Reklama

Oscar ładnie leży w dłoni

Z okazji uroczystości rozdania Oscarów znany rzeźbiarz Andrzej Renes, autor rzeźb oraz m.in. statuetki telewizyjnych Wiktorów, opowiada jak powstaje Oscar. - Wykonanie mojego Wiktora jest droższe niż zrobienie Oscara - przyznaje Renes.

Czy statuetka Oscara podoba się panu jako rzeźba?

Andrzej Renes: Statuetkę zaprojektował Cedric Gibbons, a jej odlew wykonał rzeźbiarz George Stanley. Nie wiem, kim był Stanley. Nie jest to na pewno amerykański Rodin, ale my tak naprawdę nie znamy amerykańskiej sztuki z tamtych lat. Oni mieli wtedy potężny rozwój gospodarczy, cała Ameryka jest obstawiona rzeźbami. To jest inny, artystyczny świat. Tak czy inaczej statuetka jest zrobiona z pomysłem. Bo na każdą rzeźbę trzeba mieć pomysł. Oscar przedstawia rycerza opierającego się na dwuręcznym mieczu, stojącego na rolce filmu posiadającej pięć szprych, z której każda symbolizuje jedną z grup zawodowych reprezentowanych w Akademii: aktorów, scenarzystów, reżyserów, producentów i techników.

Reklama

Opisuje pan stronę wizualną statuetki, ale Oscar musi spełniać też przecież różne inne funkcje...

- Tak. Statuetka, którą ktoś dostaje jako nagrodę, musi być ergonomiczna i wygodna do trzymania, zupełnie jak wiertarka. Statuetka Oscara spełnia te kryteria. Jest zwężona w nogach, ładnie leży w dłoni i dzięki temu można ją wygodnie chwycić. Ma stylistykę z lat 30. i ładną, wypolerowaną postać.

W jakiej technologii została wyprodukowana?

- To klasyczny odlew w stalowej formie. Wyżłobiony w stali wycyzelowany negatyw najpierw się ogrzewa, a potem w tę gorącą formę wlewa się tzw. "britannium", czyli stop cyny (93 proc.), antymonu (5 proc.) i miedzi (2 proc.). Potem figurki są cyzelowane, a na koniec złocone 24 karatowym złotem.

- Forma jest jedna i przy tak małej liczbie odlewów, jest praktycznie niezniszczalna. Ta technika jest dobra do tematów syntetycznych, gdzie nie ma szczegółów - do precyzyjnych odwzorowań, detali się już nie nadaje. Oskary powstają od 1982 roku w zakładach R.S. Owens w Chicago. Rocznie produkuje się ich ponad 50.

Gdy patrzy się na Oscara można odnieść wrażenie, że głowa statuetki jest za duża. To złudzenie?

- Nie, głowa rzeczywiście jest większa niż wynikałoby to z proporcji. Jest bowiem pewna zasada projektowania statuetek, że głowę i dłonie robi się zawsze większe. To wynika z możliwości percepcji osoby oglądającej.

Jest pan autorem statuetek m.in. polskich Wiktorów, nagród Akademii Telewizyjnej. Jak takie zlecenie się realizuje?

- To zwykle podróż w nieznane. Są zawsze oczekiwania zleceniodawcy, środowiska, wizje artysty, a to co dostajemy, to wypadkowa tego wszystkiego.

- Wiktor to była moja pierwsza rzeźba na zamówienie, która zrobiłem tuż po studiach. To był początek wszystkiego, rok 1985. Pracowałem wówczas nad pomnikiem kardynała Stefana Wyszyńskiego. O godz. 7 wieczorem był telefon z pytaniem, czy mógłbym wykonać nagrodę. Jej wręczenie miało się odbyć 10 dni później. To było ekspresowe tempo.

Czy Wiktora można od pana kupić?

- Dużo było takich zapytań, ale Wiktor podobnie jak Oscar nie jest na sprzedaż. Nie jestem bowiem dysponentem praw do tej statuetki. Prawa ma kapituła, która nim zarządza. W mojej pracowni stoją statuetki z poszczególnych lat, ale to tzw. egzemplarze artysty, taka dokumentacja. Jedyna możliwość kupienia pojawia się wówczas, gdy laureat nagrody chce sprzedać Wiktora na aukcji charytatywnej.

Przy zachowaniu pewnych proporcji, widzi pan podobieństwa między Oscarem a Wiktorem?

- Przyjechała kiedyś do Polski brytyjska aktorka Jane Seymour, znana z serialu "Doktor Quinn", nagrodzona złotym Globem. Choć Oscara nigdy nie dostała, to obracała się w towarzystwie największych sław Hollywoodu. W Polsce furorę zrobił wówczas serial "Doktor Quinn" z jej udziałem, przyleciała odebrać Wiktora. Gdy wzięła go do rąk, to powiedziała, że Wiktor jest ładniejszy niż Oscar. Twierdziła, że zrobiłem tę statuetkę bardziej poetycko niż koledzy z USA. I coś w tym jest, bo mój Wiktor jest odlewany w technologii na tracony wosk i jest z mosiądzu.

Jakieś inne podobieństwa?

- Oscar waży ok. 3,9 kg i ma ok. 35 cm wysokości. To mniej więcej tyle, ile mierzy Wiktor. Wykonanie mojego Wiktora jest jednak droższe niż zrobienie Oscara. Za Wiktora można kupić dwa Oscary z prostej przyczyny. Tam robią seryjnie, robi to cała fabryka, która produkuje rzeźby. Oscary to dla nich jedna z ich robót, taka seryjna robota. Z moja rzeźbą jest inaczej, bo jest unikatowa, nie ma dwóch takich samych Wiktorów, na każdej jest sygnatura Renes.

- - - - - - - - - - - - - - -

Andrzej Renes (ur. 1958 w Grodkowie) - rzeźbiarz polski. Naukę rzeźby rozpoczął w Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Brukseli. Autor wielu znanych rzeźb pomnikowych, m.in. Pomnik Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (1986), Pomnik Prezydenta Stefana Starzyńskiego w Warszawie (1993), Drzwi wejściowe do Katedry Polowej Wojska Polskiego w Warszawie (1994), Pomnik Praskiej Kapeli Podwórkowej w Warszawie (2006). W roku 1999 został odznaczony Orderem Uśmiechu. Mieszka w Warszawie.

Czytaj relację na żywo z oscarowej gali!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: dłoń | Oscary | statuetka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy