Reklama

Przeszli przez Morze Czerwone

Najwyższa w świecie kina artystycznego nagroda powędrowała do "Maminsynka" Azazela Jacobsa. Czek na 100 tys. euro wręczył twórcy w czasie uroczystej gali zamknięcia prezydent Krakowa, Jacek Majchrowski. Tym samym dobiegł końca I Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego OFF Camera.

- Trudno jest robić takie festiwale, a pierwsza edycja tej imprezy należy do naprawdę udanych. Wierzcie mi, organizatorzy, ci młodzi ludzie przeszli suchą stopą przez Morze Czerwone - stwierdził Zbigniew Preisner, przewodniczący jury tuż przed ogłoszeniem werdyktu.

Kompozytor podkreślił, że decyzja była jednogłośna. Swój werdykt jury utrzymywało w tajemnicy do samego końca i jak rzadko bywa na tego typu imprezach, zaskoczenie zwycięzcy nie było udawane. Co było zresztą widać na scenie. Jacobs z burzą kręconych, czarnych włosów wbiegł na scenę i przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.

Reklama

- Gdy po raz pierwszy zaproponowali, żebym tu przyjechał z moim filmem, zrozumiałem, że główna nagroda wynosi 100 euro - opowiadał Jacobs - Więc odpowiedziałem "That's great, OK.".

"Maminsynek" to film przewrotnie autobiograficzny. Jacobs w roli głównej obsadził swojego ojca, Kena Jacobsa znanego reżysera eksperymentalnego oraz matkę Flo. Film nakręcił w rodzinnym mieszkaniu, opowiadając historię Mikey'a, który w domu rodziców wraca do czasów dzieciństwa i powoli zaczyna przeżywać kryzys w pewnym sensie związany z nową dla niego rolą ojca. Mężczyzna zaczyna izolować się od świata.

To film prosty, jednak umiejętne wyważenie proporcji przez Jacobsa sprawia, że przez półtorej godziny potrafi utrzymać uwagę widza, operując niewielką ilością aktorów, czterema ścianami i niejednokrotnie bardzo prostymi, "codziennymi" dialogami. Coś, co wydawało się z początku komedią, przeradza się w studium powolnego popadania w szaleństwo i utraty kontaktu ze światem zewnętrznym.

Wynik jury zatem w pełni uzasadniony, choć wśród 12 filmów walczących o Krakowską Nagrodę Filmową znalazło się też jeszcze kilka tytułów wartych uwagi.

Twórca jednego z nich, Alex Holdridge, który w czasie gali zdobył nagrodę dziennikarzy, Polski Noble Filmowy i czek na 10 tys. euro, dostał w czasie gali najgorętsze oklaski. Jego "Pocałunek o północy" urzeka lekkością, doskonałymi dialogami i bijającą z ekranu "zwyczajnością". W przewrotny sposób opowiada o poszukiwaniu miłości w pewną sylwestrową noc na ulicach Los Angeles. O miłości, tym razem na ulicach Paryża ma zamiar opowiedzieć w swoim kolejnym filmie.

Jak się okazało, obaj triumfatorzy wczorajszej gali znają się już 10 lat i od czasu do czasu spotykają na festiwalach.

- Nie wierzcie, gdy ktoś wam mówi, że nie dacie rady - zwrócił się do młodych twórców Holdridge - Pewnie nieraz będzie ciężko, będzie brakować pieniędzy, rodzice, dziewczyna pomyślą, że oszaleliście, ale trzeba walczyć - mówił rozentuzjazmowany reżyser.

Owa pociągająca zwykłość i przeciętność to cecha wielu filmów młodych twórców, którzy startowali w głównym konkursie OFF Camery. Dominowała prostota środków (wiadomo, ograniczenia budżetu), nacisk położony zostaje bardziej na obraz i gest niż dialog. Jeśli pojawi się rozmowa to wyjęta z życia, uderzająca swoją codziennością, choć jak pokazał to film Holdridge'a, niekoniecznie pozbawiona komediowego pazura. Tematy wyjęte niemalże z życia i inspirowane wydarzeniami z gazet ("Resocjalizacja"), podrasowane zostają pewnymi nieoczekiwanymi elementami (jak trup w furgonetce w "Karawanie dusz"), stylistycznym naddatkiem i różnorodnością ("Parking"), formalnymi zabawami ("Belladonna"). Świat przebijający z konkursowych filmów jest smutny, ale niepozbawiony dozy optymizmu ("Boisko dla bezdomnych"). Nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji tli się światełko nadziei, a tym jest najczęściej drugi człowiek. Bo kino off-camerowe jest po prostu bliżej człowieka. I tym chyba potrafiło uwieść festiwalową publiczność.

Oprócz konkursu głównego w czasie OFF Camera odbywał się również konkurs komórkowy, w którym zwycięzcy mogli zdobyć nagrodę w wysokości 3 tys. euro. W trakcie imprezy odbyło się kilka warsztatów, które miały pomóc fanom komórkowego kręcenia w umiejętnym zaprezentowaniu swoich pomysłów. I tak w kategorii "Wydarzenia. Lipton - Łyk insipracji" nagroda powędrowała w ręce Cezarego Ciszewskiego za film "Dzieci kwiaty", a w kategorii "12 historii" do Wojciecha Bojanowskiego za "Oto łzy my i pokuta" (pseudonim Waldemar Widły).

W trakcie gali Michał Oleszczyk i Szymon Miszczak, organizatorzy festiwalu odczytali długą listę osób, którym dziękowali za pomoc przy festiwalu.

-Choć byli niewidoczni, bo tacy mieli być, to bez nich i ich zaangażowania ten festiwal, by się nie odbył - stwierdził Oleszczyk.

Pozostaje mieć nadzieję, że tego zaangażowania starczy również na przyszły rok, a sama impreza już na stałe wpisze się w krajobraz Krakowa, jak zapowiedział prezydent Jacek Majchrowski. Warto, by co roku była okazja do off-camerowego oddechu różnorodnym kinem artystycznym (niezależnym?). Tegoroczna edycja przekonała, że OFF nie oznacza artystowskiego zadęcia połączonego z mało przemyślaną stylistyczną wizją, ale świeże spojrzenie na człowieka, rzeczywistość i kino, które może wciągnąć niemal każdego.

Martyna Olszowska, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prezydent | 100 | mor | festiwal | Off | Jacek Majchrowski | jury | edycja | nagroda | film | morze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy