"Zdobyć Woodstock": LEGENDA WOODSTOCK
Jeśli pamiętacie Woodstock, to znaczy, że was tam nie było - mówi stare już porzekadło. Co odnosi się zresztą do całego "lata miłości" i hipisowskiej ery mitologizowanej przez jej prawdziwych i rzekomych uczestników. Wielu ludzi, jak wiadomo, wcale nie brało udziału w słynnych muzycznych zlotach z lat 60.; inni z powodu różnorakich eksperymentów z niekoniecznie dozwolonymi środkami zmieniającymi świadomość niezbyt dobrze tę burzliwą dekadę pamiętają. Znany jest fenomen dumnego deklarowania uczestnictwa w wydarzeniach, w których w rzeczywistości nie brało się udziału, ale które z czasem obrosły legendą. Jednym z nich był festiwal w Woodstock, a właściwie w Bethel (oddalonym od Woodstock o 69 kilometrów) w stanie Nowy York. Odbył się w dniach 15-17 sierpnia 1969 roku. Nie był to wcale największy festiwal pod względem udziału publiczności ani też muzycznie najwybitniejszy czy przełomowy. Ale, także z racji utrwalenia go w niezwykle sugestywnym dokumencie Mike'a Wadleigha "Woodstock" (1970, Oscar za najlepszy dokument pełnometrażowy w 1971 r.) oraz na dwóch (początkowo) płytach, uchodzi za apogeum i wielki triumf kontrkultury. Nie ulega wątpliwości, że zestaw wykonawców był imponujący - zagrali tam przecież Jimi Hendrix, Canned Heat, Janis Joplin, Jefferson Airplane, Carlos Santana, Johnny Winter, Joan Baez, Joe Cocker, Country Joe and the Fish czy The Who. To była ówczesna, pełna wielkiej twórczej inwencji i energii rockowa czołówka i zwycięstwo upajającego wręcz sposobu ekspresji, często artystycznie bardzo nośnego. Choć cała impreza była pod wieloma względami logistyczną klęską, nadal uchodzi za manifestację kontestacyjnego ducha, ale w łagodnym pokojowym wydaniu. W festiwalu wzięło udział pond 500 tysięcy ludzi; ostatecznie pod naporem przybyszów przekształcił się on w imprezę darmową. Brakowało środków higieny, żywność zrzucano z helikopterów. Nie dochodziło jednak do aktów przemocy, nie było poważniejszych konfliktów z miejscowym mieszkańcami. Panowała tolerancja i harmonia. Wkrótce zresztą okazało się, że złudna - czego dowiodły tragiczne wydarzenia na festiwalu w Altamont. Jednak siła mitu trwa do dziś. Woodstock nadal jest znakiem zwycięstwa - choćby i utopijnych - idei "pokoju, muzyki i szczęścia", jak mówiło hasło reklamowe tej słynnej imprezy.