Reklama

Istotne frazesy o życiu

"Kolejny rok" ("Another Year"), reż. Mike Leigh, Wielka Brytania 2010, dystrybutor SPInka, premiera kinowa 18 lutego 2011 roku.

Każdy film Mike'a Leigh przynosi mi nieustające zdziwienie - czy to "Sekrety i kłamstwa", "Vera Drake", "Happy-Go-Lucky", czy najnowszy "Kolejny rok" - w jak niezwykle prosty, a jednak uderzająco mocny sposób przekazać można kilka prostych obserwacji o życiu i prawd, które popkultura zmieniła w puste frazesy. Leigh przywraca im odpowiednią siłę.

Pisanie o humanizmie i umiejętnym ukazywaniu zwyczajnego życia w filmach angielskiego twórcy uznać można już za komunały. Słuszne, owszem, ale jednak mocno nadwyrężone częstą eksploatacją. Siła Leigh leży przede wszystkim w szczerości (niekiedy bolesnej, lecz równoważonej ciepłym poczuciem humoru), naturalności i prawdziwości jego historii, co wynika zapewne z "ucha do dialogów", umiejętności kreowania pełnokrwistych postaci i stylu pracy reżysera z aktorami (wiele scen improwizowanych w czasie prób wchodzi później do scenariusza). Pisząc jednak, że Leigh ukazuje życie, uzasadnione wydaje się pytanie: ale o czym właściwie? "Kolejny rok" dobitnie wskazuje odpowiedź. Nie tyle życie, co największą w nim wartość - relację z drugim człowiekiem i jeden z jej najboleśniejszych elementów, poczucie osamotnienia, ujawniające się tym mocniej z wiekiem.

Reklama

Obserwujemy rok pewnej dojrzałej już pary: Tom (Jim Broadbent) - geolog z ironicznym dystansem do rzeczywistości i Gerri (Ruth Sheen) - psycholog, pełna wewnętrznego spokoju i cierpliwości. Cieszą się wolnością swojego wieku (dziecko odchowane, w pracy stabilizacja ) i sobą nawzajem. Stanowią oni nie tyle centrum opowieści, co punkt odniesienia, wobec którego zderzeni zostają inni bohaterowie przyjeżdżający do ich domu, by ogrzać się w samym jego klimacie stwarzanym przez gospodarzy. Samotni, z poczuciem przegrania tego, co istotne - możliwości bycia z drugim człowiekiem, jak Ken, otyły przyjaciel z czasów studiów, Mary, samotna koleżanka z pracy Gerri, czy trzydziestoletni, samotny syn Joe.

Historii nie prowadzą wydarzenia, a same postacie, interakcje między nimi oraz dialogi. Gdy poddać się niespiesznej akcji, z pozoru zwyczajne rozmowy zaczynają ujawniać niekiedy bolesne prawdy o nas samych. Leigh celebruje każdą zmarszczkę, pusty kieliszek, kawałek ciasta i dojrzałego owocu w kuchni, proste gesty wobec drugiego człowieka. To, zdaje się mówić, buduje nasze życie, a tym mocniej uświadamiamy sobie ten fakt jego jesienią, gdy w końcu czas zwalnia, pozwalając owe szczegóły dostrzec. Leigh nie ocenia swoich bohaterów, stawia ich jedynie przed widzem. Tak jak w klamrze "Kolejnego roku", gdy kamera skupia się wpierw na Imeldzie Staunton, by zamknąć film długim, cichym ujęciem twarzy Lesley Manville (Mary).

Zresztą otwierająca "Kolejny rok" scena z Imeldą Staunton, która później już nie pojawi się w filmie, to nie tylko pretekst do wprowadzenia kilku najważniejszych dla akcji postaci. Oto lekarka przeprowadza wywiad z pięćdziesięcioletnią kobietą (Staunton) cierpiącą na bezsenność z wyraźnymi oznakami depresji. Dowiadujemy się, że właśnie weszła w okres menopauzy, mąż zbyt często sięga do kieliszka, syn nadal mieszka z rodzicami, córka wyjechała i odzywa się rzadko. Chce jedynie recepty na leki nasenne, którą lekarka niechętnie wypisuje. Bezsenność bowiem to tylko skutek, a istotniejsze jest znalezienie przyczyny. Podobnie wyraźne problemy z alkoholem Mary to jedynie efekt jej poczucia osamotnienia. Tom w rozmowie z żoną nazwie ją "desperatką". Owszem, tragizm tej postaci wynika z owego desperackiego poszukiwania drugiej osoby - nie tylko miłości, ale poczucia obecności drugiego człowieka.

Patrząc na (doskonałą zresztą) grę Manville, przyszła mi na myśl Poppy z wcześniejszego "Happy-Go-Lucky". Mary to w gruncie rzeczy Poppy za dwadzieścia lat po przejściach, rozwodzie, nieudanym związku z żonatym mężczyzną, poraniona, której optymizm i styl bycia postrzegany jest teraz jako karykaturalny i niegodny "dojrzałej kobiety". Zauroczenie Joe, synem przyjaciół, zazdrość o jego partnerkę to tragiczna w gruncie rzeczy próba wyparcia ze świadomości nie tyle swojego wieku, co mijającego czasu. Uwierająca samotność odziera z godności, a brak drugiej osoby odbiera możliwość przejrzenia się w oczach bliskiego człowieka i dostrzeżenia piękna swojej dojrzałości.

Wprowadzając jednak epizod ze Staunton czy postać owdowiałego brata Toma, Leigh zdaje się wskazywać, że samotność to nie tylko brak tej drugiej osoby. Samotnym można być wśród ludzi. Istotny staje się bowiem nie tyle problem osamotnienia, co właśnie sama wartość, jaka tkwi w relacjach z innymi ludźmi, a przede wszystkim w umiejętności ich budowania i pielęgnowania. To jak ogrodnictwo, któremu oddają się Tom i Gerri. Ich związek skontrastowany z otoczeniem jest nie tyle idealny, co piękny i dojrzały. Oni właśnie zbierają plony tego, co rośnie wiele lat i wymagało od nich zapewne wiele pracy.

7/10


Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Kolejny rok"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mike Leigh | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy