na imię Fabietto (ujmujący Filippo Scotti), ale to historia Paola, późniejszego twórcy "Onych" i serialu "Młody papież". Film o młodości Sorrentino jest również opowieścią o Neapolu. Jest Italia i jest Neapol. Miasto w państwie, państwo w państwie. Dusze neapolitańczyków są inne. Ich godność, duma, poczucie odrębności. Nawet jeżeli zmienia się wszystko, w Neapolu zmienia się niewiele. Z Neapolu po prostu się nie wyjeżdża. Chodzi o autentyczne przywiązanie do tradycji, regionalizmy stające się utrwaloną częścią osobowości. "To była ręką Boga" z historii jednego, nadpobudliwego, nieporadnego, ale ambitnego chłopca, staje się historią świata, który tego chłopca ukształtował. Świat, czyli wszystko: rodzina, tradycja, normy kulturowe, ale także, czasami przede wszystkim, miejsce, miasto, dom.

"Jestem opryskliwy, mam niekontrolowane wybuchy gniewu zamieniające się w płacz, w szloch" - spowiadał się reżyser w wywiadach. "Ale to wszystko wydarzyło się wtedy, tam, w Neapolu, tam się tworzyłem, i dlatego ten film, rodzaj prywatnego pamiętnika, jest moim prywatnym egzorcyzmem. Trzeba opowiedzieć swój los, żeby spróbować być kimś lepszym. Spróbowałem".

Hołd dla mistrzów kina

Naturalnie, nie wszystko jest Sorrentinem w filmie o Fabietto. Autor "Młodości" konfabuluje, zmienia trajektorię zdarzeń, dopowiada i zniekształca. Dla widza nie ma to wielkiego znaczenia, pamiętnik filmowca polega na czymś innym niż dziennik pisarza. Jest wariacją na temat własnego życia, zrealizowanym tak, żeby owo życie, pozostając nim, stało się również marzeniem zbiorowym. Skrupulatni włoscy krytycy, opublikowali solenne zestawienie, wyliczające, co zgadza się w filmie z biografią Sorrentino, a co jest wymyślone. Czytałem ten ranking bez zainteresowania. Nie chodzi o detaliczną prawdę, lecz o prawdę filmowego kreatora. To dwie różne kwestie.

Sorrentino, podobnie jak niegdyś Tornatore w "Kinie Paradiso", chociaż nie z aż tak dobrym rezultatem, powraca do miejsca i miasta, które niegdyś opuścił, przez długie lata nie chciał wracać, a w końcu uznał, że to, co naprawdę w jego życiu ważne, co go ukształtowało, zdarzyło się w Neapolu i poprzez Neapol. Przede wszystkim, właśnie wtedy pojawiała się fascynacja kinem i fascynacja Fellinim. Fellini, z którym często jest zestawiany, w "To była ręka Boga" stanowi dosłowny, bezwstydny wręcz punkt odniesienia. Jest dla Paola mentorem, mistrzem, megalomanem. Mniej więcej w tej kolejności. Trzeba odbić się do mistrza, znaleźć własny ton, ale siła inspiracji jest mimo wszystko potężna. Nie byłoby "Wielkiego piękna" bez Felliniego, ale nie byłoby współczesnego kina włoskiego bez Sorrentino. Wewnętrzne dychotomie, zazębianie się przeszłości z teraźniejszością, wybijanie się w przyszłość, to właśnie jest kino, to "wielkie piękno" kina. Rozmowa, dialog, współistnienie.

W filmie Sorrentino oddaje hołd jeszcze jednemu mistrzowi z młodości, zapomnianemu włoskiemu reżyserowi Antonio Capuano, twórcy arcydzielnej, nagrodzonej w Wenecji "Mrocznej miłości". Capuano grany przez Ciro Capano u brzegu Zatoki Neapolitańskiej, w finale filmu, opowiada Fabietto, co jest naprawdę ważne. W życiu filmowca i człowieka sztuki. Fabio słuchał tej tyrady neapolitańskiego reżysera oczarowany, ale Paolo po latach wydaje się sobą nieco rozczarowany. Wrócił do Neapolu być może również po to, żeby na nowo trochę siebie polubić. Trzeba wrócić do siebie, spojrzeć z dystansu, żeby coś sobie wyjaśnić, parę rzeczy wybaczyć. "Przecież pamięta się - pisze w wierszu "Niepojęta kula" Tomasz Różycki - pszczoły, grube trzmiele, / zaglądające do kielicha malwy, / kwiat pod ciężarem ich powoli tańczy. / Niżej krzaki poziomki, ciepła zieleń, / miliony tłustych larw ruszają ciałem / martwego kreta, pragnąc go ocalić". Kwiat i larwy, idylla i turpizm. To właśnie kino, życie w kinie.

8/10

"To była ręka Boga" ("Hand of God"), reż. Paolo Sorrentino, Włochy 2021, dystrybutor: Netflix, premiera Netflix: 15 grudnia 2021 roku, od grudnia również w wybranych kinach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy