Pana poprzedni film "Nakarmimy świat" poruszał problem niedożywienia przy równoczesnych nadwyżkach żywności, "Zaróbmy jeszcze więcej" poświęcony jest analizie współczesnej polityki finansowej. Czy to oznacza, że temat pieniądza jest Panu szczególnie bliski?
I tak, i nie. Pieniądze same w sobie mnie nie interesują. Zawsze powtarzam, że pieniądze mają coś wspólnego z biedą, ale biedą duchową. Jeśli ktoś nosi w sobie ubóstwo duchowe, zawsze może się nimi pocieszyć. Kwestia pieniędzy jest dla mnie jednak ważna o tyle, że przez lata ich nie miałem, więc siłą rzeczy musiałem się nimi zainteresować. Ilekroć zwracam uwagę na ten temat, zawsze uderza mnie jedno - że pieniądze nie mogą pracować. Od lat banki kuszą nas hasłami w rodzaju: "Niech twoje pieniądze zarobią na twoją emeryturę", "Pozwólcie swoim pieniądzom pracować dla was". A to przecież jest absurd - pieniądze nie mogą pracować. Pracować mogą ludzie, maszyny, ewentualnie zwierzęta. Brzmi to może nieco śmiesznie, ale jeśli sprawę potraktujemy poważnie, okaże się, że zawsze ktoś inny musi dla nas pracować. Właśnie temu procesowi chciałem przyjrzeć się bliżej, to był główny powód nakręcenia filmu.
To zagadnienie to temat-rzeka. Pamięta Pan od czego rozpoczął jego zgłębianie?
Pierwszą rzeczą, którą nakręciłem, była historia związana z bańką na rynku nieruchomości w Andaluzji. Do Hiszpanii trafiłem już wcześniej, podczas zdjęć do filmu "Nakarmimy świat". Zauważyłem wówczas, że wszystko jest tam budowane w jakiś zupełnie szalony i absurdalny sposób. 800 tysięcy domów, które rocznie tam powstają, w znacznej mierze jest niezamieszkałych. Są budowane jako inwestycja, lokata kapitału - służą głównie jako hotele albo pod wynajem. W efekcie środowisko naturalne jest dewastowane, ceny nieruchomości idą w górę w zawrotnym tempie, podczas gdy zapotrzebowanie na mieszkania jest ogromne.
Research, reżyseria, zdjęcia - to wszystko wykonuje Pan osobiście. Czy ma Pan jakąś metodę, styl pracy?
Uważam, że najprymitywniejszą formą twórczości jest negacja, więc swoją pracę często rozpoczynam od jakiegoś niekonwencjonalnego posunięcia. Na przykład podczas rozmowy stawiam naiwne pytanie. Tłumaczę, że nie jestem ekspertem i mówię: bardzo proszę wyjaśnić mi, o co tu chodzi, bo nie rozumiem. Wiele osób ma z tym spory problem, ponieważ ciągle posługują się językiem zrozumiałym tylko dla fachowców, który nie ma żadnego kontekstu w świecie zewnętrznym. Ale ja mogę tworzyć tylko wówczas, gdy mam pełną świadomość tego, co robię. Oczywiście jest bardzo ważne, by mieć dystans do swojej pracy. Od października 2006 nagraliśmy około 130 godzin materiału i jestem zupełnie zakochany w niektórych obrazach. Równocześnie jednak mam świadomość, że same w sobie nie tworzą one jeszcze dobrego filmu. Najważniejszy jednak jest dla mnie fakt, że ciągle mam chęć, by nad tym pracować. To jest pasja, to są niezliczone tygodnie pracy nad materiałem. Inaczej nic by z tego nie wyszło.
"Zaróbmy jeszcze więcej" to film bulwersujący, wytrącający widza z dobrego samopoczucia. Czy sądzi Pan, że może mieć to wpływ na jego odbiór?
Bardzo zależy mi, by widzowie, którzy będą oglądać "Zaróbmy jeszcze więcej", zrozumieli, że zmiany, które zachodzą na rynkach finansowych, także ich dotyczą. Jean-Luc Godard powiedział, że kino nie żyje z filmów, tylko z ludzi, które je oglądają. To dotyczy zresztą każdej sztuki - chodzi o komunikację, w tym przypadku taką, która powstaje między filmem a publicznością. Tę komunikację ja nazywam kinem.
Czy ma Pan już pomysł na następny projekt?
Od dawna chodzi mi po głowie, by zrobić film o miłości. Do tego potrzebuję jednak dobrego scenariusza.
Autor: Karin Schiefer, źródło: 2008 Austrian Film Commission