Reklama

Luc Besson: Film o dobrym człowieku

"To jest niespotykana historia miłosna" - tak o swoim najnowszym filmie "The Lady", opowiadającym o birmańskiej opozycjonistce Aung San Suu Kyi, mówi Luc Besson w rozmowie z RMF FM. Słynny francuski reżyser jest gościem honorowym festiwalu Off Plus Camera.

Bohaterką najnowszego filmu Bessona jest Aung San Suu Kyi, birmańska opozycjonistka i laureatka Pokojowej Nagrody Nobla. Po śmierci ojca Suu opuściła Birmę i zamieszkała w Oxfordzie. W 1988 roku, zostawiając męża i dorastających synów w Anglii, wróciła do ojczyzny i stanęła na czele ruchu pokojowego walczącego z krwawym reżimem. Rządząca w Birmie junta wojskowa skazała ją na kilkunastoletni areszt domowy, rozdzielając ją z mężem i dziećmi. Jej rolę zagrała znana z filmu "Przyczajony tygrys, ukryty smok" Michelle Yeoh.

Reklama

"Chciałem zrobić film o dobrym człowieku" - podkreśla w rozmowie z RMF FM Luc Besson, który dziś po raz pierwszy pokazał polskiej publiczności film "The Lady".

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: "The Lady" to niezwykła opowieść. Moim zdaniem dużo bardziej o miłości niż o polityce.

Luc Besson: - Dobrze, że tak mówisz. Bo to jest właśnie taka niespotykana historia miłosna - opowieść o miłości do męża, do dzieci i do kraju. Miłość to jest jedyna broń jakiej Aung San Suu Kyi używa. I to jest wprost niewiarygodne, że ta nieduża, ważąca 50 kilogramów kobieta od 30 lat walczy sama przeciwko całej potężnej armii i na końcu wygrywa. To pokazuje, jak wiele może zdziałać człowiek, którego jedyną bronią jest właśnie miłość.

Czym jeszcze zachwyciła cię ta historia?

- Suu jest doskonałym przykładem tego, czym jest prawdziwe człowieczeństwo. I chciałem podzielić się tym ze wszystkimi. Chciałem zrobić film o dobrym człowieku. Kiedy dziś patrzę na światowych przywódców, prezydentów, premierów, polityków, to oni głównie kłamią, kręcą i wykorzystują nasze zaufanie. Chciałem więc wsłuchać się w słowa kogoś, dla kogo demokracja, wolność i pokój są najwyższym i jedynym celem. Ona przecież nie robi tego ani dla sławy, ani dla pieniędzy, ani dla władzy.

Powiedziałeś, że gdy wreszcie udało ci się poznać Suu osobiście, poczułeś się tak, jakbyś stanął przed Gandhim...

- Ona ma taką samą aurę. Jest taka naturalna, uśmiechnięta i przyjazna. Zrobiłem o niej film, ale spotkałem ją dopiero po skończeniu "The Lady". Właśnie skończył się jej areszt domowy, a ona była taka spokojna, nie było ani śladu po cierpieniu, jakie ją spotkało. Oni mogli więzić jej ciało. Ale jej dusza, jej serce były wolne. Ona jest nieśmiertelna. To fascynujące spotkać kogoś takiego.

To trochę tak, jakbyś zrobił film o aniele...

- Bo ona jest dobrym aniołem. Birma przez lata była nieszczęśliwym krajem. Ale ma szczęście, że jest ktoś taki jak Suu. Szkoda, że nie mamy takich przywódców, którzy cieszą się takim szacunkiem jak ona.

Udało jej się. Trafiła niedawno do parlamentu.

- No właśnie! To niewiarygodne. Gdy zaczynaliśmy zdjęcia, była w areszcie domowym. I żadne znaki na ziemi i niebie nie wskazywały, że to się kiedykolwiek zmieni. Gdy się o tym dowiedziałem, byłem bardzo poruszony. Dumny, że jej i jej ludziom udało się. Życie dopisało happy end do tej historii.

W twoim filmie bardzo ważny jest dom jako miejsce akcji. Suu spędziła w nim kilkanaście lat, odizolowana od reszty świata. To właśnie w tym domu prowadziła swój niezwykły protest.

- Odtworzyliśmy ten dom w każdym detalu. Są takie same zasłony, jest takie samo pianino, taka sama kuchnia, nawet obrazy na ścianach są takie same i wiszą dokładnie w tych samych miejscach. Od jej przyjaciół i rodziny dostaliśmy dwieście zdjęć jej domu. I mój scenograf zbudował na tej podstawie dom na potrzeby filmu. Korzystaliśmy nawet z Google Earth, żeby zmierzyć odległość od jeziora i położenie względem słońca. Spędziłem w tym domu cztery miesiące. A potem odwiedziłem ten prawdziwy, w Rangun. I doznałem szoku. Bo dom był taki sam. Może nieco starszy. Ale Suu stała na progu. Dokładnie tak, jak w moim filmie. Byłem poruszony tym, jak filmowa fikcja zmieszała się w rzeczywistością.

Ale w Birmie nie mogliście kręcić.

- Absolutnie nie. Tam nawet za posiadanie kamery można pójść do więzienia.

Od razu wiedziałeś, że Michelle Yeoh zagra główną rolę w "The Lady"?

- Tak, bo to ona przyszła do mnie ze scenariuszem. Bardzo chciała zrobić ten film i zagrać Aung San Suu Kyi. Jest do niej fizycznie podobna. Żartowaliśmy też, że ma szczęście, bo tej roli nie może zagrać Meryl Streep. A tak na poważnie, Michelle od początku wiedziała, że to będzie rola jej życia.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta, RMF FM

RMF24.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy