Reklama

Kicz ekshibicjonizmu

Dwie, sytuujące się na przeciwległych biegunach emocjonalnego ekshibicjonizmu artystyczne spowiedzi. Dwaj uznani i cenieni reżyserzy. O ile jednak "Arirang" południowokoreańskiego twórcy Kim Ki-Duka ("Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna") jest jednym z najbardziej oczekiwanych obrazów tegorocznych Nowych Horyzontów, o tyle na "Gościa" Jose Luisa Guerina ("W mieście Sylwii") czekają już tylko wierni fani hiszpańskiego artysty.

Okoliczności powstania najnowszego filmu cieszącego się w Polsce niesłabnącą popularnością Kim Ki-Duka są wyjątkowe. "Arirang" jest bowiem niezwykłym tytułem w filmografii nagradzanego w Wenecji i Berlinie artysty. Po raz pierwszy Kim Ki-Duk kieruje bowiem kamerę na siebie, czyniąc swą osobę głównym bohaterem bezkompromisowego, intymnego wyznania. Wszyscy, którzy zastanawiali się dlaczego po nakręceniu 15 fabularnych obrazów świętujący triumfy reżyser nagle decyduje się na niemal 3-letnie milczenie (ostatni film Kim Ki-Duka,"Sen", pochodzi z 2008 roku), dostaną podczas seansu "Arirang" wyczerpującą odpowiedź.

Reklama

"Arirang" jest utrzymaną w formie filmowego dziennika eksploracją twórczego kryzysu artysty. Estetycznie najbliżej temu autobiograficznemu tworowi formie monologu; Kim Ki-Duk kieruje kamerę na siebie, rejestrując swoje zwierzenia.

Mieszka sam w odosobnionej chatce jak buddyjski mnich, wycofał się z życia publicznego po incydencie, do którego doszło na planie wspomnianego "Snu". W jednej ze scen uratował grającą w filmie aktorkę przed uduszeniem. W ostatniej chwili zorientował się, że nie udaje. Wydarzenie to wywołało w nim refleksje dotyczące odpowiedzialności reżysera nie tylko za swoje filmy, lecz także za ludzi, którzy z nim pracują.

"Chcę zrobić film, ale nie potrafię. Dlatego kieruję kamerę na siebie" - mówi do widza. Ale "Arirang" zdaje się jedynie osobistą autoterapią reżysera. Tylko antyfilmową kuracją. Jest w niepohamowanej chęci ciągłego kręcenia jakaś grafomańska pasja. Bo też cały "Arirang" ocieka kiczem ekshibicjonizmu. "Kogo obchodzi w jaki sposób pisarz dostał swój pierwszy rower?" - w ten sposób Raymond Chandler kwestionował wagę pisarskiej autobiografii. Kogo obchodzi, dlaczego Kim Ki-Duk nie ma niczego do powiedzenia? "Arirang" jest bowiem równie nudnym, co bezwstydnym filmem. Nie każdy twórczy kryzys da się przerobić na prywatne "Osiem i pół". Zastanawiające jednak, że "Arirang" nie jest na Nowych Horyzontach pokazywany w sekcji Dokumenty/Eseje, tylko Filmy o Sztuce.


O wiele więcej szacunku dla potencjalnego widza ma hiszpański reżyser Jose Luis Guerin. W swym najnowszym obrazie "Gość" prowadzi on rodzaj podróżniczego dziennika. Jak kolejne kartki w pamiętniczku, tak też kolejne rozdzialiki swego autobiograficznego dokumentu zapisuje opowieściami z miejsc, które odwiedza jako gość kolejnych filmowych festiwali.

"Kiedy zacząłem otrzymywać zaproszenia na kolejne filmowe imprezy, zdecydowałem, że nie będę odmawiał. Wykorzystam tę sytuację jako pomysł na film. W końcu wszędzie, gdzie mnie zapraszają, jestem tylko gościem" - zapowiadał swój film we wcześniejszej filmowej korespondencji z nowojorskim reżyserem Jonasem Mekasem.

Kto jednak oczekuje od "Gościa" opowieści o kulisach wielkich filmowych imprez, ten srodze się rozczaruje. Czasem Guerin uruchamia swoją kamerę w hotelowych pokojach, filmując m.in. przygotowujące się do gali aktorki swego wcześniejszego filmu. Najczęściej jednak wyrusza z kamerą w miasto, rejestrując zwyczajnych ludzi, spacerując niespiesznie z dala od zgiełku wielkiego filmowego świata, próbując zrozumieć specyfikę danego miejsca.

Kiedy jest w Ameryce Południowej, wybiera się na ruchliwe place; to tam bowiem bije tętno miejscowych wydarzeń. Czasem spotyka swoich przyjaciół. Czasem uruchamia kamerę podczas festiwalowych spotkań z publicznością. "Panie Guerin, chciałem zapytać się ile w pana filmach dokumentu, a ile fikcji?" - to pytanie powraca jak refren podczas kolejnych spotkań z widzami i krytykami. Podoba mi się ten nieefektowny flaneuryzm Guerina, jego konsekwentne bycie cierpliwym przechodniem, uważna obserwacja drobnych ludzkich zachowań. W odróżnieniu od strategii histerycznej niemocy, którą zaprezentował Kim Ki-Duk, filmowa postawa Guerina jest kinem prawdziwego spełnienia.


Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kim | kicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy