Reklama

"Zaczarowana": Ukryte aluzje, znajome głosy

Lima, pracując nad scenariuszem, postanowił w nim zawrzeć wiele zawoalowanych aluzji do dawnych produkcji Disneya. Sytuacje fabularne, a czasem nazwiska i fragmenty dialogów przywodzące na myśl, często nie wprost, sceny z "Królewny Śnieżki" czy innych produkcji, nazwali wraz z Kelly "chwilami księżniczki". Byli pewni, że ich tropienie dodatkowo rozbawi tych, którzy wychowali się na filmach Disneya. Postanowili posunąć się o krok dalej, obsadzając w filmie aktorki, których głosy są związane nierozłącznie z animacjami spod tego znaku. I tak Jodi Benson, czyli głos Małej Syrenki, wystąpiła jako Sam, asystentka Roberta, a Paige O' Hara - Piękna z "Pięknej i Bestii", wcieliła się w postać Trish, aktorki z opery mydlanej.

Reklama

Milcząca wiewiórka

Lima opowiadał, że na pomysł wprowadzenia do akcji wiewiórki Pipa wpadł już podczas pracy nad filmem. Miała to być postać łącząca dwa światy, swoim zachowaniem niejako komentująca postępowanie bohaterów i przez większą część filmu z uporem milcząca. Mówi za nią jej zachowanie. To hołd dla dawnych animatorów Disneya, którzy tego typu pełne ekspresji zwierzęce postaci doprowadzili do perfekcji. A dzisiaj mamy do dyspozycji niesamowite komputerowe możliwości techniczne. Więc zabraliśmy się za Pipa - mówił reżyser.

Cudowna Andalazja

Animowana kraina Andalazji (na ekranie około dziesięciu minut) zaczęła powstawać na dziewięć miesięcy przed zdjęciami do aktorskiej części filmu. Użyto przede wszystkim tradycyjnych, w wielkiej mierze zarzuconych już technik ręcznie malowanej animacji. James Baxter, legendarny animator ze studia Disneya (pracował przy pięciu pełnometrażowych filmach i wielu krótkich), zajął się na prośbę Limy koordynacją prac i tworzeniem storyboardów. Celem było uzyskanie wspomnianego efektu "skondensowanego stylu Disneya". Po wielu dyskusjach Baxter i Lima doszli do wniosku, że kluczowe będą odwołania do stylu Art Nouveau, który odcisnął silne piętno na plastycznym myśleniu twórców disnejowskich kreskówek. Ważnym elementem było podpatrywanie ruchów i ekspresji ciała aktorów, co czynili rysownicy. Chodziło o to, by aktorzy i ich rysowane odpowiedniki tworzyły niejako jedną osobowość. Także kostiumy ze świata Andalazji i te z Nowego Jorku (zwłaszcza księcia) miały być swoimi możliwie dokładnymi replikami. Baxter mówił, że czuł się wzruszony. To, co ujęło mnie w tym projekcie, to wrażenie nostalgii, ale bez mazgajstwa. Animowany świat traktujemy jako (w pewnym sensie) całkowicie realny, z szacunkiem dla reguł, które w nim panują. Bo jest realny - zamieszkał na stałe w wyobraźni milionów ludzi. Pokazujemy coś nowego, a jednocześnie nie tracimy kontaktu z klasyką.

Nowojorski szok, nowojorski taniec i śpiew

Przejście z baśniowego świata do realnego miało być szokiem dla Giselle i widzowie też mieli to mocno odczuć. Dlatego Lima zrezygnował z początkowej koncepcji, by księżniczka pojawiała się w Central Parku. Zamiast tego wyekspediował ją w sam środek Times Square. Lubię porównywać ten moment filmu do chwili, kiedy Królewna Śnieżka trafia do mrocznego lasu - mówił reżyser. - Z drugiej strony takie jest zetknięcie przybyszów z prowincji z Nowym Jorkiem: przerażające i ekscytujące zarazem. Ogromne budynki, tłum ludzi, wielki pośpiech. Można poczuć się zagubionym - i takie wrażenie chcieliśmy oddać jak najwierniej. Kręcono w tak słynnych miejscach, jak Central Park, Woolworth Building czy Most Brooklyński (ten ostatni niemal całkowicie zamknięto na czas zdjęć), a także w Steiner Studios na Brooklynie. W scenach zbiorowych pojawiło się ponad 150 statystów i tancerzy. Wielką wagę przykładano do musicalowych partii filmu, muzyki i nowych piosenek, które napisał słynny duet Alan Menken - Stephen Schwartz, wielokrotni zdobywcy Oscarów. Postanowiliśmy cofnąć się do czasów "Królewny Śnieżki" i "Kopciuszka" i oddać na swój sposób hołd utworom z tamtego okresu animacji. No i oczywiście wtrącić jednak coś od siebie - mówił Menken.

Lima bez fałszywej skromności stwierdził, że zarówno on, jak i zapewne większość zespołu czuła się podczas pracy tak, jakby wytyczali nowe horyzonty disnejowskiej tradycji. Myślę, że wkraczaliśmy śmiało na nowe ścieżki, tak jak kiedyś czynili to twórcy "Mary Poppins" i może dlatego praca nad filmem była tak ekscytująca. Naprawdę dało się to odczuć!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zaczarowana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy