Reklama

"Zemsta futrzaków": UCZENIE ZWIERZĄT GRY

Od samego początku twórcy Zemsty futrzaków zamierzali wykorzystać prawdziwe zwierzęta do ról leśnych stworzeń. "Istnieje wiele bardzo udanych filmów z komputerowo stworzonymi zwierzakami - mówi producent wykonawczy Ira Shuman. - Ale animowane zwierzęta nie poruszają się tak, jak prawdziwe, oraz narzuca się im ludzkie nawyki i ruchy. My postawiliśmy na ich autentyczne zachowanie, i z myślą o nim zmieniliśmy pewne elementy scenariusza. Nasze zwierzęta to po prostu prawdziwe zwierzęta".

Kumble, który miał już doświadczenie z aktorami nie-ludźmi, wiedział, że aby osiągnąć cel, konieczna będzie pomoc najlepszych treserów. "Ze zwierzętami się nie improwizuje - mówi. - Trzeba się przygotować i zarezerwować dodatkowy czas. Potem słuchasz już treserów. Jeśli orzekną, że coś zrobiły, to tak jest. Końcowy wynik zależy często od szczęśliwych zbiegów okoliczności".

Reklama

Twórcy skorzystali z pomocy Kena Beggsa, jednego z najsłynniejszych treserów zwierząt w Hollywood. Beggs i jego firma, The Wild Bunch, pracowali z setkami zwierząt przy ponad 60 filmach w ciągu ostatnich 9 lat. Ale gdy treser przeczytał scenariusz, pomyślał, że otrzymał go przez pomyłkę. "Byłem pewien, że to film animowany - mówi. - To innego rodzaju film niż te, które zazwyczaj oglądam. Istnieje wiele filmów, w których zwierzęta mówią, ale w tym robią wszystko poza mówieniem. W większym stopniu pozostają sobą, ale to zarazem sprawia, że wyzwanie jest większe".

Nawet jeśli przygotowania są jak najskrupulatniejsze, gdy zwierzęta mają zagrać na planie, nie ma gwarancji, że się uda. "Ken zgromadził zwierzęta i wytresował je, by wykonały pewne rzeczy - mówi David Goldberg, odpowiedzialny za efekty specjalne. - A my to kręciliśmy, a potem jeszcze raz, i jeszcze raz. To same dzikie karty. Z 20 minut filmu z szopem nadawało się może 5 czy 6 sekund".

Choć większość zwierząt była stosunkowo mała, nie dawało to pewności, że będzie z nimi łatwiej pracować. "Małe zwierzęta mogą być większym wyzwaniem niż lwy, niedźwiedzie czy tygrysy - mówi Beggs. - O wiele trudniej je kontrolować. Wiewiórki i świstaki są w naturze ofiarami, więc po paru milionach lat ewolucji ich instynkt każe im uciekać. Ciężko sprawić, by takie zwierzę zagrało w scenie, gdy na środku jezdni zjada swoją przekąskę, a ty obok przejeżdżasz samochodem".

Zachęta, jak się okazuje, jest dla aktorów-zwierząt tak samo ważna, jak dla ich ludzkich odpowiedników. "Lis był bardzo zmotywowany - mówi Beggs. - Wydra wychodziła z siebie, by nas zadowolić. Dodaliśmy do scenariusza indyki, bo cechuje je duża motywacja do pracy. Ale najbardziej zmotywowane są szopy".

To sprawiło, że szop Szopen wygrał konkurs na dowódcę leśnych komandosów. "Szopen został naszym bohaterem - mówi Goldberg. - Mieliśmy parę innych, ale on miał najbardziej charakterystyczny pysk. Z czasem wiedzieliśmy, co zrobi, a czego nie. Na początku to było frustrujące, bo chcieliśmy od niego pewnych rzeczy, a on nie był nimi zainteresowany. Interesowało go tylko jedzenie".

Szopen szybko nauczył się przechadzać przez dłuższy czas na tylnych łapach, wyciągać wtyczki z kontaktów, celnie rzucać żołędziami i wielu innych, prawie ludzkich zachowań. Podobieństwo fabuły do dramatu rozgrywającego się za kulisami nie umknęło Goldbergowi. "Filmowi bohaterowie próbują wypędzić zwierzęta, ale ostatecznie zwierzęta zwyciężają - mówi. - Tak samo na planie. Próbowaliśmy je zmusić do wykonywania pewnych rzeczy, a one mówiły 'nie'. Więc zmienialiśmy założenia i chyba rezultat okazał się lepszy. Uzyskaliśmy zabawniejsze efekty, gdy już poznaliśmy ich możliwości".

Większość środków bezpieczeństwa na planie wprowadzono z myślą o zwierzętach. "Mniejsze zwierzęta nikomu nie zrobią krzywdy - mówi Beggs. - Ale same mogą sobie ją zrobić. Był tylko jeden wyjątek - niedźwiedź".

Największe i najgroźniejsze zwierzę na planie, niedźwiedź, musiało się pojawić w scenie, gdy zwierzaki w spektakularny sposób pokonują Dana. "Był zmotywowany, ale niedźwiedź to niedźwiedź - mówi Beggs. - Czasem przypominają pluszowe misie, innym razem trudniej się z nimi pracuje".

Najlepszą radą, jaką otrzymali, według Shumana, było to, że nocne sceny z udziałem niedźwiedzia powinni kręcić wcześnie. "Proszę się zastanowić - mówi producent. - Lepiej nie budzić śpiącego niedźwiedzia".

Prawdę mówiąc, zarówno ze względu na bezpieczeństwo, jak i dla wygody, aktorów i zwierzęta prawie zawsze nagrywano osobno, a ujęcia łączono w postprodukcji. Producenci dali na to zielone światło. "Praca ze zwierzętami zajmuje dużo czasu - mówi Shuman. - Nie chcieliśmy, by aktorzy godzinami czekali, aż zwierzę coś zrobi. Czasem nagrywaliśmy ich osobno, czasem korzystaliśmy z zielonego tła lub dzieliliśmy ekran".

Ostatecznie film idealnie łączy sceny z udziałem zwierząt nagrane na żywo z wygenerowanymi komputerowo. "Zastosowaliśmy około 220, 250 efektów specjalnych w filmie - mówi Goldberg. - Od stosunkowo prostego podzielonego ekranu, co pozwoliło nam pokazać zwierzę i aktora w tym samym czasie, aż po bardzo skomplikowane ujęcia. Naszym celem było, by zwierzęta zachowywały się wiarygodnie. W tych kilku przypadkach, gdy są stworzone w komputerze, są one oparte na zdjęciach czy filmach żywych zwierząt".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zemsta futrzaków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy