Reklama

Edukacja Jenny

"Była sobie dziewczyna", reż. Lone Scherfig, Wielka Brytania 2009, dystrybutor Gutek Film, premiera kinowa 19 marca 2010 roku.

Jednym z największych oscarowych zaskoczeń był w tym roku - nominowany m.in. w kategorii: najlepszy film - obraz "Była sobie dziewczyna" (angielski "An Education" o wiele bardziej do niego pasuje). Jego reżyserką jest dobrze znana w naszym kraju Lone Scherfig - autorka takich filmów jak "Wilbur chce się zabić" i "Włoski dla początkujących". W swoim najnowszym dziele Dunka postanowiła nie opowiadać po raz kolejny o współczesności, tak jak robiła to dotychczas, ale przeniosła akcję swojej produkcji do lat sześćdziesiątych XX wieku.

Reklama

Główna bohaterka jej obrazu - Jenny (Carey Mulligan) jest młodą i inteligentną nastolatką. Jej rodzice (Alfred Molina i Cara Seymour) bardzo chcą, żeby studiowała na Oxfordzie. I wszystko idzie zgodnie z ich planem, dopóki dziewczyna nie wdaje się w romans ze sporo od niej starszym Davidem (Peter Sarsgaard). Doświadczony mężczyzna imponuje jej wiedzą, obyciem towarzyskim i znajomościami. Dla młodej dziewczyny, której największym zmartwieniem była dotąd kiepska ocena z łaciny, znajomość z nim staje się fascynującą przygodą.

Tym bardziej, gdy okazuje się, że jej rodzicom wcale nie zależy na jej edukacji, jeśli w zamian mogą dostać dobrze sytuowanego zięcia. W dodatku takiego, który zabiera ich córkę na najlepsze koncerty do filharmonii, wykwintne kolacje do luksusowych restauracji w Londynie, a nawet na wycieczkę do dekadenckiego Paryża. Nie przeszkadza im nawet to, że dziewczyna jest niepełnoletnia, a jej przyszły mąż, o którym nie wiedzą zbyt dużo, jest Żydem.

Scherfig opowiadając o uczuciu nastolatki i o tytułowej edukacji (lekcji życia?), którą odbiera w trakcie związku z Davidem, prezentuje jednocześnie sytuację kobiet w latach sześćdziesiątych. Nie robi tego jednak w poważny sposób, tak jak zwykło się taką problematykę przedstawiać, ale pozwala sobie na pewną dowolność, traktując ten temat z dystansem. Jednocześnie wzbogaca swój film o typowy dla siebie komizm i ironię z ustalonego porządku rzeczy.

Dzięki temu jej najnowsze dzieło jest podobnie jak jej wcześniejsze obrazy inteligentne, naturalne i zabawne. Nic nie jest tu robione na siłę, a wszystkie składniki, w tym piękne zdjęcia angielskiej prowincji lat sześćdziesiątych, są odpowiednio wyważone. Na stylu duńskiej reżyserki poznała się już zresztą polska publiczność, która tłumnie odwiedzała kina przy okazji jej wcześniejszych obrazów i z pewnością nie inaczej będzie także tym razem.

W obrazie Scherfig warto także zwrócić uwagę na niezwykle wysoki poziom aktorski. Carey Mulligan i Peter Sarsgaard rewelacyjnie spisują się jako komiczno-tragiczna ekranowa para, a poziomem od nich nie odbiegają Alfred Molina, Emma Thompson, Rosamund Pike czy Olivia Williams, tworzący wspaniałe kreacje drugoplanowe.

Wzrok widza przykuwa zwłaszcza Mulligan (zasłużona nominacja do Oscara), dla której to pierwsze tak poważne wyzwanie aktorskie, a która rolą Jenny wzbudziła zachwyt publiczności i zyskała uznanie światowej krytyki. Artystka, która w obrazie duńskiej reżyserki jednocześnie potrafi być niewinną panną z dobrego domu i aspirującą do świata mody i luksusu kokietką, pokazała, że stać ją na bardzo wiele.

Na koniec warto dodać, że scenarzystą obrazu "Była sobie dziewczyna" jest angielski pisarz Nick Hornby, którego większość dotychczasowych powieści: "Miłość kibica", "Miłosna zagrywka", "Przeboje i podboje", "Był sobie chłopiec", "Jak być dobrym" (obecnie w trakcie realizacji) i "Długa droga w dół" (prawa wykupione przez Johnny'ego Deppa) okazała się świetnym materiałem na film. Paradoks polega jednak na tym, że dopiero tworząc scenariusz na podstawie cudzego tekstu (Lynn Barber "An Education"), Hornby osiągnął prawdziwe mistrzostwo.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: film | edukacja | dziewczyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama