Reklama

Aj dąt spik inglisz, czyli Holland i inni

Czy "W ciemności" dołączy to takich obrazów, jak: "Osiem i pół", "Wojna i pokój", "Spaleni słońcem" czy "Życie na podsłuchu" i zostanie pierwszą polską produkcją wyróżnioną Oscarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny?

We wtorek, 24 stycznia, ogłoszono, że "W ciemności" to jeden z pięciu obrazów, które powalczą o Oscara 2012 w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Oprócz dzieła Holland w gronie nominowanych znalazły się: izraelski "Footnote" (reż. Joseph Cedar), belgijski "Bullhead" (reż. Michael R. Roskam), kanadyjski "Monsieur Lazhar" (reż. Philippe Falardeau), a także irańskie "Rozstanie" (otrzymało też nominację za najlepszy scenariusz oryginalny) w reżyserii Asghara Farhadiego, które uważane jest za faworyta tej kategorii. Kilka dni temu zdobyło m.in. Złotego Globa.

Na korzyść polskiego kandydata przemawia jednak bliska Akademii tematyka "W ciemności" oraz uznanie, jakim cieszy wśród jej członków Agnieszka Holland. Polska reżyserka była już nominowana do Oscara - w 1992 roku za najlepszy scenariusz oryginalny do filmu "Europa, Europa". Oprócz tego wyreżyserowane przez nią "Gorzkie żniwa" były nominowane - jako reprezentant Niemiec - w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny w 1986 roku.

Reklama

Aby znaleźć się w tegorocznym, elitarnym gronie nominowanych, "W ciemności" musiało pokonać aż 62 oficjalnych kandydatów z całego świata! O tym, czy otrzyma nagrodę Akademii, przekonamy się 26 lutego.

Już teraz trzeba jednak zaznaczyć, że gdyby obraz Holland zdobył Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny zapisałby się w historii kinematografii (tu także pamięta się tylko o zwycięzcach) i dołączyłby do takich arcydzieł, jak: "La Strada", "Cinema Paradiso" czy "Wszystko o mojej matce". Jakie inne dzieła zostały jeszcze nagrodzone tym wyróżnieniem?

Dzieci, złodzieje i zakazane zabawy

Po raz pierwszy Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego przyznano w 1948 roku. Wówczas nie funkcjonowała jeszcze nawet taka nazwa tej kategorii, a triumfujące dzieło - "Dzieci ulicy" Vittorio De Siki - dostało po prostu Nagrodę Honorową. "Wysoki poziom tego włoskiego filmu, opowiadającego historię życia w kraju opanowanym przez wojnę, jest przykładem na to, jak świat duchowy może zatriumfować nad przeciwnościami losu" - tłumaczyło jury swój wybór.

W kolejnych latach wciąż nie zdecydowano się wprowadzić tej kategorii na stałe, w związku z czym kolejne nagradzane dzieła, również otrzymywały ową Nagrodę Honorową. Nie było jednak do niej nominacji, dlatego członkowie Akademii nie wybierali pięciu pretendentów, tak jak to miało miejsce w przypadku pozostałych Oscarów, lecz od razu wskazywali zwycięzcę.

Poza "Dziećmi ulicy" laureatami Nagrody Honorowej były takie dzieła, jak m.in.: "Złodzieje rowerów" także zrealizowani przez De Sikę, "Rashomon" Akiry Kurosawy, "Mury Malapagi" i "Zakazane zabawy" René Clémenta oraz "Samuraj" Hiroshiego Inagakiego.

Fellini trafił w gusta

Tradycyjny system pięciu nominowanych dzieł, z których członkowie Akademii wybierają triumfatora, zaczął funkcjonować w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego dopiero od 1957 roku. Jako pierwsza nagrodzona została "La Strada" Federico Felliniego, która pokonała "Chłopca z Grenlandii" Erika Ballinga, "Gervaise" René Clémenta, "Kapitana z Köpenick" Slatana Dudowa i Helmuta Käutnera oraz "Harfę birmańską" Kona Ichikawy. Warto dodać, że produkcja włoskiego artysty była także nominowana do Oscara za scenariusz.

Twórczość Felliniego wyraźnie przypadła do gustu członkom Akademii, bo w kolejnym roku nagrodzono Oscarem tegoż "Noce Cabirii". Większość nagradzanych wówczas dzieł pochodziła zresztą z Włoch lub podobnie jak obrazy wspomnianego Clementa z Francji. Ich dominację przerwał dopiero Ingmar Bergman, którego "Źródło" i "Jak w zwierciadle" zwyciężały w latach 1961-1962. Krótko później nagrodzono także dwa czechosłowackie dzieła: "Sklep przy głównej ulicy" Jána Kadára i Elmara Klosa oraz "Pociągi pod specjalnym nadzorem" Jirzego Menzla.

Pod koniec lat 60. Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego otrzymał pierwszy obraz pochodzący z Afryki. Była to algierska produkcja zatytułowana "Z" w reżyserii Costa Gavrasa. Kilka lat później wyróżniono także afrykańskie, ale tym razem pochodzące z Wybrzeża Kości Słoniowej dzieło - "Czarne i białe w kolorze" Jeana-Jacquesa Annaud.

Włochy i Francja górą!

Nie zmienia to jednak faktu, że tak jak wspominałem, członkom Akademii najbardziej odpowiadało kino włoskie i francuskie.

Wśród produkcji, które triumfowały w latach 50., 60. i 70. znalazły się m.in. pochodzące z Półwyspu Apenińskiego: "Osiem i pół" i "Amarcord" Felliniego, "Wczoraj, dziś, jutro" i "Ogród rodziny Finzi-Continich" De Siki czy "Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem" Elio Petriego oraz francuskie: "Mój wujaszek" Jacquesa Tati, "Czarny Orfeusz" Marcela Camus, "Niedziele w Avray" Serge'a Bourguignona, "Kobieta i mężczyzna" Claude'a Leloucha, "Noc amerykańska" François Truffaut, "Życie przed sobą" Moshé Mizrahiego oraz "Przygotujcie chusteczki" Bertranda Bliera.

W międzyczasie Oscara otrzymała też kolejna produkcja z Europy Wschodniej. Po wspomnianych obrazach czechosłowackich była to tym razem słynna "Wojna i pokój" Siergieja Bondarczuka.

Tylko Europa

Niejaki przełom w oskarowej dominacji dzieł włoskich i francuskich nastąpił dopiero w latach 80. Wówczas triumfatorami okazywały się także europejskie produkcje, ale tym razem nie pochodzące już z żadnego z wyżej wymienionych krajów.

Były wśród nich takie filmy jak: węgierski "Mefisto" Istvána Szabó, hiszpański "Ponownie zaczynać" José Luisa Garci, szwedzki "Fanny i Aleksander" Ingmara Bergmana, szwajcarska "Przekątna gońca" Richarda Dembo, holenderski "Atak" Fonsa Rademakersa oraz duńskie "Uczta Babette" Gabriela Axela i "Pelle zwycięzca" Bille'ego Augusta.

Lata 90. to dalsza oskarowa dominacja kina europejskiego. W efekcie pomiędzy 1986 rokiem, gdy triumfowała wspomniana wcześniej argentyńska "Wersja oficjalna", a 2001, gdy zwycięzcą okazał się "Przyczajony tygrys, ukryty smok" Anga Lee, wszyscy laureaci pochodzili ze Starego Kontynentu. Wśród wyróżnionych wówczas dzieł znalazły się m.in.: "Cinema Paradiso" Giuseppe Tornatore, "Indochiny" Régisa Wargniera, "Spaleni słońcem" Nikity Michałkowa, "Kola" Jana Svěráka, "Życie jest piękne" Roberto Benigniego czy "Wszystko o mojej matce" Pedro Almodovara.

Reszta świata kontraatakuje

Po 2000 roku te proporcje wreszcie się zmieniły. Akademia zaczęła doceniać produkcje niekoniecznie pochodzące z Europy. Do jej członków dotarło, że w innych zakątkach świata także powstaje wartościowe kino, które warto nagradzać, a tym samym promować. W efekcie oprócz widowiskowego dzieła Anga Lee, w ostatnim czasie wyróżnione zostały także: kanadyjska "Inwazja barbarzyńców" Denysa Arcanda, pochodzące z Republiki Południowej Afryki "Tsotsi" Gavina Hooda (tego samego, który kilka lat wcześniej nakręcił "W pustyni i w puszczy"), japońskie "Pożegnania" Yojiro Takity oraz argentyński "Sekret jej oczu" Juana José Campanelli.

W międzyczasie na głównego faworyta do zdobywania nieanglojęzycznych Oskarów wyrosły Niemcy. Za naszą zachodnią granicą powstały dwa z ostatnio nagrodzonych filmów: "Nigdzie w Afryce" Caroline Link oraz "Życie na podsłuchu" Floriana Henckela von Donnersmarcka. Oprócz nich do najważniejszej filmowej nagrody nominowane też były, takie obrazy jak: "Upadek" Olivera Hirschbiegela, "Sophie Scholl - ostatnie dni" Marca Rothemunda, "Baader-Meinhof" Uli Edela oraz wspomniana "Biała wstążka". Warto dodać, że przed trzema laty triumfowali także niemieckojęzyczni "Fałszerze" Stefana Ruzowitzkiego, którzy w pokonanym polu zostawili m.in. polski "Katyń" w reżyserii Andrzeja Wajdy.

Przed rokiem Oscara otrzymał zaś duński obraz "W lepszym świecie" wyreżyserowany przez Susanne Bier.


Polskie prawie-Oscary

Oprócz "Katynia" i "W ciemności" jeszcze tylko siedem innych polskich arcydzieł walczyło o Oscara. Jako pierwszy nominowały był "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego, który w 1964 musiał jednak uznać wyższość Felliniego i jego "Osiem i pół". Trzy lata później wśród pretendentów znalazł się "Faraon" Jerzego Kawalerowicza, ale wówczas zwycięzcą okazała się "Kobieta i mężczyzna" Claude'a Leloucha.

Najlepsze dla polskiego kina były jednak lata 1975-1977, kiedy to trzy lata z rzędu nasze produkcje walczyły o Oscara. Na drodze do zwycięstwa po raz kolejny stanął jednak Fellini, którego "Amarcord" zdystansował "Potop" Jerzego Hoffmana. Rok później pierwszą nominację w karierze otrzymał Wajda, ale jego "Ziemia obiecana" znalazła mniejsze uznanie w oczach członków Akademii, niż "Dersu Uzała" Akiry Kurosawy. Adaptacja powieści Marii Dąbrowskiej "Noce i dnie" Jerzego Antczaka ze wspaniałymi rolami Jadwigi Barańskiej i Jerzego Bińczyckiego przegrała natomiast ze wspomnianym wcześniej filmem z Wybrzeża Kości Słoniowej - "Czarne i białe w kolorze".

W 1980 roku drugą nominację otrzymał Wajda, ale jego "Panny z Wilka" poległy w starciu z "Blaszanym bębenkiem" Volkera Schlöndorffa. W wypadku polskiego reżysera nie sprawdziło się też przysłowie: "Do trzech razy sztuka", bo dwa lata później jego "Człowiek z żelaza" przegrał z obrazem "Mefisto". Kolejna próba Wajdy, który był już wówczas laureatem Oscara za całokształt twórczości, również okazała się nieudana. Jego "Katyń" nie sprostał innemu filmowi opowiadającemu o II wojnie światowej, "Fałszerzom".

Do... dziewięciu razy sztuka?

Mimo czterech nieudanych podejść, filmy Wajdy to jedyne polskie obrazy, które przed "W ciemności" były w ostatnim czasie doceniane przez członków Akademii. Skutecznie pomijane były wszystkie inne rodzime produkcje, które nie znajdowały się nawet w gronie pięciu pretendentów.

Tak było zarówno ze zgłoszonymi do Oscara dziełami naszych wybitnych reżyserów: Krzysztofa Kieślowskiego ("Krótki film o miłości", "Podwójne życie Weroniki", "Trzy kolory. Biały"), Krzysztofa Zanussiego ("Życie rodzinne", "Barwy ochronne", "Cwał", "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową"), Kazimierza Kutza ("Sól ziemi czarnej", "Perła w koronie") oraz Jerzego Kawalerowicza ("Śmierć prezydenta", "Quo vadis"), jak i obrazami młodszego pokolenia polskich artystów, takimi jak: "Edi" Piotra Trzaskalskiego, "Pręgi" Magdaleny Piekorz, "Z odzysku" Sławomira Fabickiego, "Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego, "Rewers" Borysa Lankosza i "Wszystko co kocham" Jacka Borcucha.

Czy po latach nieudanych podejść, tym razem polski kandydat otrzyma w końcu Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, czy po raz kolejny będziemy musieli zadowolić się jedynie nominacją?

Przeczytaj recenzję filmu "W ciemności" na stronach INTERIA.PL!


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ciemności | W ciemności | Agnieszka Holland | Oscary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy