Reklama

"Zakochany Paryż": MONTAŻ

FREDERIC AUBURTIN: Najpierw zacząłem pracować z Emmanuelem Benbihy i Jean-Pierrem Ronssinem, ale wyniki nie były zachwycające. Potem zaprosiliśmy jeszcze montażystę - Simona Jacqueta. W montażowni musieliśmy stanąć przed wyzwaniem ułożenia „kostki Rubika”: szukaliśmy najlepszego, idealnego rozwiązania spośród 400 dostępnych.

Obejrzeliśmy film z każdego możliwego punktu widzenia, żeby uchwycić kierunek, którym powinniśmy podążyć. Było oczywiste, że to same filmy wyznaczą nam drogę. Próbowaliśmy wydobyć z każdego z nich dramaturgiczne, emocjonalne i tematyczne wątki i zobaczyć czy je wszystkie cos łączy. To było żmudne i czasochłonne zadanie - zastanawiać się i przymierzać coś, wiedząc że wpływa to na wszystko inne i zupełnie zmienia ostateczny kształt. Film, który zobaczycie w kinach to osiemdziesiąta pierwsza wersja, którą zrobiliśmy. Jedynym sposobem sprawdzenia, czy nasze pomysły "działają" było wyobrażenie sobie całości. Gdybyśmy tego nie zrobili, nie udałoby się nam przezwyciężyć naszych lęków i uprzedzeń i wyprodukować czegoś, co angażuje widza przez cały czas trwania filmu. Po drodze oczywiście mieliśmy jeszcze tysiąc innych wątpliwości: na przykład, chcieliśmy wpasować każdą nowelę tak, żeby pokazać ją od jak najlepszej strony, a nade wszystko zachować emocjonalną ciągłość i rytm całego filmu.

Reklama

Tak wpadliśmy na pomysł, by podkreślić przejścia między nowelami, by je zaakcentować, a nie próbować ukrywać, że wraz z końcem jednej historii przeskakujemy do zupełnie innego „wszechświata”. Muzyczna dynamika filmu również była ważna. Nie chcieliśmy wcisnąć całego Paryża w ten film. Nie zapominajmy, że w kinie, jak w muzyce, cisza liczy się tak samo jak nuty.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zakochany Paryż
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy