"Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda": PRODUKCJA
"Jesse James miał większą wartość, niż wam się może wydawać. Każdy chciał do niego dołączyć, przebywać z nim, być takim jak on... a kończyło się to zawsze poczuciem straty" - Robert Ford
Kiedy scenarzysta/reżyser Andrew Dominik przeczytał powieść Rona Hansena zatytułowaną "The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford", zaintrygowały go te same kwestie, którymi w swoich badaniach kierował się przez lata Hansen, zgłębiając wcześniej nieznane fakty z życia Jesse'ego Jamesa, oraz informacje o tym, jaki James był prywatnie, poza powszechnie prezentowanym wizerunkiem.
"Nie wiedziałem o Jesse'em Jamesie ani Robercie Fordzie nic ponad to, co wie przeciętny człowiek, ale zaciekawiła mnie opowieść o żywych i prawdziwych ludziach i emocjach" - mówi. - "Co to za ludzie? Co czują? Jak wyglądają ich wzajemne relacje? Fakt, że obaj byli legendarnymi postaciami amerykańskiej historii, dodawał temu dramatyzmu, ale tak naprawdę miał znaczenie drugoplanowe".
"Był to portret Roberta Forda, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem" - opowiada reżyser. - "Daje nam poczucie, czym dla niego mogło tak naprawdę być to wydarzenie - zastrzelenie człowieka w jego własnym domu, nieomal w obecności żony i dzieci Jesse'ego, a potem wyczekiwanie całymi dniami wraz z niewzruszonym bratem i próby radzenia sobie z ogromem reakcji opinii publicznej. Widzimy jego niepokój, opłakaną sytuację, ambicje i myślimy: ?Tak zapewne to w rzeczywistości wyglądało?. Tym właśnie poruszyła mnie książka i to chciałem ukazać na ekranie".
Brad Pitt, który poza odtworzeniem głównej roli został także producentem filmu, z podobnym przejęciem podszedł do "analizy mitów o Jesse'em Jamesie jako bohaterze i Robercie Fordzie jako tchórzu".
"Film ukazuje prawdziwe oblicza obu tych mężczyzn oraz ich otoczenie, które nadaje legendarnemu bandycie rys człowieczeństwa i odsłania jego słabe strony" - mówi producentka Jules Daly. - "Niewielu ludzi w ogóle zna prawdę o Robercie Fordzie. W jego przypadku była to desperacka chęć stania się kimś, kim nie był, i tym, kogo uwielbiał".
Choć film oparty został na wynikach gruntownych badań losów obu bohaterów, ich historii i epoki, w której żyli, charakter relacji łączących Jesse'ego Jamesa i Roberta Forda ukazany w filmie jest przypuszczalny i ma raczej pobudzać wyobraźnię niż narzucać konkretny punkt widzenia.
Producent Ridley Scott mówi: "Wewnętrzny świat Roberta Forda możemy sobie tylko wyobrażać, podobnie jak rozterki Jesse'ego Jamesa u schyłku życia, jego osobiste przemyślenia i potencjalne żale. Film stawia pytania, na które najlepiej odpowie sobie każdy widz z osobna. Andrew daje im taką możliwość".
Producentka Dede Gardner dodaje: "Opowieść jest autentyczna pod względem analizy ludzkiego zachowania, uwielbienia, ego i rozżalenia. To, co wydarzyło się między tymi dwoma mężczyznami, można równie dobrze odnieść do niezliczonych opowieści z najróżniejszych epok. Relacje Jesse'ego Jamesa i Roberta Forda to historia o konsekwencjach i spełnionych marzeniach, o tym, jak trzeba analizować uwielbienie jednego człowieka do drugiego w kontekście losów i indywidualnych potrzeb każdego z nich. Uwielbienie dla bohatera nie może istnieć w czystej formie. Czynniki zewnętrzne wpływają na przyszłe wydarzenia na długo zanim obaj bohaterowie się spotkają".
"Nazwałbym ten film bardziej dramatem psychologicznym niż westernem" - mówi Pitt. - "Ukazuje on anatomię zbrodni i jej konsekwencje". To właśnie skoncentrowana na bohaterach perspektywa powoduje, że Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda jest tak odmienna od wielu adaptacji opowieści o cieszącym się złą sławą bandycie i jego niezbyt znanym zabójcy. Chociaż akcję rozpoczyna nocna zasadzka i napad na pociąg, tak typowe dla bandy Jesse'ego Jamesa w dniach jej świetności, to prawdziwy dramat ujawnia się dopiero po napadzie w postaci osobistych demonów Jesse'ego, jego obsesji na punkcie zacierania swoich śladów i coraz bardziej zagadkowych kontaktów z niespokojnymi członkami jego bandy, którzy muszą siedzieć bezczynnie, dopóki nie dostaną od niego informacji o kolejnym skoku.
Po napadzie Jesse rozstaje się ze swoim bratem Frankiem, który czuje, że nadszedł czas, by porzucić zbójeckie życie na rzecz bezpieczniejszej egzystencji w jakimś innym miejscu. Tymczasem cena za głowę Jesse'ego wzrasta do kwoty większej, niż którykolwiek z jego kompanów mógł zgromadzić po kilku skokach. Co więc powstrzymało ich przed wydaniem go albo wpakowaniem mu kulki w głowę w zamian za własne bezpieczeństwo i ogromną nagrodę? Lojalność? Strach? Zapewne obie te rzeczy po trochu.
"Szczególnie podoba mi się to, jak bohaterowie zmagają się bardziej sami ze sobą niż z sobą nawzajem" - zauważa Dominik. - "Każdy z nich kształtuje rzeczywistość tak, by pasowała do jego pragnień i obaw, a nie łączy ich tak naprawdę zbyt wiele".
Legenda Jesse'ego Jamesa narodziła się w czasach, gdy koncepcja wizerunku medialnego dopiero powstawała. Wydawcy gazet i tanich czytadeł sycili panujący w społeczeństwie głód pasjonującej rozrywki. Jak na zamówienie pojawił się Jesse James. Opowieści o jego zbrodniach był często koloryzowane, a kiedy i to nie wystarczyło - kompletnie zmyślane, ale tak, by podkreślić jego odwagę i charyzmę. Na takich lekturach wychował się Robert Ford i to one wzbudziły w nim nierealne marzenia o sławie.
"Była to sława w prawdziwym tego słowa znaczeniu" - mówi Scott. - "A jednocześnie w epoce tej opinia publiczna cechowała się dużą prostotą, nawet w stosunku do Jesse'ego Jamesa i jego napadów. Wizja ta nabrała romantyzmu - postrzegano go bardziej jako bohatera i buntownika niż mordercę i bandytę".
Mówi pisarz Ron Hansen: "On w pewnym sensie uosabiał esencję amerykańskiego indywidualizmu, robiąc rzeczy, o których inni ludzie myśleli, ale byli zbyt skrępowani konwenansami, by to faktycznie zrobić. Chcieli pogrozić mu palcem, a zarazem cieszyli się, że istnieje ktoś taki i jest ich przedstawicielem. Częściowo Jesse James zawdzięcza swój wizerunek publicyście Johnowi Newmanowi Edwardsowi, który był redaktorem gazety wydawanej w Kansas City. Za każdym razem, gdy Jesse popełnił przestępstwo, Edwards koloryzował je tak, by Jesse wydawał się pełnym życia hultajem albo mścicielem, który uderza w interesy tych, którzy ponoć wpędzali w nędzę ludzi w Missouri, choć tak naprawdę to głównie Jesse James był powodem ich biedy. W rezultacie prawdziwy przestępca stał się bohaterem, a stąd zrodziło się bezkrytyczne uwielbienie".
Ford był zaś postacią umniejszaną przez historię i media - jego życie zostało sprowadzone do jednego celu, który wyrażał się w napisie na nagrobku Jesse'ego: "Ku pamięci mojego ukochanego syna, zamordowanego przez zdrajcę i tchórza, którego nazwiska nie warto tu nawet umieszczać".
Ironią losu jest to, że prawdziwa osobowość Jesse'ego Jamesa nie wymagała koloryzowania, bo i tak mogła fascynować: miewał nieprzewidywalne humory, dziwne motywy działania i skomplikowane relacje z niewielką grupką ludzi, których uważał za zaufanych towarzyszy. Podobnie Robert Ford był wdzięcznym przedmiotem badań, tak jak i relacje, które nawiązały się - a potem pogorszyły - pomiędzy oboma bohaterami.
"Gdy zagłębiłem się w tę sprawę, zauważyłem, że nikt wcześniej nie opowiedział historii o tym, jak Ford zabił Jesse'ego Jamesa, z autentycznymi szczegółami, a przecież to niezwykle zawiły dramat" - mówi Hansen.
Po tym, gdy Robert został przedstawiony Jesse'emu przez swojego brata, Charleya Forda, i z powodzeniem zadebiutował jako członek bandy Jamesa podczas napadu na pociąg w Blue Cut, Jesse powierzył Robertowi przeprowadzkę do nowego domu. Zmiany miejsca zamieszkania były wówczas normalne po głośnych napadach. Po wykonaniu tego zadania Ford pozostał w nowym domu jako gość, niewątpliwie napawając się obecnością swojego idola, a zapewne także przekonując się powoli o tym, jaki James był w rzeczywistości.
Jesse także bez wątpienia dostrzegł w swoim młodym fanie coś, co spowodowało, że uznał, iż warto mieć Forda u swojego boku. "Ford mógł na przykład wzmocnić obawy, które już pojawiały się u Jamesa" - sugeruje Scott. - "A jednocześnie Jesse pewnie zauważył bogobojne wręcz oddanie Forda oraz elementy niekonsekwencji i ironii losu, które towarzyszyły temu uwielbieniu".
"Być może Ford przypominał Jesse'emu lepsze czasy, albo nawet ambicje, jakie sam miał w tym wieku" - dodaje Gardner.
Jeśli chodzi o potencjalne niebezpieczeństwo związane z zaproszeniem Forda do swojego domu, Hansen uważa, że rozwiązanie tej zagadki można znaleźć w osobowości Jesse'ego. "To był człowiek, który rabował banki i pociągi - lubił znajdować się w sytuacjach, w których groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Potrzebował tej adrenaliny. Jego relacje z Robertem Fordem przypominały stąpanie po krawędzi urwiska i spoglądanie w dół".
"Możliwe też - sugeruje Pitt - że chciał zadrwić z Forda. To naprawdę ciekawe, że zdjął swój pas z bronią i odwrócił się plecami do niego. Wywołało to ciągnącą się latami dyskusję i spekulacje, ale do dziś motyw tego czynu pozostaje niejasny. Mimo całych przeprowadzonych badań nawet Ron Hansen przyznaje, że na niektóre pytania nie znalazł odpowiedzi".
O tym, czego Ford szukał u człowieka, którego podziwiał dorastając, reżyser mówi: "Robert wygląda na takiego, którego łatwo zranić. Być może wyobrażał sobie, że będąc z Jesse'em Jamesem - czy może raczej będąc Jesse'em Jamesem - miałby zapewnione bezpieczeństwo. Wszyscy słyszeliśmy o takich przypadkach. Człowiek wyobraża sobie, że z kimś innym łączy go jakaś szczególna więź, a potem odkrywa, że to nieprawda albo że to za mało. Uwielbienie przeradza się w gniew. Myślę, że uczucia Forda wahają się między tymi dwoma skrajnymi wymiarami".
"Przemiana Forda z człowieka uwielbiającego swojego bohatera w zabójcę nie jest aż tak drastyczna, jak mogłyby to sugerować słowa - to zresztą element przesłania filmu" - mówi Gardner. - "Bob nigdy nie zastanawia się nad tym, jaką rolę odgrywa jego ego w kurczowym trzymaniu się przyjaźni z Jesse'em. Uświadamia sobie, że w jego życiu zbyt dużo jest Jesse'ego, a za mało Boba. W przypływie złego humoru postanawia zostać tym, który zabije słynnego bandytę. Z chwilą, gdy postanawia zrealizować swój plan, tylko to się liczy - to o wiele więcej, niż chciał czy nawet kiedykolwiek przypuszczał".
Na decyzję Roberta Forda o zamachu na życie Jesse'ego Jamesa miała wpływ cała gama czynników, z których równie ważnymi mogły być rzeczy tak praktyczne, jak obrona własna i nagroda za głowę Jamesa. Innymi czynnikami - wymienia Daly - mogły być "strach, przeznaczenie, zazdrość, rozczarowanie oraz nieodparty urok bycia "wielkim" i liczenia się dla świata. Łącząca ich więź przypominała w pewnym sensie przeznaczenie. Tak jakby Jesse wybrał Roberta Forda w takim samym stopniu, jak Ford wybrał jego".
Ale nawet po oddaniu zabójczego strzału i długo potem, jak mówi Daly: "Ford nigdy nie przestaje czcić swojego bohatera. Do samego końca podziwia Jesse'ego".
"Reasumując, uważam, że tak naprawdę w tej historii więcej łez przynoszą modlitwy wysłuchane przez Boga" - mówi Dominik. - "Robert Ford dostaje to, czego chce, i zyskuje sobie pewną sławę, ale przekonuje się, że to nie jest to, o czym marzył... podobnie jak Jesse James i jego życie, które wcale nie musiało wyglądać tak, jak je sobie Jesse wyobrażał".