Reklama

Kultura współczesna?

Światowy kryzys finansowy, prostytuowanie się studentek, sztuka w formie walki z autorytarnym systemem politycznym - tegoroczne nowohoryzontowe filmy pokazują współczesność we wszystkich jej przejawach.

Sztuka Wojny

Bohaterami dokumentu Andrieja Griazewa zatytułowanego "Jutro" są artyści z anarchistycznej grupy Wojna. Ich mocno nietypowe performance'y polegają m.in. na przewracaniu aut na ulicy, malowaniu olbrzymich penisów na mostach i uprawianiu seksu w miejscach publicznych (co akurat nie zostaje pokazane w filmie). Za pomocą prowokacji i łamania odgórnych zasad starają się walczyć ze skorumpowaną władzą, którą w ich oczach najwyraźniej uosabia policja.

O grupie w ostatnim czasie jest dosyć głośno i to zarówno w Rosji, jak i w międzynarodowym obiegu artystycznym - dokonała "przewrotu pałacowego" (jak nazwano wywrócenie radiowozu do góry nogami), współtworzyła z Arturem Żmijewskim tegoroczne berlińskie Biennale. Pytanie, jakie trzeba sobie jednak postawić - a którego wyraźnie unika Griazew - brzmi: na czym właściwie polega sztuka Wojny?! Na tym, że jej członkowie otwarcie ignorują materialny wymiar swojej egzystencji (choć w grupie jest para, która ma małe dziecko), kradną niebywałe ilości jedzenia ze sklepów, niszczą prywatne mienie...

Reklama

"Jutro" omija ten niewygodny temat przekraczania - w ramach procesu twórczego? - granic prawa. Jest za to (zbyt jednowymiarowym) portretem zdeterminowanych ludzi walczących z opresją władzy. Wydaje się, że Griazew, który przez kilka miesięcy towarzyszył członkom Wojny, nagrywając ich życie codzienne i artystyczne, wpadł w pułapkę - chcąc w jak najlepszym świetle pokazać tę grupę bojówkarzy-artystów, pominął jej najbardziej kontrowersyjne akcje, które wyraźniej pokazałyby sens "wojennych" działań i stojącą za nimi ideologię.

Przez te pominięcia "Jutro" to dokument zaledwie poprawny, po obejrzeniu którego nie dowiadujemy się, na czym tak właściwie polega fenomen Wojny. Wyrazistość, która cechuje ją w rzeczywistości, została zamieniona na nijakość, czyli najgorszą cechę, jaką można określić artystę.


Sponsoring po japońsku

Młoda studentka z prowincji, która dla pieniędzy musi się prostytuować, jej chłopak, brutalny i niezbyt rozgarnięty mechanik samochodowy oraz nowy klient, były wykładowca akademicki są bohaterami "Like Someone in Love" - nowego filmu Abbasa Kiarostamiego. Mistrz irańskiego kina opowiada tym razem o mieszkańcach Tokio, ale akcja jego produkcji równie dobrze mogła by się rozgrywać pod każdą szerokością geograficzną - reżyser najważniejsze wydarzenia umiejscowił bowiem w niewielkim pubie, skromnym mieszkaniu i samochodzie.

Wszystko zaczyna się od wynajęcia pięknej dziewczyny do towarzystwa przez sędziwego profesora. Jednak zamiast do skonsumowania randki dochodzi do szeregu komplikacji, które potęgują się, gdy na horyzoncie pojawia się obsesyjnie zazdrosny o swoją ukochaną młodzieniec...

W tym zrealizowanym za nieduże pieniądze, bardzo kameralnym filmie widz zaskakiwany jest raz po raz, a jego przewidywania dotyczące tego, jak rozwinie się opowieść, co rusz okazują się błędne. Kiarostami niczym bezlitosny demiurg wrzuca swoje marionetki w zaskakujące sytuacje i każe im z nich wyjść z twarzą. Świetnie się przy tym bawi, bo i jego "Like Someone in Love" pełne jest subtelnego humoru, wynikającego ze zderzenia dwóch oddzielonych przepaścią pokoleń. I mimo że na końcu żadnemu z bohaterów nie jest do śmiechu, to widz otrzymuje rozrywkę naprawdę przednią.


Pieniądze to nie wszystko?

W Azji rozgrywa się też "Życie bez zasad" Johnniego To, uznanego autora i producenta kilkudziesięciu filmów akcji. Tym razem twórca z Hongkongu zdecydował się na rzadko spotykaną formułę gangstersko-ekonomicznego thrillera. Bohaterami jego filmu są: walcząca o zachowanie posady specjalistka od finansów, lokalny mafioso, postanawiający spróbować swoich sił w operacjach giełdowych oraz policjant-służbista, którego żona właśnie niezbyt rozsądnie zainwestowała oszczędności...

Ich losy krzyżują się w momencie, gdy światowy kryzys finansowy osiąga apogeum, przez co wszyscy zmuszeni są podjąć kluczowe dla swojego życia decyzje - ryzykowne przede wszystkim pod względem moralnym. W filmie To życie kręci się bowiem wyłącznie wokół pieniędzy i to one decydują o wartościach, jakie jeszcze są w cenie.


Ale czy inaczej jest w naszym współczesnym świecie? Czy liczy się w nim coś jeszcze oprócz grubości portfela, o którego zasobność nie muszą się martwić jedynie kradnący w sklepach artyści-bojówkarze z Wojny?

Krystian Zając, Wrocław

Zobacz nasz raport specjalny - Nowe Horyzonty 2012!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wspolczesna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy