"Poza szatanem": Dziewczyna z... relikwiarzem
Twórczość Bruno Dumonta, jednego z najważniejszych współczesnych twórców kina autorskiego, pozostaje praktycznie nieznana polskiej widowni. "Poza szatanem" to dopiero drugi obraz francuskiego reżysera, który trafia na nasze ekrany.
Nieuważny widz przerzucając fotki pochodzące z nadchodzących premier kinowych możne wziąć "Poza szatanem" za plebejsko-arthouse'ową wersję "Dziewczyny z tatuażem". Jakkolwiek absurdalnie nie brzmiałoby takie porównanie dla tych, którzy widzieli już najnowszy film Dumonta, odnoszę wrażenie, że podobieństwa pomiędzy filmami nie kończą się jedynie na stylizacji Alexandry Lemâtre i Rooney Mary.
Jeśli jakiś fan prozy Stiega Larssona zachęcony powyższym wstępem wybierze się na "Poza szatanem" i nie odnajdzie w filmie historii "mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet", to proszę nie rzucać we mnie kamieniami. Bruno Dumont jest dziś jednym z najwyrazistszych autorów światowego kina, konsekwentnie budującym własną teologię bez boga. Niegdysiejszy nauczyciel filozofii zamienił precyzyjne definicje systemowego języka na filmowe środki wyrazu, korzystając w pełni z ich nieoznaczoności i afektywnego charakteru. Jego filmy stanowią piętrowe szarady bez ostatecznego rozwiązania, w których aktywność widza jest niemal równie ważna jak intencja reżyserska.
Na usta ciśnie się sformułowanie, że fabuły filmów Dumonta są pretekstowe. Takie postawienie sprawy wydaje się jednak zbyt łatwe. Szczątkowe informacje i niezbyt gęsty przeplot fabularnych wątków nie odwraca naszej uwagi od historii bohaterów, a jedynie wymusza wpatrzenie, prowokuje do aktywności i usensowniania sfilmowanego świata.
Tym samym, w swojej skrajnej modelowości, miniaturki rzeczywistości stwarzane przez obiektyw kamery nabierają rzeczywistych cech dzięki naszemu emocjonalnemu i intelektualnemu zaangażowaniu. Poprzez sztuczne, czerpiące z kina gatunków, rozstawienie naturalistycznych elementów (Dumont korzysta zazwyczaj z naturszczyków i zgrzebnych plenerów) reżyser przewrotnie symuluje doświadczenie obcowania z rzeczywistością.
Polscy widzowie mieli już okazję zmierzyć się z tą niesamowitą twórczością przy okazji "Hadewijch". W tamtym filmie bohaterka, zmysłowo zakochana w postaci boga, poprzez liczne akty ofiary, pokory i bezgranicznego oddania starała się sprowokować obiekt swojej miłości do objawienia się. Jej ostateczny gest łączący w sobie symbolikę chrztu i najwyższej ofiary stanowił punkt graniczny w twórczości Dumonta.
Niosący pomoc filmowej Hadewijch bezimienny bohater grany przez Davida Dewaele, w "Poza szatanem" staje się nową mesjanistyczną figurą, przekazującą ludziom ewangelię poza dobrem i złem, poza bogiem i... poza szatanem. W tym świecie to od nas zależy gdzie ustawione zostaną granice tego co dozwolone. Wykuwanie tych zasad jest żmudnym procesem obfitującym w akty miłosierdzia i erupcje przemocy. Nadzieję niesie jednak fakt, że w tym nowym postsekularnym raju, z którego Adam i Ewa wygnali boga, każdy może pretendować do przebóstwienia.
I właśnie w tym pejzażu objawiają nam się "mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", którym duet bohaterów z filmu Dumonta, podobnie jak Lisbeth Salander i Mikael Blomkvist, postanawiają udzielić pierwszej lekcji. Lekcji, która nosi raczej znamiona erupcji gniewu Jezusa w opanowanej przez kupców świątyni niż późniejszym aktom pokory. Cóż, każda ewangelia ma jak widać swój gwałtowny początek, zaś tę autorstwa Dumonta warto wertować wielokrotnie.
9,5/10
- - - - - - - - - - - - - - -
"Poza szatanem", reż. Bruno Dumont, Francja 2011, dystrybutor Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa 24 lutego 2012 roku.
- - - - - - - - - - - - - - -
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!