"Zacznijmy od nowa": SYNOPSIS
"Jeśli muzyka jest pokarmem miłości, graj" - pisał William Szekspir ponad czterysta lat temu, przypominając nam o tym, że muzyka potrafi przemawiać do naszych uczuć i wpływać na nie z większą intensywnością, niż najbardziej wyszukane słowa. Nic więc dziwnego, że potęga muzyki opanowała również kinematografię, by z jeszcze większą siłą przemówić z ekranu do duszy widza. Nikt nie rozumie tego zjawiska lepiej, niż John Carney, twórca filmu "Once", który w 2006 roku został zaprezentowany na festiwalu w Sundance, gdzie zdobył Nagrodę Publiczności, a następnie Independent Spirit dla najlepszego filmu zagranicznego, nominację do nagrody Grammy za najlepszy soundtrack oraz Oscara za najlepszą piosenkę (romantyczną balladę "Falling Slow" w wykonaniu aktorów z filmu - Glena Hansarda i Markéty Irglovej). Spektakl teatralny na podstawie filmu zdobył nagrodę Tony dla najlepszego musicalu.
Tym razem Carney udał się do Nowego Jorku i uczynił z niego miejsce akcji swojego najnowszego filmu, który pokazuje, jak potęga muzyki zmienia losy dwójki zagubionych bohaterów. W filmie "Zacznijmy od nowa", niegdyś wpływowy producent muzyczny Dan Mulligan (w tej roli Mark Ruffalo) znajduje się w kryzysowym punkcie życia - jego małżeństwo okazało się ruiną, kariera odeszła w przeszłość, a z nastoletnią córką nie potrafi nawiązać kontaktu. Gdy wszystkie problemy piętrzą mu się nad głową, przypadkiem trafia do baru, w którym słyszy poruszającą piosenkę w wykonaniu Gretty (Keira Knightley), nieznanej wokalistki, której marzenia i muzyczne ambicje legły w gruzach po rozstaniu z chłopakiem. Losy tej nietypowej pary, którą dzieli wszystko, połączy muzyka i desperacja. Współpraca zawodowa i artystyczna pasja przerodzi się w głęboką przyjaźń i zmieni na zawsze ich życie.
Pomysłem początkowym Carney'a, z którego wyłoniła się cała filmowa historia, był związek Gretty z muzykiem Dave'em, którego zagrał Adam Levine, lider zespołu Maroon 5 i juror amerykańskiej edycji programu "The Voice". "Chciałem zrobić film o dwójce artystów, zajmujących się tą samą dziedziną sztuki i o tym, jak potoczą się losy ich związku, gdy tylko jedno z nich odniesie sukces" - wyjaśnia John Carney. - "Czy lojalność, zaufanie i bliskość mają szansę przetrwać w zderzeniu ze sławą?". Żeby rozwinąć i wzbogacić historię, Carney wrócił pamięcią do wspomnień z przeszłości, gdy był muzykiem. "Zacząłem sobie przypominać, jak wyglądał świat menedżerów i producentów muzycznych, zanim opuściłem go dla filmu" - opowiada reżyser. - "Zastanawiałem się, gdzie są dziś łowcy talentów, których wtedy znałem? Na przykład ci z Irlandii, którzy w 1990 roku szukali drugiego zespołu na miarę U2? Co się z nimi dzieje teraz, gdy branża muzyczny tak bardzo się zmieniła? Przekonajmy się, jak mogłyby się potoczyć losy takiego faceta i co się stanie, gdy taki wypalony producent muzyczny, który święcił triumfy w latach dziewięćdziesiątych, spotka młodą, pełną optymizmu dziewczynę w czasach, gdy muzykę można nagrać i zmiksować na prywatnym komputerze."
"John to bardzo utalentowany reżyser" - mówi nominowany do Oscara Mark Ruffalo. - "Uwielbiam 'Once', więc byłem po prostu zachwycony, gdy rozpoczęliśmy rozmowy na temat mojego udziału w jego nowym filmie. To niesamowite jak John potrafi wkomponować muzykę w świat filmu, mimo że nie jest to typowa muzyka ilustracyjna. Jest Johnem Cassavetesem filmów muzycznych."
Keira Knightley przyznaje, że ostatnio grywa głównie w filmach historycznych i kostiumowych. "Śmierć krążyła nad niemal każdą z bohaterek, którą zagrałam w ciągu ostatnich pięciu lat" - żartuje aktorka. - "Zdecydowałam, że jeśli tylko pojawi się okazja zagrania kogoś, kto nie musi przechodzić przez ciężkie załamanie nerwowe zakończone śmiercią, to z przyjemnością z niej skorzystam. Rzadko trafia się propozycja grania w filmie tak przepełnionym pozytywną energią i nadzieją."
Związek Dana i Gretty jest skomplikowany. Dan nadal próbuje uratować swoje małżeństwo z Miriam (Catherine Keener), a Gretta ciągle ma nadzieję, że jej związek z Dave'em, który jest teraz wielką gwiazdą, dostanie jeszcze jedną szansę. W filmie "Zacznijmy od nowa" relacje Dana i Gretty nie rozwijają się w przewidywalny sposób - od przyjaźni do miłości. Zamiast tego przeradzają się w partnerstwo, które w zaskakujący sposób odmieni ich życie i poprowadzi całkiem nowymi ścieżkami. Połączy ich wspólny projekt - chcą nagrać piosenki Gretty w nietypowy sposób: na żywo, na ulicach Nowego Jorku, z bogatym tłem dźwięków i hałasów miasta. W trakcie tej współpracy ich wzajemna sympatia się pogłębia, ale kierunek, w którym się rozwinie nie jest jednoznacznie zarysowany - nie wiadomo, czy zostaną kochankami, przyjaciółmi, czy może tylko kumplami. "To nietypowa relacja" - mówi Knightley. - "Dan i Gretta nie są osobami stworzonymi dla siebie, które wreszcie się odnalazły. Poznali się w przełomowym, dla każdego z nich z osobna, momencie życia i, jak się okazuje, to spotkanie było najlepszą rzeczą, jaka mogła im się przydarzyć."
Dzięki świetnemu i oryginalnemu scenariuszowi, Carney'owi udało się namówić do współpracy wspaniałą grupę aktorów - znalazły się wśród nich zarówno wschodzące gwiazdy kina, jak i wytrawni weterani przemysłu rozrywkowego. "Mamy w naszym filmie nietypową mieszankę artystów" - zauważa producent Anthony Bregman. - "Obok Marka Ruffalo i Catherine Keener, którzy od dawna królują w branży i Keiry Knightley, wyróżnionej nominacją do Oscara za rolę w "Dumie i uprzedzeniu", mamy niezwykle barwną galerię postaci: młodą aktorkę Hailee Steinfeld, znaną z filmu "Prawdziwe męstwo", Jamesa Cordena - gwiazdę brytyjskiej telewizji, który niedawno zdobył nagrodę Tony oraz przedstawicieli branży muzycznej, czyli Adama Levine'a z Maroon 5, CeeLo Grena oraz Yasiina Beya (znanego również jako Mos Def). Bardzo rzadko spotyka się tak zróżnicowaną grupę artystów w jednym filmie."
Wyzwanie, jakim jest zaangażowanie do filmu aktorki, która (jak Keira Knightley) nie słynie raczej ze swoich muzycznych umiejętności oraz muzyków (jak Adam Levine i CeeLo Green), którzy mają niewielkie doświadczenie aktorskie, może przyprawić o ból głowy najbardziej wytrwałych filmowców. Ale zarówno ekipa, jak i aktorzy zgodnie przyznają, że ta współpraca była wyjątkowo udana, a miejscami wręcz magiczna. "Nigdy nie pracowałam przy podobnym projekcie" - mówi Knightley. - "Prace nad muzyką nie były jeszcze zakończone, gdy przyleciałam do Nowego Jorku na plan filmu. Ćwiczyłam z moim instruktorem wokalnym wypracowanie odpowiedniego dla mojej postaci stylu śpiewania, ale dwie, albo trzy z piosenek Gretty dostałam do rąk dopiero w dniu, w którym miałam je nagrywać. Nie było czasu, żeby nad nimi popracować, więc musiałam, chociaż nogi miałam jak z galarety, iść na żywioł, mając nadzieję, że jakoś to będzie. Jest takie stare powiedzenie znane wśród artystów teatralnych: 'gdy zacznie się wieczór, wszystko się ułoży' - nie pozostało mi nic innego, jak tylko w to wierzyć." Skromnej samoocenie Keiry Knightley odnośnie własnego talentu muzycznego sprzeciwia się jej partner filmowy, Mark Ruffalo: "Keira jest fantastyczna" - mówi aktor. - "Jest zabawna, potrafi zagrać dosłownie wszystko i doskonale śpiewa."
"Keira wniosła do filmu dodatkową wartość" - mówi Carney. - "Dzięki niej pojawił się w nim wątek relacji angielsko-amerykańskich, co dodało filmowi uroku i nadało mu nieco inny ton, którego by nie było, gdyby wszyscy aktorzy byli Amerykanami, albo, co więcej, Nowojorczykami. Od razu przypomniały mi się różne stare filmy, jak na przykład "Szarada" z udziałem Audrey Hepburn i Cary'ego Granta, w których akcja kręci się wokół zderzenia tych dwóch kultur. Jako reżyser wyznaję zasadę, że siłą filmu są jego aktorzy -
Mark i Keira naprawdę nadali mu kształt. Ważniejsze są dla mnie umiejętności i predyspozycje ludzi, z którymi współpracuję, niż ścisłe trzymanie się tego, co zapisałem w scenariuszu. Niewykorzystanie ich potencjału byłoby przestępstwem."
Jako doświadczony juror muzycznego show telewizji NBC "The Voice", Adam Levine jest oswojony z pracą z kamerą, ale nigdy na poważnie nie próbował swoich sił w aktorstwie, zanim nie zadzwonił do niego John Carney z propozycją roli Dave'a. "Czułem się zaszczycony samym faktem, że John w ogóle pomyślał o mnie w tym kontekście" - mówi Levine. - "A potem zakochałem się w scenariuszu. Jestem mu bardzo wdzięczny, że we mnie uwierzył. John zauważył jakieś podobieństwo pomiędzy mną a Dave'em - trudno powiedzieć, czy to powinno mi pochlebiać, czy raczej nie - ale niezależnie od tego, nie przyjąłbym tej roli, gdybym nie czuł tego filmu. Uwielbiam styl Johna - jest muzykiem i sądzę, że jego artystyczna wrażliwość jest wrażliwością muzyka. Dlatego świetnie się rozumiemy."
"Ze śpiewaniem w filmie sprawa była prosta" - kontynuuje Levine. - "To moja bajka, więc nie miałem z tym problemu, ale aktorstwo było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Jedyne rady, jakich udzielali mi ludzie na planie brzmiały mniej więcej tak: 'przecież znasz tekst; nie graj - po prostu słuchaj i reaguj'. I to były najlepsze wskazówki. Przekonałem się też, że luz i otwartość na sugestie sprawiają, że wszystko idzie łatwiej. Odnalezienie się w tym, nowym dla mnie, świecie było naprawdę trudne, ale muszę przyznać, że wszyscy byli przemili - sprawiali, że czułem się pewnie i bezpiecznie. Dzięki nim wspiąłem się na szczyt moich możliwości, mimo bardzo skromnych umiejętności aktorskich."
"Granie muzyki i odgrywanie roli to podobne doświadczenia" - mówi CeeLo Green, inny juror z "The Voice", który w filmie wcielił się w postać Troubleguma, jednego z dawnych podopiecznych Dana, który odniósł sukces i pozostał jego przyjacielem, gotowym odwdzięczyć mu się pomocą przy nagrywaniu albumu Gretty. - "W obu przypadkach zadanie polega na wyrażeniu emocji, które odczuwasz - wszystko jedno, czy na planie, czy w studio nagraniowym. To jest coś w rodzaju animowania poezji. Moim zdaniem śpiewanie i aktorstwo to bardzo pokrewne dziedziny sztuki." Opinię Greena na temat własnych predyspozycji do zagrania w filmie charakteryzuje ostrożny optymizm: "Trudno powiedzieć, czy ludzie na planie tylko na pocieszenie powiedzieli mi, że zagrałem dobrze, czy naprawdę tak było" - mówi z uśmiechem Green. - "Na pewno dzięki nim czułem się swobodnie. Mark Ruffalo powiedział, że wypadłem nieźle, więc sądzę, że nie mogło pójść bardzo źle."
Brytyjski aktor teatralny i filmowy, James Corden, który zagrał Steve'a - starego przyjaciela Gretty z Anglii, który pomaga jej w nagraniu płyty - najtrafniej chyba podsumował zróżnicowaną artystycznie obsadę, w której się znalazł: "Aktorzy i muzycy są bardzo do siebie podobni" - mówi Corden. - "Myślę, że wszyscy aktorzy skrycie marzą, że zostaną kiedyś muzykami, a wszyscy muzycy mają nadzieję, że pewnego dnia staną się aktorami. Nie wiem do końca, dlaczego tak jest, ale dotyczy to każdego aktora i każdego muzyka, którego miałem okazję poznać. Być może muzyk widząc aktora myśli sobie 'czyż nie byłoby wspaniale każdego dnia wcielać się w kogoś innego?', a w tym samym czasie aktor, który widzi muzyka myśli: 'czyż nie byłoby wspaniale wyjść na scenę i po prostu być sobą?'".
Ze względu na brak umiejętności muzycznych, Corden ograniczał się do zadań aktorskich: "Kiedyś chodziła mi po głowie myśl, żeby nauczyć się grać na gitarze, ale nigdy nawet nie wziąłem instrumentu do ręki" - mówi aktor.
. - "W filmie moje muzyczne wyzwanie ograniczało się do tego, żeby wyglądać jak muzyk, mimo, że John był zdeterminowany, by aktorzy grali na instrumentach i śpiewali, jeśli tylko było to możliwe."
Na lekcje gry na gitarze uczęszczała za to Hailee Steinfeld, nominowana do Oscara za rolę w filmie braci Coen "Prawdziwe męstwo", w którym zagrała u boku Jeffa Bridgesa i Matta Damona. Steinfeld mądrze dobiera role, ograniczając się wyłącznie do tych, które stanowią dla niej wyzwanie i nie kolidują zbyt mocno z normalnym życiem nastolatki. Aktorka była bardzo podekscytowana propozycją zagrania w filmie "Zacznijmy od nowa": "Nie nudziłam się nawet przez minutę podczas pracy na planie" - mówi Steinfeld. - "Myślę, że nie jest łatwo znaleźć tak ciekawą grupę ludzi. John dodawał mi pewności siebie - gdy słyszysz, że reżyser tak ciepło wyraża się na temat twojej gry, czujesz się naprawdę fantastycznie."
Lekcje gry na gitarze były niezbędne do wiarygodnego stworzenia postaci Violet, zbuntowanej, nastoletniej córki Dana, której stosunki z ojcem poprawiają się dzięki przyjaźni z Grettą. "Muzyka jest bardzo ważnym elementem tego filmu" - mówi Steinfeld. - "Jest to też bardzo ważna rzecz w moim życiu, co bardzo mi pomogło w pracy nad rolą. Muzyka to po prostu coś wspaniałego"
Aby urzeczywistnić marzenia filmowej Gretty, trzeba było skomponować kilkanaście oryginalnych piosenek, które odzwierciedlałyby współczesne style muzyki rozrywkowej oraz emocje bohaterów. Piosenki musiały równocześnie pasować do koncepcji Dana, by nagrać je nie w studiu, tylko na ulicach Nowego Jorku, w otoczeniu naturalnych dźwięków miasta. To nie mogły być po prostu miłosne ballady, albo taneczne przeboje - piosenki musiały oddawać atmosferę najbardziej rozwibrowanej metropolii Stanów Zjednoczonych. "John czuje się równie swobodnie opowiadając filmową historię za pomocą muzyki, jak poprzez dialogi" - mówi producent Tobin Armbrust. - "Jest genialnym reżyserem w każdej scenie filmu, czy towarzyszy jej muzyka, czy nie, ale nie da się nie zauważyć, że muzykę czuje w sposób szczególny."
Choć może się to wydawać dziwne, Carney wstrzymywał się z pisaniem tekstów piosenek do czasu, aż nie udało mu się wykreować swoich bohaterów za pomocą dialogów i akcji. Piosenki zaczęły powstawać, gdy fabuła filmu była już opisana, jako uzupełnienie i wsparcie dla scenariusza. Oznaczało to, że osoby pracujące przy filmie, czytając scenariusz wiedziały tylko, w którym miejscu pojawią się piosenki i jaka będzie ich rola, ale nie znały ich tekstów, ani melodii. "Ten sposób pracy zawiera w sobie pewien postulat zaufania" - przyznaje Carney. - "W scenariuszu mogłem tylko opowiedzieć, o czym będą piosenki. Myślę, że ludzie byli skłonni mi zaufać dzięki Oscarowi, który dostaliśmy za 'Falling Slowly' z filmu 'Once'. Po napisaniu scenariusza rozmawiałem z wieloma artystami. Chciałem, żeby muzyka w tym filmie była inna, niż w 'Once' - mimo, że Glen napisał dla nas jedną z piosenek. Myślałem sobie: 'a gdyby tak Gretta była mniej zorientowana na folk, a bardziej na pop? Na muzykę w stylu kompozycji Burta Bacharacha?' W końcu Simon Carmody skontaktował mnie z Greggiem Alexandrem z zespołu New Radicals, autorem wielu przebojów i nawiązaliśmy współpracę, która okazała się wspaniałym doświadczeniem."
"Czuliśmy się pewnie mając na planie reżysera, który tak dobrze zna się na muzyce" - mówi Tobin Armbrust. - "Nigdy wcześniej nie pracowałem przy filmie, w którym jest tak dużo muzyki. Wymagało to od nas ogromnej precyzji. Musieliśmy grać na planie muzykę na żywo i miksować ją z muzyką nagrywaną w studio, więc każdego dnia konieczna była obecność kierownika muzycznego i dźwiękowców. Nagrywanie muzyki w filmie na żywo jest podwójnie trudne, bo trzeba dobrze wykonać utwór i jednocześnie dobrze zagrać swoją postać." Utwory, których nie nagrywano na żywo były zgrywane w jednym z najbardziej znanych nowojorskich studiów. "Największą frajdą były wyjazdy do studia nagraniowego, gdzie odsłuchiwaliśmy utwory, nad którymi John i Gregg Alexander wspólnie pracowali" - wspomina Armbrust. - "Nagrywaliśmy w Electric Lady Studio, więc dostaliśmy w pakiecie kawałek wspaniałej historii i duszy tego miejsca." Producent mówi o słynnym studiu nagraniowym z Greenwich Village, założonym przez Jimiego Hendrixa, w którym, w czasie czterdziestu pięciu lat działalności, nagrywały takie legendy rocka, jak AC/DC, czy Frank Zappa.
Sprawienie, by wygląd filmu był równie dobry, co jego brzmienie, okazało się równie wielkim wyzwaniem. "Nowy Jork to w zasadzie równorzędny bohater filmu, więc poświęciliśmy dużo uwagi poszukiwaniom odpowiednich lokalizacji i rozważaniom, gdzie nasz zespół mógłby nagrywać" - mówi scenograf Chad Keith. - "Chcieliśmy pokazać Nowy Jork z całą jego różnorodnością i jak najbardziej realistycznie, tak aby wspaniała sceneria w niczym nie ustępowała wspaniałej muzyce."
Producent wykonawczy Sam Hoffman wspomina: "Przeczesywaliśmy miasto w poszukiwaniu odpowiednich lokalizacji i nagle natrafiliśmy na miejsce, które wydało mi się doskonałe. John zobaczył je i powiedział: 'Znowu to robisz - szukasz za pomocą oczu. Powiedz mi, co w tym miejscu jest szczególnego, że chciałbyś nagrać piosenkę właśnie tu?' Więc musieliśmy się przestawić na poszukiwania za pomocą uszu - to było zadanie, którego nie wyznaczył mi nigdy wcześniej żaden reżyser."
"Ten film jest listem miłosnym do Nowego Jorku, napisanym przez irlandzkiego scenarzystę, mieszkającego w Dublinie" - mówi producent Anthony Bregman. - "W scenariuszu miłość i uwielbienie dla Nowego Jorku były widoczne na każdej stronie. Będąc na miejscu, mieszkając tu i poznając na własne oczy wszystkie te miejsca przerobiliśmy niektóre sceny. Zmiany w scenariuszu były następstwem rowerowych podróży Johna po Nowym Jorku, który starał się poznać lepiej miejsca, w których zakochał się wcześniej."
"Bohater grany przez Marka Ruffalo jest rdzennym nowojorczykiem, a bohaterka Keiry Knightley jest przybyszem" - wyjaśnia Sam Hoffman. - "Myślę, że John Carney patrzył na miasto z obu perspektyw - na początku z pozycji turysty odwiedzającego Nowy Jork, który po kilku miesiącach zyskał wiedzę rezydenta." Anthony Bregman, który nakręcił dziesiątki filmów zlokalizowanych w Wielkim Jabłku lub jego okolicach, żartuje z Carneya: "John zaliczył wszystkie doświadczenia niezbędne, by stać się miejscowym. Jakiś czas temu miał wypadek rowerowy, a wczoraj został zaatakowany przez gołębia, więc jest już prawdziwym nowojorczykiem."
Aktorzy byli zachwyceni tym, że będą kręcić film właśnie w Nowym Jorku. "Uwielbiam pracę w tym mieście i to, jak nieprzewidywalna może być" - mówi Ruffalo. - "Nowy Jork żyje swoim własnym życiem - jeśli zechcesz z tym walczyć, zabiję cię. Ale jeśli poddasz się jego falom, możesz doświadczyć prawdziwej magii. To wspaniałe miejsce dla artystów i dla zakochanych, więc jest też doskonałym tłem dla naszej historii."
"W mieście było gorąco i parno, ale spędziliśmy tu cudowne chwile" - mówi Levine, który dorastał w Południowej Kalifornii i tam też rozpoczynał karierę. - "Nigdy wcześniej nie miałem okazji dobrze poznać tego miasta, ale zawsze chciałem go naprawdę doświadczyć. Okres kręcenia filmu to najdłuższy czas, jaki spędziłem w Nowym Jorku i mam wrażenie, że zdobyłem to doświadczenie. Mogę z całkowitą szczerością powiedzieć, że to był najwspanialszy czas w moim życiu, a to z kolei sprawia, że myślę sobie: 'hm, może mógłbym spróbować tego jeszcze raz'."
"Nigdy wcześniej nie grałam w mieście na ulicy" - wyznaje Steinfeld. - "W tych okolicznościach czułam, że moja garderoba jest zupełnie nieodpowiednia dla nastolatki. Rozglądałam się dookoła i widząc matki z dziećmi w wózkach miałam ochotę krzyczeć do nich 'Nie patrzcie na mnie! Ja się tak nie ubieram, przyrzekam!"
Corden, który tuż przed rozpoczęciem pracy na planie "Zacznijmy od nowa" został uhonorowany nagrodą Tony dla najlepszego aktora, szybko zaaklimatyzował się w Nowym Jorku i nie kryje swojego entuzjazmu dla tego miasta: "Jestem wielkim fanem Nowego Jorku" - mówi aktor. - "Znam wiele filmów, których akcja rozgrywa się w tym mieście i uwielbiam wiele z nich. Gdy kręciliśmy nasz film na ulicach Nowego Jorku, myślałem sobie, że to najfajniejsze doświadczenie w moim życiu. Nowy Jork nie rozczarował mnie, praca tutaj była spełnieniem moich marzeń."
Wyjątkowe lokalizacje, wspaniali bohaterowie i wybitni aktorzy sprawiają, że "Zacznijmy od nowa" jest wyjątkową produkcją dla wszystkich zaangażowanych w nią osób. Jednak wielu z nich przyznaje, że jest jeszcze jeden, najważniejszy aspekt, który obudził w nich pasję do tego projektu - muzyka, której moc potrafi zmienić ludzkie życie, obudzić w ludziach ducha i powołać do wielkich czynów. "Gdy byłem młody, mój starszy brat zabrał mnie na koncert Rolling Stones" - wspomina scenograf Chad Keith. - "Pierwszą piosenką, którą zagrali było 'Start Me Up'. Od tej pory, za każdym razem, gdy ją słyszę, myślę o tym, że miłość do muzyki jest wartością, która będzie miała na mnie wpływ do końca mojego życia."
"Jestem uzależniony od wzruszających piosenek" - mówi Corden. - "Gdy słyszę, którąś z moich ulubionych, odpływam. To wspaniała właściwość muzyki. Gdy masz złamane serce i czujesz się samotny, muzyka daje ci wiarę w to, że gdzieś na świecie jest jakaś nieznajoma osoba, która czuła dokładnie to samo, co ty."
Producent Tobin Armbrust dodaje: "Zawsze szukam filmu, który wibruje od emocji, ale prawie niemożliwym jest stwierdzić tylko na podstawie scenariusza czy to właśnie ten. Czy między bohaterami będzie chemia? Czy uda się tak zmontować film, żeby widzowie doświadczyli prawdziwych emocji oglądając go? 'Zacznijmy od nowa' to film, który wypełniają emocje od pierwszej do ostatniej klatki. Jego bohaterami jest dwójka zagubionych ludzi, którzy się spotykają i uzdrawiają nawzajem. Pomaga im w tym muzyka, która jest wręcz wpisana w ich DNA. Widzowie mogą się spodziewać typowej miłosnej historii, ale w naszym filmie znajdą coś więcej - to pełna uczuć opowieść, która jest prawdziwa i głęboka, niekoniecznie romantyczna, ale z pewnością wzruszająca."
To już drugi film Carneya, w którym muzyka jest wkomponowana w piękną i pełną uczuć historię w wyjątkowo zgrabny i innowacyjny sposób - można powiedzieć, że reżyser wykreował nowy gatunek filmowy. "Uwielbiałem musicale, gdy byłem młody. Oglądałem je z ogromną przyjemnością" - wspomina Carney. - "W dzisiejszych czasach trudniej jest osiągnąć taki efekt. Przemysł filmowy ma tendencję do produkowania wielkich, widowiskowych filmów dla szerokiej publiczności, które mają raczej uniwersalny, niż unikatowy wydźwięk. Zazwyczaj są dobre i doskonale zrealizowane, ale od początku ich targetem ma być masowy odbiorca, a nie widz, który niekoniecznie chce oglądać Batmana, czy Transformersów. Musicale są gatunkiem plasującym się gdzieś pomiędzy produkcjami niszowymi a masowymi. Jest w nich miejsce na większy ładunek romantyzmu, a historia zwykle ma drugorzędne znaczenie, więc może być poprowadzona w bardziej nietypowym kierunku. Muzyka jest tym uniwersalnym elementem, który jednoczy masową widownię. Kręcąc musical możesz zrobić film skierowany do szerokiej publiczności, nie rezygnując z artystycznych ambicji."
Być może w refleksji Adama Levine'a jest najwięcej zrozumienia, na czym polega potęga muzyki i jakie jest jej oddziaływanie w filmie: "Każdy - pod warunkiem, że ma duszę - ma jakiś ulubiony utwór, który przemawia do niego z ogromną mocą" - mówi muzyk. - "Dla mnie jest to piosenka Pearl Jam 'Elderly Woman Behind the Counter in a Small Town' - gdy byłem nastolatkiem, płakałem zawsze, gdy ją słyszałem. Dorastanie to paskudna sprawa, ta piosenka pomogła mi przetrwać ten trudny okres."
"Może zabrzmi to pompatycznie, ale moim zdaniem nasz film jest odpowiedzią na pytanie 'Czy piosenka może uratować twoje życie?'" - dodaje Levine. - "Wierzę, że energia, która cię wypełnia, gdy słyszysz piosenkę przemawiającą do twoich emocji może zmienić twoje życie, a nawet - kto wie? - uratować je. Muzyka uratowała mnie - kocham ją tak ogromnie, że nie wiem, jaki sens miałoby moje życie bez niej."