Reklama

"Birdman" [recenzja]: Pojedynek superbohaterów

Birdman to superbohater z serii filmów hollywoodzkich, którego grał aktor Riggan Thomson. W rolę Riggana, w filmie Inarritu wcielił się Michael Keaton - "człowiek nietoperz". Ta zbieżność superbohaterów jest oczywiście zamierzona.

W "Birdmanie" skojarzenia z postaciami popkulturowych superherosów i odtwórców takich ról to punkt wyjścia do stworzenia historii artysty, który zrobi wszystko, żeby wreszcie pozbyć się swojej maski i stać się kimś spoza światka mainstreamu, kojarzonego z ogromnymi pieniędzmi i zerowymi aspiracjami twórczymi.

Riggan walczy ze swoim alter ego niczym wytrawny wojownik. Merytoryczne spory albo ekstremalne pojedynki na pięści. Próbuje wkroczyć do świata "sztuki wysokiej", angażując się w reżyserowanie sztuki teatralnej na Broadwayu.

Dawny "Birdman" ma nie tylko stanąć na scenie, ale przede wszystkim wyreżyserować adaptację opowiadania Raymonda Carvera. Pieniądze nie grają roli. Riggan dokłada z własnej kieszeni. Zmienia obsadę, angażuje guru światka teatralnego, ekscentrycznego Mike'a (Edward Norton) i rozpoczyna pracę. W trudach teatralnego rzemiosła towarzyszy mu asystentka-córka (Emma Stone), kochanka (Andrea Riseborough) i jego "ptasi" przyjaciel, który co rusz próbuje zmusić aktora do powrotu na drogę superprodukcji. Momentami można odnieść wrażenie, że żywiołowe dyskusje superbohatera(ów) to wizualizacje stanów schizofrenicznych, co tylko wzmaga odczucie balansowania na granicy prawdy i fikcji.

Reklama

Inarritu nie oszczędza swojego głównego bohatera. Oprócz rozterek na temat wartości artystycznej, Riggan boryka się z problemami w życiu prywatnym i regularnie jest wystawiany przez bliskich na próby cierpliwości. Znosi wyskoki nastoletniej córki, która jest już po odwyku, ataki kolegów z garderoby, narzekania menadżera. Stara się być twardy jak stal, bo przecież ma doświadczenie w byciu macho i najważniejsze jest to, co robi tu i teraz. Zaraz potem liczy się zdanie czołowej krytyczki teatralnej, ale przecież świat nie może być aż tak zły, żeby specjalistka nie rozpoznała w nim prawdziwego artysty. Codzienne zmory Riggana przypominają piekło na ziemi, ale wywołują co rusz salwy śmiechu. Humor na granicy groteski to lekarstwo, dzięki któremu Riggan jest w stanie przetrwać.

W "Birdmanie" portret starzejącego się gwiazdora, którego reżyser bezlitośnie wystawia na próby, także poprzez użycie mediów społecznościowych, uzupełniają wątki aspiracji wszystkich figur teatralno-filmowego światka. Im bliżej do premiery, tym ciaśniej w teatralnej przestrzeni, za kulisami. Na tej premierze mają skorzystać w końcu wszyscy, łącznie z ekstremalnymi strażnikami podziału na sztukę wysoką i niską. Scena rozmowy Riggana z nieprzejednaną krytyczką teatralną (Lindsay Duncan) to filmowe cacko. Zresztą w "Birdmanie" pod względem formalnym można się godzinami tylko i wyłącznie zachwycać - niezwykle precyzyjne, długie ujęcia, bardzo oszczędny montaż i ścieżka dźwiękowa. Wszystko tylko i wyłącznie po to, żeby jeszcze spotęgować przenikanie się różnych wymiarów.

9/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Birdman", reż. Alejandro Gonzales Inarritu, USA 2014, dystrybutor: Imperial - Cinepix, premiera kinowa: 23 stycznia 2015 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Birdman
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy