Reklama

Żuławski mówi Masłowską

W jaki sposób przełożyć na język filmu "nieprzekładalną" powieść Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną"? Zaufać językowi książki - tak jak to zrobił Xawery Żuławski. Wczoraj w ramach Off Plus Camera odbył się pierwszy publiczny pokaz jego najnowszego filmu.

Kto jest bohaterem książki Masłowskiej - Silny, Magda, Angela, Arleta, Lewy? Bohaterem "Wojny polsko-ruskiej..." jest język. Rynsztokowy słowotok, który jest nie tylko sposobem komunikacji postaci Masłowskiej, lecz - przede wszystkim - elementem konstytuującym stworzony przez nią świat. Wie o tym dobrze, chyba nawet zbyt dobrze, reżyser długo oczekiwanej ekranizacji książki - Xawery Żuławski. Swój film zaczyna od głosu autorki, czytającej pierwsze zdania swej powieści: "Najpierw ona mi powiedziała, że ma dwie wiadomości: dobrą i złą". Dopiero po chwili na ekranie pojawia się Silny (Borys Szyc), dopiero po chwili Arleta informuje go, że ma dwie wiadomości, dobrą i złą, dopiero za chwilę zaczyna się właściwy film...

Reklama

Ekranizacja Żuławskiego jest niezwykle wierna powieści Masłowskiej. Przede wszystkim bohaterowie jego "Wojny..." dużo mówią. Mówią tym dziwnym językiem, wziętym bezpośrednio - słowo po słowie - z Masłowskiej. Tak jakby jej książka była już gotowym scenariuszem. Wchodzi się w ten świat powoli, z pewnym oporem, do tej składni, do tej dykcji, do tego rytmu trzeba się przyzwyczaić.

Inna sprawa, że nie wszyscy aktorzy w równym stopniu radzą sobie z tym karkołomnym językiem - Natasza Soni Bohosiewicz jest zbyt nadekspresyjna, Angela Marii Strzeleckiej - zbyt sztywna, Silny Borysa Szyca - zbyt miękki. Wydaje mi się, że najlepiej z przyswojeniem sobie tego językowej konwencji poradziła sobie Roma Gąsiorowska (Magda) - jej kreacja jest zresztą najlepsza w całym filmie. Czy dlatego reżyser zdecydował zachować scenę między Silnym i Magdą na sam finał, mimo że u Masłowskiej jest ona jedną z pierwszych?

Nie sposób w trakcie seansu "Wojny polsko-ruskiej" nie zdawać sobie sprawy z umowności świata przedstawionego. Książkowy "rzyg" Angeli jest u Żuławskiego tak hiperrealistyczny, że aż komiksowy (tak jak jej wymiotowanie kamieniami). Bójka Silnego na wesołym miasteczku tak przesadnie kaskaderska, że aż kiczowata. Dlatego śmieszą mnie wszelkie opinie, dopatrujące się w "Wojnie..." związku z rzeczywistością społeczno-polityczną. Nie, nie jest film Żuławskiego krytyką polskiej zaściankowości, dlatego że on się nie rozgrywa w Polsce. Rozgrywa się w głowie Doroty Masłowskiej.

Świadczą o tym trochę przesadnie akcentowane sceny rodzinne z udziałem samej autorki. A to Masłowska odkurzająca, a to wyprowadzająca psa na spacer, a to pisząca szkolny egzamin. Trochę jej jednak za dużo, przez to można odnieść wrażenie, że film Żuławskiego jest - jak mówi w rozmowie z Silnym Angela - jedynie "przecieraniem ścieżki" między autorem a publicznością. Za bardzo stara się być ekranizacją, za mało autonomicznym filmem (czy oglądając "Mechaniczną pomarańczę" widz myśli o związku filmu z oryginałem Burgessa?).

Kapitalna jest za to jedna z ostatnich scen filmu - z Masłowską jako policjantką spisującą zeznania Silnego, obnażającą przed swym bohaterem styropianową umowność jego świata. Wzięta z książki, ale wprowadzająca do filmu tak ważny element autotematyzmu. Dopiero w tym momencie film Żuławskiego zaczyna "działać", przestaje być tylko zbiorem zabawnych scenek, ciągiem kloacznych dialogów - o wiele lepiej, niż wcześniejsze "rodzinne" ujęcia Masłowskiej, wyjaśniającym że mamy do czynienia nie z rzeczywistością, tylko z kreacją. Ciekawe? Sztuka to prawda, która udaje, że nią nie jest - powtarza często Andrzej Żuławski, któremu reżyser "Wojny..." dedykuje swój film.

Xawery Żuławski wprowadza jeszcze jedną ciekawą rzecz do swojego filmu. Już w czołówce "Wojny..." mamy do czynienia z obrazem telewizyjnym. Przerywane krótkim "śnieżeniem" fragmenty telewizyjnych wiadomości. Owo "śnieżenie" towarzyszyć nam będzie przez cały film, zakłócając narrację filmu. "Akurat od wielu dni składa się tak, iż to jest moja jedyna sensowna koleżanka" - tym zdaniem kończy się książka Masłowskiej. Tą koleżanką jest telewizja. Nie chcesz oglądać? Użyj pilota. Pstryk i koniec. Uwierzyłeś w to co widziałeś?

I jeszcze jedno na koniec. Przez całą projekcję filmu Żuławskiego wydawało mi się, że skądś znam ten język Masłowskiej. Olśniło mnie podczas sceny bójki między Silnym a Lewym: "-Co kurwa?" - mówi jeden. "-Co kurwa?" - odpowiada drugi. "-Co kurwa?", "-Co kurwa?", "-Co kurwa?", "-Co kurwa?". Wtedy pomyślałem o Adasiu Miauczyńskim. Bohaterowie Masłowskiej mówią językiem Marka Koterskiego.

Tomasz Bielenia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wojna polsko-ruska | język | Xawery Żuławski | książki | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy