Reklama

Biskup, gangster, budowlaniec

Jest tak samo wiarygodny jako biskup i jako gangster czy budowlaniec. Potrafi być bezwzględny i współczujący, prostacki i subtelny. Sławomir Orzechowski mówi, że zaskakiwanie widzów coraz to nowymi wcieleniami, dodaje mu energii.

Aktor przyzwyczaił widzów do bohaterów pełnych energii, czasem uwikłanych w ciemne sprawki. Biskup z "Ojca Mateusza" to ktoś z zupełnie innego świata.

"Właśnie to mnie w nim zainteresowało. Uznałem, że jest okazja, by pokazać bohatera wnoszącego spokój i ład moralny do codziennego życia. Biskup jest człowiekiem mądrym, nie wydaje pochopnych opinii, nie wierzy plotkom. Baczne obserwowanie świata i umiejętność słuchania, sprawiły, że świetnie zna się na ludziach" - tłumaczy swoją decyzję o zagraniu tej postaci Orzechowski.

Reklama

Gwiazdor wyznaje, że nie przygotowywał się specjalnie do tej roli. Co nieco dziwi, bo panuje powszechne przekonanie, że kościelni dostojnicy trochę inaczej mówią, unikając potocznych sformułowań, a nawet trochę inaczej się poruszają.

"Nie oglądałem specjalnie nagrań, ale biskupi są u nas przecież uczestnikami życia publicznego i dosyć często widuje się ich choćby w telewizji. Aktor zapamiętuje wtedy szczegóły, na które wielu ludzi nie zwraca uwagi, a potem wykorzystuje je przy budowaniu postaci. Każdy z hierarchów to indywidualność. Są ludzie czynu i intelektualiści, jedni są bezpośredni w kontakcie, inni zachowują spory dystans.[...] W przypadku postaci biskupa, chciałem, żeby mój bohater łączył niemal wojskową energię, niezbędną dla człowieka rozwiązującego problemy organizacyjne i personalne, z głębokim ludzkim ciepłem, które nadaje sens całej jego działalności" - opowiada gwiazdor.

Część widzów serialu ma zastrzeżenia odnośnie charakteru znajomości Biskupa i zwykłego proboszcza, którego ten traktuje jak kolegę.

"Ksiądz Mateusz nie jest kimś anonimowym. Biskup wie, że to szczególny kapłan, ktoś, kto sprawdza się w najtrudniejszych sytuacjach. Dlatego wysłał go na trudną misję na Wschodzie. Wiedział, że da sobie radę i się nie zawiódł" - przekonuje Orzechowski.

Aktor dosyć precyzyjnie tłumaczy swoje motywacje dotyczące tego czy przyjmie daną rolę, czy nie.

"Najważniejsze jest to, czy można dzięki niej powiedzieć widzom coś nowego i istotnego o ludziach, przekazać emocje, wciągnąć w grę, która oderwie ich od codzienności i wzbogaci. Odmawiam, jeżeli po lekturze scenariusza nie potrafię sobie wyobrazić bohatera" - twierdzi.

Tylko w tym roku artysta pracował w serialach: "Ojciec Mateusz", "Londyńczycy", "Barwy szczęścia" i "Naznaczony" oraz filmach: "Dom zły", "Mniejsze zło", "Nie ten człowiek". Do tego dochodzi teatr. Mimo wszystko Orzechowski wyznaje, że nie czuje się zmęczony.

"Trzeba unikać monotonii, szukać czegoś nowego. Nowych wrażeń i wyzwań. Zmiana jednego rodzaju pracy na drugi to forma odpoczynku. Oczywiście, czasami, zwłaszcza kiedy gra się forsowne przedstawienia w teatrze, pojawia się fizyczne zmęczenie, ale świadomość, że dzięki nam publiczność spędziła miły wieczór, stanowi ważną rekompensatę" - kończy artysta.

Jeśli chcesz wiedzieć więcej o swoich ulubionych produkcjach, zajrzyj na wortal Świat seriali.pl

Więcej czytaj w magazynie "Tele Tydzień"

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Sławomir Orzechowski | gangsterzy | aktor | orzechowski | biskup
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy