Reklama

"Kształt wody" nie zapisze się w historii kina?

"Kształt wody" Guillermo del Toro to szlachetny i poprawny politycznie film, który jednak nie zapisze się w historii kina - powiedział PAP w poniedziałek, 5 marca, krytyk filmowy Piotr Czerkawski, komentując tegoroczne Oscary.

"Kształt wody" Guillermo del Toro to szlachetny i poprawny politycznie film, który jednak nie zapisze się w historii kina - powiedział PAP w poniedziałek, 5 marca, krytyk filmowy Piotr Czerkawski, komentując tegoroczne Oscary.
Reżyser Guillermo del Toro i producent J. Miles Dale świętują /Frazer Harrison /Getty Images

Krytyk filmowy Piotr Czerkawski ocenił, że "Kształt wody" w reż. Guillermo del Toro nagrodzony m.in. statuetkami za najlepszy film i reżyserię to "sympatyczna opowiastka, która raczej nie zapisze się jednak w historii kina i wydaje się zdecydowanie przeceniona".

"Jest to szlachetny, poprawny politycznie film o rewolcie wykluczonych, ale jednocześnie dość oczywisty, pozbawiony jakiejkolwiek ambiwalencji i przewrotności, niezdolny do zaskoczenia widza. Kiedy oglądałem go po raz pierwszy na festiwalu w Wenecji, byłem usatysfakcjonowany, ale kiedy kilka dni później film del Toro otrzymał tam główną nagrodę kosztem 'Trzech billboardów...' Martina McDonagha poczułem irytację, która udzieli się zapewne także wielu obserwatorom wczorajszej gali" - powiedział.

Reklama

"Do rywalizacji o Oscara za najlepszy film stanęło przynajmniej kilka lepszych tytułów, bardziej brawurowych, dłużej zapadających w pamięć - np. 'Nić widmo' Paula Thomasa Andersona, 'Tamte dni, tamte noce' Luki Guadagnino czy 'Lady Bird' Grety Gerwig. Z drugiej jednak strony 'Kształt wody' ma w sobie znacznie więcej życia niż stetryczała i ceniona na wyrost 'Czwarta władza' Spielberga. W klasyfikacji tytułów nominowanych do najważniejszej nagrody umieściłbym film del Toro gdzieś po środku" - dodał.

Jak zauważył Czerkawski, werdykt akademików pokazał zachowawczość amerykańskich filmowców. "Wiele osób w ramach przedoscarowych przewidywań twierdziło, że nie ma możliwości, żeby wygrał del Toro. Już w zeszłym roku, gdy rywalizowały ze sobą 'La La Land' i 'Moonlight' Akademia pokazała, że myśli w sposób mniej stereotypowy niż dawniej, że jest odważniejsza i bardziej skłonna do ryzyka. Tymczasem wczorajszy wieczór pokazał, że bynajmniej nie jest to reguła" - podkreślił.

Krytyk ocenił nagrody aktorskie jako "dość przewidywalne". "Nikomu bardziej nie należał się Oscar za pierwszoplanową rolę żeńską niż Frances McDormand za rolę w 'Trzech billboardach...'. W przypadku roli męskiej mamy z kolei do czynienia z przypadkiem dość częstym na Oscarach, czyli docenieniem wybitnego artysty, w tym przypadku Gary’ego Oldmana, niejako za całokształt jego twórczości. Nagroda dla Oldmana, który wcielił się w Churchilla, wpisuje się ponadto w modę, zgodnie z którą Oscary często przyznaje się za fizyczne transformacje. Wyróżnienie dla Oldmana należy się więc po części jego charakteryzatorom, którzy zresztą otrzymali Oscary w swojej kategorii. Ironizuję, ale 'Czas mroku' to przyzwoity film, a kreacja Oldmana stanowi jego wielką wartość, choć przyznam, że sam kibicowałem komuś innemu" - dodał.

Czerkawski podkreślił także, że bardzo żałuje pominięcia "Nici widmo" i Daniela Day'a Lewisa. "Mało kto zauważa, że Day-Lewis podszedł do tej roli z autoironią, o którą trudno byłoby go podejrzewać. Mamy w końcu do czynienia z aktorem, który od lat słynie z chorobliwego perfekcjonizmu, a tym razem odważył się zagrać w filmie wyśmiewającym perfekcjonizm jako ograniczającą i niedojrzałą postawę życiową" - powiedział.

Prócz tego zaznaczył, że mieliśmy w tym roku szalenie mocną stawkę w kategorii "drugoplanowa rola męska". "Sam Rockwell zatriumfował zasłużenie, chociaż szkoda mi Willema Dafoe, który zagrał rolę przełamującą jego ekranowy wizerunek. Znany z roli postaci demonicznych i czarnych charakterów w 'The Florida Project' wcielił się w postać największego poczciwca pod słońcem, którego życiowa postawa emanuje mądrością i autentycznym ciepłem" - dodał.

W opinii krytyka nie można także mówić o zaskoczeniu w przypadku drugoplanowej roli żeńskiej, za którą Oscara otrzymała Allison Janney za film "Jestem najlepsza. Ja, Tonya". "W tym roku rywalizowały ze sobą dwie postacie matek, bo przecież bohaterka grana przez Laurie Metcalf w 'Lady Bird' również definiowała siebie głównie przez pryzmat skomplikowanej relacji z córką. Obie te postacie mają w sobie sporą dawkę toksyczności, ale w najmniej oczekiwanych momentach potrafią przełamać ją empatią i autentyczną troską o dziecko. Postać Janney była jednak bardziej jaskrawa i ekspresyjna, a w takiej kategorii jak 'aktorstwo drugoplanowe' wartości te są zwykle nie do przecenienia" - podkreślił.

Krytyka ucieszyła także nagroda za scenariusz adaptowany dla Jamesa Ivory'ego za 'Tamte dni, tamte noce'. "To szalenie udany film, który - w przeciwieństwie do "Kształtu wody" - odbiera się w sposób emocjonalny i głęboko osobisty" - skomentował. Zaskoczył jednak Oscar dla filmu nieanglojęzycznego. "W starciu gigantów: Rubena Ostlunda i Andrieja Zwiagincewa, którzy już kilka lat temu mieli szanse na statuetki, niespodziewanie triumfował Sebastian Lelio, reżyser 'Fantastycznej kobiety'. Myślę, że to ciekawy, solidny film, ale jednak pozbawiony głębi 'Niemiłości' i ironicznego zmysłu 'The Square'" - dodał.

W opinii Czerkawskiego do przewidzenia było, że Oscar nie trafi do twórców polsko-brytyjskiej pełnometrażowej animacji "Twój Vincent". "'Coco' wygrywało w ostatnim czasie wszystkie najważniejsze nagrody traktowane jako oscarowe przedbiegi. 'Twój Vincent' ma za to na koncie Europejską Nagrodę Filmową, która pasuje do jego ambitnego, eksperymentalnego charakteru znacznie bardziej niż Oscar, którym nagradza się zwykle animacje rozumiane dość tradycyjnie i przeznaczone dla młodego widza" - powiedział.

Oscary, najbardziej prestiżowe nagrody świata filmowego przyznawane przez amerykańską Akademię Wiedzy i Sztuki Filmowej, zostały w tym roku wręczone po raz 90.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Oscary 2018
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy