"Zróbmy sobie wnuka": WYWIAD Z PAWŁEM DELĄGIEM
NIE BĘDĘ UJAWNIAŁ TAJEMNIC MOICH KORESPONDENTÓW!
- rozmowa z PAWŁEM DELˇGIEM
Co sprawiło, że przyjął Pan rolę w "Zróbmy sobie wnuka"?
Szczerze? W ciągu ostatnich dwóch lat otrzymałem kilka propozycji scenariuszowych, ale w efekcie żadna z nich nie doszła do skutku. Jest to na pewno wynikiem kryzysu w branży filmowej. Zachętą do przyjęcia tej akurat propozycji był udział dobrych aktorów oraz możliwość współpracy z Piotrem Wereśniakiem.
Co się Panu najbardziej podoba w postaci Janka?
Nie chcę zdradzać tajemnicy, ale Janek ma pewną "idee fixe" dotyczącą kobiet... Więcej nie powiem: szczegóły widzowie koniecznie muszą zobaczyć na ekranie
A co się nie podoba?
No... Powiem szczerze: ten cały problem z ziemią, z którym boryka się rodzina Koselów, jest mi dosyć obcy. Ale Polska wciąż jeszcze jest krajem robotniczo-chłopskim. Więc to może dobrze dla postaci, że wyrasta z takiego pnia.
Podobno do jednego z filmów nauczył się Pan grać na skrzypcach...
Tak, to był mój pierwszy film, "Śmierć w płytkiej wodzie". Oczywiście tak naprawdę wcale nie grałem na skrzypcach - to była tylko imitacja gry. Mój bohater to młody wirtuoz i - żeby wyglądać autentycznie - musiałem opanować przynajmniej pewien "układ choreograficzny" palców i nadgarstków.
Czy udział w "Zróbmy sobie wnuka" niesie ze sobą równie duże wyzwania?
To w ogóle trudne zadanie, bo rzadko występuję w komediach. Nie pamiętam, żebym w przypadku innych produkcji - nawet "Quo vadis" - był równie czujny, jak tutaj Nie wiem, może z wiekiem rośnie poczucie odpowiedzialności? Albo zmniejsza się odporność na stres.
Ale ma Pan jakiś sposób, żeby sobie z tym stresem poradzić? Jakieś hobby, metodę relaksu?
No pewnie, całe mnóstwo! Żeglarstwo, tenis, piłka nożna...
Podobno, specjalnie do roli Janka Koseli, zmienił Pan kolor włosów...
Postanowiłem, że będę wyglądać trochę inaczej, bo to korzystne dla roli. Ale czułem się dosyć nieswojo w kolorze blond.
Nie męczy Pana popularność? Po tym, jak dzięki "Quo vadis" zdobył Pan całe rzesze wielbicieli...
Wręcz przeciwnie! Założyłem nawet własną stronę internetową - właśnie po to, żeby mieć kontakt z widzami. Kontakt autentyczny, za pomocą e-maili, a nie tylko za pośrednictwem prasy.
Zdarza się, że w poczcie elektronicznej czeka wyznanie miłosne albo propozycja małżeństwa od fanki?
Nie będę ujawniał tajemnic moich korespondentów! Aczkolwiek różne treści w e-mailach do mnie docierają...