Reklama

Zdrowe objawy szaleństwa

Dwa amerykańskie filmy prezentowane podczas krakowskiego festiwalu OFF Camera - "Mister Lonely" Harmony Korine'a i "Maminsynek" Azazela Jacobsa - wskrzeszają ducha nurtu "geek cinema". To osobiste, nadwrażliwe i - przede wszystkim - pokręcone kino.

Mimo że pokazywany poza konkursem, w sekcji "From the Gut - American Independents", nowy film Harmony Korine'a - reżysera głośnego "Julien Donkey-Boy" - to ważny akcent krakowskiego festiwalu. Brakuje mi w konkursowych filmach odrobiny zdrowego, bezinteresownego szaleństwa, zaskakuje w propozycjach konkursu przewaga dyktatury fabuły nad swobodą wyobraźni. "Mister Lonely", mimo że jest najbardziej mainstreamowym filmem Korine'a, urzeka wizualną dezynwolturą, narracyjną niejednorodnością, wreszcie - zaskakującym konceptem fabularnym.

Główna część akcji rozgrywa się na szkockiej wyspie, gdzie w osobliwej komunie żyją sobowtóry znanych postaci popkultury. Mamy więc Marilyn Monroe (Samantha Morton), Charliego Chaplina, Madonnę, Abrahama Lincolna, a nawet... Czerwonego Kapturka. Wszyscy słynni mieszkańcy przygotowują "Największy spektakl w historii", który wystawiać będę mieszkańcom wyspy. Idylla wiejskiego życia zakłócona zostaje jednak przybyciem na wyspę Michaela Jacksona (Diego Luna).

Reklama

Korine wskrzesza w swym filmie bohatera tzw. "geek cinema" - nieprzystającą do społeczeństwa jednostkę, którą łatwo określić możemy mianem świra (freak). Amerykański reżyser podąża w "Mister Lonely" za Wesem Andersonem - traktuje swych zakręconych bohaterów w niezwykle empatyczny sposób, nie pyta swojego bohatera: "Dlaczego zostałeś Michaelem Jacksonem?", ale stopniowo - choć z odpowiednim brakiem powagi -odkrywa istotę tej tożsamościowej maskarady. Świetna, trochę w duchu Felliniego, jest zwłaszcza scena "największego przedstawienia w historii" - żałosna rewia, marny wodewil, po którym Marilyn Monroe popełnia samobójstwo.

Niezależnie od historii sobwtórów, Korine wprowadza niezwiązany z nią fabularnie wątek - opowieść o szalonym księdzu Umbrillo(w tej roli Werner Herzog, który początkowo zagrać miał Abrahama Lincolna) i grupie sióstr zakonnych, skaczących bez spadochronów z samolotu, by wypróbować swą wiarę w Boga. Między tymi dwoma historiami istnieje tylko emocjonalny związek. Cienka nitka powiązań - jeśli wierzymy, to cud jest możliwy. Możemy być zarówno Michaelem Jacksonem, jak i uniknąć konsekwencji grawitacji. Konkluzja Korine'a jest jednak gorzka - stan nieważkości nie trwa wiecznie. Michael Jackson wróci do prawdziwego życia, siostry zakonne do Boga.

Zaznaczyć trzeba, że "Mister Lonely" jest dziełem rodzinnym. Scenariusz Harmony pisał wspólnie z bratem Avi, w roli Czerwonego Kapturka zobaczyliśmy żonę reżysera - Rachel, asystentem Harmony'ego był ojciec - dokumentalista Sol Korine. W filmie nalazło się też miejsce dla mamy - Eve, która została jedną z zakonnic. Rodzinne zaangażowanie nawiązuje do tradycji amerykańskiego filmu niezależnego i autobiografizmu tzw. home movies.

Jeszcze dalej w tej identyfikacji idzie Azazel Jacobs - syn słynnego eksperymentalnego reżysera Kena Jacobsa, który w pokazywanym w konkursie "Maminsynku" nie tylko dał swojemu tacie rolę ojca głównego bohatera, ale cały film nakręcił w rodzinnym mieszkaniu.

"Maminsynek" to historia Mikey'a - mieszkającego w Los Angeles męża i ojca, który odwiedza rodziców w Nowym Jorku. Odwiedziny w rodzinnym mieszkaniu stają się dla niego rodzajem powrotu do dzieciństwa, ucieczki od obowiązków teraźniejszości - kończą się chorobliwym zamknięciem i izolacją od świata.

Film Jacobsa łatwo mógł popaść w banał - stać się głupawą komedyjką o maminsynku, nie potrafiącym odciąć się od rodzinnego domu. Zamiast tego młody reżyser -wspólnie ze swoimi rodzicami (matkę gra Flo Jacobs) subtelnie przygląda się szaleństwu Mikey'a. Jest zabawnie, ale w żadnym wypadku głupawo, sentymentalnie, ale nie kiczowato, skromnie (minimalny budżet), ale nie tanio. A przy okazji to zakamuflowana pochwała Nowego Jorku - kolebki amerykańskiego kina niezależnego. Nie tak łatwo wyjechać stąd do Los Angeles (Hollywood)...

Tomasz Bielenia, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: geek | maminsynek | szaleństwo | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy