Reklama

Po drugiej stronie reflektora

"Moneyball", reż. Bennett Miller, USA 2011, dystrybutor UIP, premiera kinowa 9 grudnia 2011 roku.

Billy Beane, menedżer baseballowego klubu Oakland Athletics, zawsze stoi w cieniu. Na boisku i trybunach pot miesza się ze łzami, emocje i hałas osiągają niebezpieczne dla zdrowia natężenie, a on w ciszy porównuje tabelki i wykonuje gorączkowe telefony. Dzieci nie kolekcjonują kart z jego podobizną, ale tak naprawdę to Beane jest mózgiem widowiska, którym tak bardzo się ekscytują.

Billy Bean to postać autentyczna. Wyreżyserowany przez Bennetta Millera film "Moneyball" jest ekranizacją książki Michaela Lewisa pod tym samym tytułem, opowiadającej o podejmowanych przez Beane'a próbach modernizacji sposobu kompletowania składu drużyny na podstawie analiz komputerowych. W swojej pracy wykorzystuje on nowatorskie pomysły Petera Branda, nerda z dyplomem ukończenia ekonomii na Yale, dla którego baseball to czysta statystyka. Ta dwójka teoretyków stara się zreformować dyscyplinę, w której pozornie liczy się przede wszystkim praktyka.

Reklama

Beane i Brand, podobnie do Marka Zuckerberga, są prorokami nowej ery, czasu, kiedy to świat abstrakcyjnych danych zaczyna coraz bardziej przenikać się ze społeczną rzeczywistością. Ten czas potrzebuje odpowiedniej formuły kinowej. "Moneyball", tak jak "Social Network" Davida Finchera, opowiadające o twórcy Facebooka, jest obrazem dramatyzującym długie debaty menedżerów, przepychanki z inwestorami i godziny spędzone przed ekranem komputera. Formuła filmu sportowego, będącego sinusoidą prowadzącą od przegranej do wygranej, zostaje tu przetransportowana na grunt, który, wydawałoby się, wypłukany jest z adrenaliny.

Ta operacja udaje się dzięki kolektywnemu działaniu. Miller nie gra w tej samej lidzie co Fincher, ale potrafi bardzo sprawnie opowiadać. Główny motor filmu stanowi jednak scenariusz napisany przez Stevena Zailliana i Aarona Sorkina, człowieka stojącego za "Social Network", mistrza werbalnego ping-ponga, który wyznacza rytm "Moneyball" i nie pozwala mu osiąść na mieliźnie przez ponad dwie godziny trwania. Jego dialogi wspaniale brzmią w ustach dwójki wykonawców głównych ról, Brada Pitta i Jonaha Hilla, wcielających się w Beane'a i Branda. Ten pierwszy, równocześnie pełen chłopięcej charyzmy i zmęczony życiem, po raz kolejny potwierdza swoją przynależność do aktorskiej ekstraklasy. Ten drugi, dopiero przepychający się w stronę panteonu, porzuca emploi grubasa klnącego z intensywnością człowieka z zespołem Tourette'a i tworzy postać zaskakująco introwertyczną.

"Moneyball" to małe-wielkie kino. Emocje sięgają w nim zenitu, a cała historia wydaje się być epicką batalią o Jedyną Słuszną Sprawę. Dopiero po seansie przychodzi otrzeźwienie: przecież był to "tylko" film o dwóch gościach, którzy chcieli udowodnić, że komputer może mieć ze sportem więcej wspólnego, niż wielu przypuszcza.

8/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Moneyball | Bennett Miller
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy