"Ziemia obiecana": CO SIĘ ZMIENIŁO W NOWEJ WERSJI?
Patrząc na "Ziemię obiecaną" po 25 latach i proponując widzom jej nową wersję, wprowadziłem trzy zasadnicze zmiany, mówi - specjalnie dla Vision - ANDRZEJ WAJDA
Najważniejsza zmiana polegała na przeniesieniu całej sekwencji, rozgrywającej się we dworze w Kurowie, z prologu do drugiej części filmu. Sekwencja ta otwierała pierwszą wersję "Ziemi obiecanej", gdyż wtedy jako adaptatorowi powieści Reymonta, wydawało mi się, że muszę najpierw pokazać świat, z którego wywodzili się romantyczni bohaterowie moich wcześniejszych filmów. Świat sielski, z polskim dworem, w którym mieszka - i ciągle żyje szlachecką przeszłością - ojciec Karola Borowieckiego. Dopiero później ujawniałem widzom, że o dziwo z tego świata wywodzi się również Karol: człowiek o zdecydowanym charakterze i silnej woli działania, prawdziwy Lodzermensch.
Dziś, ćwierć wieku później, widzę to zupełnie inaczej. Uważam, że prawdziwym początkiem filmu "Ziemia obiecana" jest modlitwa: Niemca, Żydów i Polaka. Ważne, że ten początek ma miejsce w Łodzi, bo jest to także film o tym mieście. Co dziwniejsze, różni ludzie, których informowałem, że w nowej wersji "Ziemi obiecanej" przesuwam Kurów, a film zaczynam od modlitwy i Łodzi, mówiło mi ze zdziwieniem, że ich zdaniem on zawsze tak się zaczynał. Czyli, że - niezależnie od stanu faktycznego - tak go zapamiętali. I nowa wersja to uwzględnia. Borowieckiego poznajemy jako człowieka bezwzględnego, nierzadko postępującego brutalnie, a w dalszej kolejności zobaczymy, jakie są jego prawdziwe korzenie. Zderzenie "potwora" z łagodnością świata jego dzieciństwa jest uderzające. Takie rozwiązanie wydaje mi się ciekawsze, bliższe dzisiejszemu pojmowaniu dramaturgii filmowej i samej powieści Reymonta.
Druga zmiana polega na skróceniu całości. "Ziemia obiecana" została zmontowana, jak każdy film, zaraz po nakręceniu. Wtedy, 25 lat temu, znalazło się w niej wiele ujęć zrealizowanych z wielkim nakładem pracy całej ekipy i aktorów. Było dla mnie oczywiste, że ujęcia te powinny wejść do filmu, gdyż oddawały nasz trud. Także z kilku innych względów wydawały mi się one wówczas istotne.
Po latach obejrzałem je chłodnym okiem i doszedłem do wniosku, że "Ziemia obiecana" może się bez nich obejść. Innymi słowy, może zostać skrócona, przy czym skróty - co ważne - nie naruszą żadnego z wątków opowieści.
Trzecia zmiana dotyczy przeniesienia do nowej wersji kinowej jednej sceny z wersji telewizyjnej. Otóż kiedy pracowałem nad scenariuszem "Ziemi obiecanej", bardzo mnie poruszyło, że Reymont - opisując Łódź jako siedlisko bezlitosnego wyzysku, pogoni za pieniądzem, którą ukazał ironicznie, w krzywym zwierciadle - umieścił scenę jakby z innego świata. W scenie tej kilku fabrycznych urzędników i pracowników kantorów schodzi się w jakiejś piwnicy, gdzie wspólnie muzykują, grając utwory klasyczne. Okazuje się zatem, że ci ludzie, zdawałoby się - pochłonięci wyłącznie finansami, mają jednak jakieś potrzeby duchowe, tłamszone na co dzień przez tę gwałtowną chęć dorobienia się, przez ten przyspieszony rytm życia. Wydaje mi się, że ta scena rzuca nowe światło nie tylko na tych ludzi, ale również na samą Łódź, która potem, w latach międzywojennych, stała się miastem artystów. Początkowo włączyłem ów koncert tylko do serialu telewizyjnego. Obecnie przenoszę go do wersji kinowej.