Reklama

"Życie od kuchni": 22 BLEECKER STREET

Decydując się na kręcenie Życia od kuchni w Nowym Jorku, Hicks chciał, by miasto wzbogaciło fabułę swoim charakterem. - "Istnieje tu niezwykła kultura restauracyjna, tak odpowiednia do tej opowieści, a poza tym - bogata architektura i detale gdziekolwiek człowiek spojrzy" - mówi, dodając, że "tak wiele elementów fabuły rozgrywa się we wnętrzach, w kuchni lub w mieszkaniu, że chciałem, by sceny w plenerze gwarantowały jak największą przestrzeń. Chciałem, by te nieliczne sceny plenerowe miały jak najsilniejsze oddziaływanie".

Reżyser znalazł wolny lokal na fikcyjną restaurację w West Village, na rogu ulic Bleecker i Charles, z dużymi oknami, z których rozpościera się wspaniały widok na "życie miasta na ulicach, wzbogacone przez nas światłami i statystami, które stanowiło doskonałe i gotowe tło niezależnie od sposobu, w jaki się na nie patrzy".

Reklama

Wewnątrz kierownik produkcji Barbara Ling stworzyła wygodny, przygaszony klimat, z przyciemnionymi ścianami i minimalistycznymi wykończeniami w kolorze grafitowym, aby jedzenie mogło odgrywać główną rolę.

- "Wcześniej mieściła się tu restauracja chińska, a obecnie sklep detaliczny" - mówi Heysen, która wyjaśnia, że chwilowa obecność ekipy filmowej wywołała nieco zamieszania w okolicy, szczególnie gdy restaurację nazwano 22 Bleecker Street... mimo że kamienica wcale nie miała takiego numeru. - "Jedynym numerem nieistniejącym na ulicy Bleecker był numer 22. Pod numerem 24 znajdował się kościół. Dlatego pomyśleliśmy, że nasza nazwa będzie bezpieczna, ale w rzeczywistości wywieszony szyld "22 Bleecker" mieszał szyki kurierom, gdyż numeracja okolicznych budynków oscylowała w okolicach 300. Musieliśmy więc usunąć szyld do czasu, gdy faktycznie kręciliśmy sceny na zewnątrz restauracji".

Jak wspomina Catherine Zeta-Jones, fikcyjna restauracja zwracała uwagę także z innego powodu. - "Grałam scenę, w której stałam przy wejściu obok kierownika sali. Goście udawali, że piją wino, a kelnerzy podawali smakowicie wyglądające potrawy. Lokal był pełen statystów, bar wyglądał świetnie, bardzo gościnnie, i kilka osób z ulicy przyszło, pytając, czy wymagamy rezerwacji. Myśleli, że to nowe modne miejsce na kolację. Musieliśmy im zdradzić, że to tylko plan filmowy".

Zdjęcia do Życia od kuchni naprawdę zainspirowały Zetę-Jones, która mówi: "Teraz umiem docenić potrawy i sposób ich podania. Nie mogę doczekać się przygotowań do kolacji na Święto Dziękczynienia. W domu mam już pełno książek kucharskich".

Prawie każdy członek obsady i ekipy odkrył podczas zdjęć coś nowego na temat wyszukanej kuchni. Podobnie może być z widzami. Hicks mówi: "Oczywiście nie zamierzaliśmy z filmu zrobić pogadanki o kuchni francuskiej, ale kiedy opowiada się historię o ludziach, których życie kręci się wyłącznie wokół tego tematu, nie da się nie przemówić ich językiem. Widz może co najmniej wyłapać jakieś ciekawe pojęcie, którego wcześniej nie słyszał, zależnie od swoich przyzwyczajeń żywieniowych, dowiedzieć się, co to jest antrykot albo jak krwisty może być stek. Człowiek czuje się doskonale, gdy otacza go takie piękno i perfekcja. Potrawy wychodzące z kuchni restauracji Bleecker były niesamowicie kuszące... przypuszczam jednak, że niekoniecznie każdy chciałby je spożywać codziennie".

Skorzystawszy z okazji spróbowania najwykwintniejszych sosów szafranowych, przegrzebków i wszystkich innych dań pokazanych w Życiu od kuchni, zarówno Zeta-Jones, jak i Eckhart uznali - podobnie jak Hicks - że są podobni do siebie w prostocie gustów. Zapytani o ulubione potrawy, oboje wspomnieli o smakołykach z dzieciństwa. "Jestem zwolennikiem burrito" - mówi Eckhart, a na to Zeta-Jones: "Dla mnie ryba i frytki, ryba z frytkami nawet codziennie".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Życie od kuchni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy