Aidan Gillen dla Interii: Nie widziałem "Rodu smoka". Nie mam HBO

Aidan Gillen /Roy Rochlin /Getty Images

Aidan Gillen, czyli niezapomniany Petyr Baelish "Littlefinger" z "Gry o Tron" oraz Aberama Gold z "Peaky Blinders" odwiedził Kraków z okazji 16. edycji Mastercard OFF CAMERA. Aktor zasiada w jury Konkursu Głównego "Wytyczanie Drogi". Opowiedział nam w wywiadzie, czym jest dla niego kino niezależne, oraz co myśli o spin-offach "Gry o Tron".

Justyna Miś, Interia: Jesteśmy na festiwalu Mastercard OFF CAMERA, który jest festiwalem filmów niezależnych. Czym dla ciebie jest niezależnie kino? 

Aidan Gillen: - Wydaje mi się, że rozumiem to dosłownie. Niezależność jest ważna, by opowiadać interesujące historie w niekoniecznie komercyjny sposób. To oczywiste, że nie są komercyjne, a przynajmniej nie jest to ich siła napędowa. Mogą być personalne. Niezależne filmy mogą być też filmami akcji i to jest w porządku. Myślę, że to także wolność od wymagań, które wyznaczają, co trzeba zrobić, by sprzedać, na przykład więcej popcornu. Rozumiem, że popcorn i napoje utrzymują multipleksy. Moja siostrzenica, która pracuje w multipleksie mi to mówiła.

Reklama

Szczególnie od momentu pandemii sytuacja kin jest całkiem niepewna, co mnie martwi. Słysząc ludzi jak David Lynch, który mówi, że to wszystko się niedługo skończy... Ja tak nie sądzę. Tak często jak mogę, chodzę do kina, by obejrzeć film z ludźmi wokół. Tego nic nie zastąpi. Filmy, które mnie interesują, na przykład takie jak na festiwalu, to nie są blockbustery. To nie są "Avengersi", w których nigdy nie wiem, co się dzieje. Czasem się nic nie dzieje, tylko jest dużo hałasu… 

Sporo filmów, które obejrzałem w ramach Konkursu Głównego "Wyznaczanie Drogi" są bardzo intymne. Niezachwiane portrety... po prostu ludzi. Nie maszyn, nie superbohaterów. Są dla mnie o wiele bardziej interesujące.

Co sprawia, że uważasz dany film za dobry?

- Zazwyczaj zaskoczenie, poruszenie. Dobra historia, ale nie zawsze musi być jej zbyt wiele. Lubię ogólny zarys. Lubię filmy krótkometrażowe. Mogą być całkiem proste, lekkie. Lubię oglądać ludzi. Jednak to wszystko musi być dobrze wykonane, wyglądać ładnie, dobrze brzmieć. Gdy robię filmy niskobudżetowe lub w ogóle bez budżetu, co zdarza mi się często, zawsze staram się zebrać znajomych, którzy są dobrymi operatorami lub dźwiękowcami, by to wyglądało i brzmiało dobrze. Jeśli film nie wygląda i brzmi, ludzie są niechętni, by go obejrzeć, zostać przy nim. Tak więc dobre wykonanie, dobra historia, prawidłowo zagrane, nakręcone. By być zaskoczonym, poruszonym… Jeśli nie ma emocji w filmie, nie jest on dla mnie interesujący.

Grałeś zarówno w wielkich przebojach hollywoodzkich oraz w niezależnych, małych produkcjach. W których lepiej się czujesz?

- Nie przeszkadza mi granie w dużych filmach, serialach. To jest w porządku, bo jednak trzeba utrzymać siebie i rodzinę. Zawsze znajduję czas, by angażować się w inne projekty. Mój następny w Irlandii to mały, niezależny film. Później będę w całkiem sporym serialu w Stanach Zjednoczonych. Zawsze idę swoją drogą, by robić filmy z nowymi, niekoniecznie młodymi filmowcami, którzy nie zawsze mają wystarczający budżet. 

Jedną z twoich największych ról była ta w "Grze o tron", gdzie grałeś Petyra Baelisha "Littlefingera". W zeszłym roku widzieliśmy "Ród smoka" i będziemy mieć pewnie więcej seriali. Co myślisz o spin-offach serialu, w którym grałeś przez wiele lat?

- Muszę przyznać, że nie widziałem "Rodu smoka", więc nie mogę się wypowiedzieć. Wiem, że jest popularny, wierzę, że jest dobry, ale jeszcze go nie widziałem. To by było szaleństwo, żeby nie robić spin-offów. To świat, którzy ludzie bardzo pokochali. Jest jeszcze wiele historii, tysiące historii. Powstaje chyba spin-off o Jonie Snow? Po prostu nie oglądałem ["Rodu Smoka" – przyp. red.]

Mogę spytać dlaczego?

- Nie mam HBO. Mimo, że był to mój główny środek zarobku przez 10 lat. To znaczy, "Gra o Tron" i "Prawo ulicy". Nie będę oglądał tego nielegalnie, bo to oznacza brak pracy dla mnie i moich znajomych. Teraz prawdopodobnie nigdy już nie będę pracował dla HBO, choć chciałbym [śmiech].

Ponieważ jesteśmy na festiwalu w Polsce, muszę spytać: jakie są twoje ulubione polskie filmy?

- Nie tylko filmy, ale i seriale. Na przykład "Dekalog" Krzysztofa Kieślowskiego. Bardzo mi się podobało. Jeden z filmów z festiwalu przypomina mi właśnie "Dekalog". Również "Popiół i diament". Zdecydowanie "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego.

Niedawno zagrałeś główną rolę w filmie "Barber". Czy możesz nam powiedzieć, o czym jest i kim jest twój bohater?

- "Barber" to film, który nakręciłem z przyjaciółmi w Dublinie w środku pandemii. Właściwie byliśmy gotowi rozpocząć prace w trakcie lockdownu. To mały film, który miał być jeszcze mniejszy. Nakręciliśmy go razem z  Owenem McPolin, który jest świetny. Rada Filmowa w Irlandii przyznała nam dofinansowanie, niezbyt duże, lecz odpowiednie, by zapłacić wszystkim maksymalnie 100 euro dziennie. Ludzie chcieli przychodzić do pracy, wówczas każdy chciał się wyrwać z domu. To historia w klimacie neo-noir o detektywie. Dublin to dobre miejsce, by osadzić tego typu historię. Chcieliśmy stworzyć film gatunkowy.

Możesz nam zdradzić plany na przyszłe projekty?

- Ostatnio występowałem w teatrze. Robię to odkąd skończyłem 14 lat. Będę występował w filmie "Trad" irlandzkiego reżysera, Lance Daly’ego. Kilka lat temu nakręcił bardzo dobry film o tytule "Black 47". ["Trad" - przyp. red.] to historia grupy dzieciaków, którzy podróżują vanem po wschodniej części Irlandii, grając tradycyjną muzykę. Będę też kręcił amerykański serial "Burmistrz Kingstown". Miałem wrócić na plan jeszcze w tym miesiącu, ale jedną z głównych ról gra Jeremy Renner, który ostatnio miał bardzo poważny wypadek. Regeneruje się szybciej niż myśleliśmy. Mamy nadzieję wrócić na plan w sierpniu. Później wystąpię w ciekawym projekcie w Irlandii, ale niestety nie mogę zdradzić szczegółów. 

Jak się czujesz jako członek jury na festiwalu Mastercard OFF CAMERA, oraz będąc tutaj, w Polsce? 

- W Polsce czuję się bardzo dobrze. Świetnie się bawiłem, gdy byłem na festiwalu w 2012 roku. Razem z moim przyjacielem spędziliśmy tutaj dobrze czas. Pokochaliśmy młodzieżową i wyluzowaną energię festiwalu. Dla mnie jedną z najlepszych rzeczy w pracy aktora jest uczęszczanie na festiwale. Festiwal jak ten to przeciwieństwo wielkich, błyszczących wydarzeń. Jest wielki i filmy, które są tutaj pokazywane są świetne, ale ma aspekty zwyczajności, które doceniam. Kocham to miasto. Do tej pory nie spędziłem zbyt wiele czasu w Polsce poza festiwalem. Tym razem gdy jestem w Krakowie i nie oglądam filmów, staram się odkrywać ulice miasta, co jest zachwycające. Jestem zaszczycony, będąc członkiem jury. Traktuje to poważnie, niektóre filmy oglądam już drugi raz. Jest jeden film, którego jeszcze nie widziałem, zobaczę go dziś wieczorem.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Aidan Gillen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy